WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

niedziela, 5 stycznia 2014

Udręka i ekstaza czyli dobrze być malarką

ALE zacznę od dresu. Tak, odniosłam prawie zwycięstwo. Włożyłam do wielkiej torby wszystkie okropne spodnie - poza jedną parą w miarę przyzwoitych. Znalazła się tam również futrzana kamizelka, kupiona na wagę bardzo tanio, zdemaskowana przez Wojtka jako wybrakowany spód od kurtki - oraz mnóstwo innych rzeczy, w których wstydziłabym się nawet odebrać paczkę od listonosza.
Pod osłoną nocy, skradając się pod murem kamienicy, postawiłam torbę pod śmietnikiem - jednak pomyślałam, że widok moich workowatych spodni rozpiętych na krzakach czy futerka w kałuży bolałby za bardzo - więc otworzyłam kratę i wrzuciłam torbę wprost do kontenera....a potem, po paru głębszych wdechach, pobiegłam do domu. Kto się rozstawał z miłością swojego życia, ten wie, co znaczy nie obejrzeć się WTEDY za siebie, ten ostatni raz.
Teraz ból zelżał, tym bardziej, że widok złotych paznokci (również u stóp) oraz intensywna praca, przynosząca efekty, pomogły mi poczuć się niemal jak na studiach.

Pomysł, co dalej z Panienką M., raczył mnie nawiedzić wczoraj kwadrans przed północą - byłam pewna, że wiem, co robić. Jednak po godzinie wiedziałam, że moje działania zmierzają w złym kierunku - sztywno, martwo i bez nastroju. W zasadzie gorzej już być nie mogło - to najcenniejsze momenty, które wyzwalają u mnie odwagę graniczącą z desperacją.
I zamalowałam obrazek.
Na szaro.
Spokojnie (na zewnątrz) zjadłam kotlet z obiadu przygotowanego przez Wojtka


Po czym, upewniając się, że farba wyschła, tarłam, drapałam i wierciłam, aż faktura stała się interesująca.
Niestety (dla Państwa), i dziś pokażę tylko fragmenty - zawsze coś.




Rozpierała mnie radość - mało nie zjechałam z poręczy, żeby wyjść na spacer z Pepą.

A propos - rozgryzłam naszego psa.


To wyjątkowo udana krzyżówka jamnika z buldogiem w cieniu krowy.

Na koniec nieśmiało wspomnę, że dziś dopracowywałam szczegóły i chyba można się spodziewać, że najbliższy wpis będzie premierą Panienki M.
Mam nadzieję, że czeka mnie praca mniej emocjonalna - ale choć malowanie czasem zjada mi nerwy - warto, bardzo warto.


7 komentarzy:

  1. Rzadko maluję paznokcie czymś co nie jest odżywką (jestem straszliwym leniem w ich kwestii) ale kiedy już to zrobię... ;) Nie mogę się napatrzyć, jakie są "inne" i ekscytujące.
    Ot, stereotypowa kobieca próżność. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I w ogóle przybij piątkę! Jadłyśmy mielone z pieczonymi ziemniakami tego samego dnia. :)

      Usuń
    2. O, to, to! Ja też się w nie wgapiam i obiecuję sobie, że tak już będzie zawsze (ale nie jest). Czy to próżność? Zawsze miałam się za estetkę ze skłonnością do sroczego gustu.
      Przybijam! I idę do grzanek.

      Usuń
  2. Pierwsze zdjęcie mnie urzekło, to chyba pierwszy akcent kulinarny uchwycony tutaj na zdjęciu, pyszności! ;) PS. Te niebieskie talerze to przypadek? Bo wiesz, słyszałem o takiej teorii, że z niebieskich mniej się je ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypadek - Wojtek "wprowadził je" ze swoim posagiem. Może i jemy mniej - więcej by się nie zmieściło!

      Usuń
  3. książkę z tytułu znałam kiedyś prawie na pamięć. cudowna! Dag. ps. kocham mielone z puree i mizerią

    OdpowiedzUsuń
  4. Mizeria tak, puree może być, ale zawsze wolę sznycel/schabowy niż mielonego, że nie wspomnę o szczycie marzeń - d. w olaju

    OdpowiedzUsuń