WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

piątek, 27 grudnia 2013

Po Świętach, ale nie do końca

Nabrałam już nieco dystansu do Świąt, w czym bardzo pomógł mi fakt, że się skończyły.
Tak się szczęśliwie złożyło, że wypadają bardzo korzystnie, jeśli chodzi o rozkład tygodniowy, tak więc bez specjalnego trudu można mieć 12 dni wolnego.

Dla uczczenia tego faktu wklejam "piosenkę" z moimi ulubionymi słowami.


Jesteś jak gwiazda mi
Tak lśnisz na niebie mym

I pulsujący mocno
Wulkan mój to ty

Jak motyl fruniesz tak
Przez całe życie mi

Merci, że jesteś tu

Bo przecież Święta to również wielkie święto konsumpcji, trzeba więc zachęcić do kupna.

Czy wiedzieliście, że :
"Małe chwile tworzą cudowne święta"? (coś a la carpe diem?)
Czy posłuchaliście zachęty majonezu - "Zaczaruj Święta smakiem"? (bo przecież Święta muszą być zaczarowane albo magiczne)
Albo chociaż poszliście do sklepu, gdzie na szybie porozlepiano napisy:
"Prezenty tak wyjątkowe, jak twoi bliscy." - i konkluzja - "Kochaj Święta" (Tkk Maxx) - tutaj widać manipulację - przecież bliscy są wyjątkowi (no przecież są - tak czy nie?), czyli zasługują na prezenty o odpowiedniej randze. Znajdziesz je w naszym sklepie. I kupisz, bo przecież kochasz Święta, kiedy wszystko staje się wyjątkowe, magiczne, cudowne, rodzinne - głównie dzięki zakupom.

Co do wyjątkowych prezentów - Mimo moich ostrzeżeń, Babcia znalazła dla Gucia baśnie braci Grimm. Powiedziała, że przeglądała je i są zdecydowanie w wersji light.
Wczoraj przed snem zaczęłam od Królewny Śnieżki - gdzie już w początkowych wersach umiera jej mama a tatuś - król żeni się ze złą macochą (trochę się nagimnastykowałam, żeby zapewnić synkowi spokojny sen).
Druga bajka - czarodziejka miała trzech synów, a ponieważ bała się, że skradną jej moc, zamieniła jednego z wieloryba, drugiego w kruka, a trzeciego nie zdążyła, bo uciekł. Znalazł on zaklętą księżniczkę. Kiedy wszedł do jej Zamku Złotego Słońca, usłyszał tylko rozpaczliwy szloch (na szczęście Gucio tu zaczął przysypiać), a kiedy zobaczył osobę płaczącą, odskoczył ze wstrętem - gdyż pokryta była wrzodami i liszajami, z oczu ciekła ropa (tu ściszyłam głos, nie wierząc, że naprawdę tak jest napisane - Gucio zasnął).

Ale w ogóle prezenty się udały


Wojtek dostał np kosmiczną bieliznę samogrzejącą - bluzę i kalesony, czarne wszystko i w typie sf i teraz mówi o sobie "My nurcy", ja zostałam przez Mikołaja zaopatrzona w asortyment bardzo kobiecy (i nie jest to odkurzacz), a strój pielęgniarki, wykonany przez Gustawa okazał się torbą z wyciętymi otworami na oczy i nos. Powiedział, że chociaż nie do końca Mu się udało, to "Dałem z siebie wszystko"

Na biesiadnikach wielkie wrażenie zrobiła gęś, przygotowana jako pieczyste przez Wojtka, która dosłownie rzuciła biesiadników na kolana - a moja Mama (osoba bardzo krytyczna) powiedziała, ze gdyby W. zrobił coś strasznego i chciał ją przeprosić, to za pomocą takiej gęsi zawsze uzyska przebaczenie. Absolutnie wybitna pozycja na świątecznym stole. Nie myślałam, że jakikolwiek pieczony ptak może smakować w ten sposób.

Na koniec - jako klamra kompozycyjna - inna, bogatsza wersja Merci.
Niestety, wkleić się jej nie da - ukrywa się pod linkiem merci miłosne

Jesteś rymem nowym 
W wierszach, które piszę

Jesteś lotem cudnym
W mojej galaktyce

Jesteś wiatrem
Który wieje prosto w twarz

Merci, że jesteś tu

Jesteś chwilą piękną
Która będzie trwać

Merci, że jesteś tu

Chciałabym zobaczyć tego orła, który wymyślił/przetłumaczył ten tekst.

A jutro nowa Panienka - początek i nie wiem, co jeszcze, bo się dopiero przydarzy.


39 komentarzy:

  1. poświąteczne uściski, u mnie też była gęś : )
    Panienka moja, czy konkurencyjna?
    dag.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobno pierwotne wersje bajek braci Grimm to był dopiero czysty hardkor (i jeśli dobrze pamiętam, wcale nie były przeznaczone dla dzieci). Gęsi okrutnie zazdroszczę, jeszcze nigdy nie miałem okazji jeść jej pieczonej w całości (ale nieskromnie przyznam, że pieczona kaczka wychodzi mi całkiem nieźle). Pozdrawiam! :) PS. A tej reklamy Merci szczerze nie znoszę :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam wydanie dwutomowe z lat 60tych czy wcześniejszych. Już będąc w podstawówce robiłam sobie seanse horrorowe z sąsiadką zza płota - to jedne z najmilszych chwil dzieciństwa - siedzenie w ogródku i jeżące się nam obu włosy.
      Co do reklamy - piękno Cię mierzi? :)

      Usuń
    2. Mnie ta reklama wydaje się kiczowata straszliwie ;)

      Usuń
  3. Przepraszam, że znów wtryniam nos w nieswoje sprawy ale skoro - jak kiedyś zauważyłaś - publikujesz coś na blogu, to godzisz się na interakcję. O ile dobrze zrozumiałam. ;)

    Otóż nie potrafię przejść obojętnie obok niechęci wobec klasycznych bajek. Naprawdę; teksty o tym, jak to okrucieństwo świata sprzed kilku stuleci miażdży dziecięcą psychikę działają na mnie jak czerwona płachta na torturowanego byka. Swego czasu też byłam ukochanym i wyczekanym pierwszym dzieckiem w rodzinie, pierwszym wnuczęciem moich dziadków, więc mogę zaryzykować stwierdzenie, że moja dziecięca sytuacja w jakiś sposób przypominała obecną Gucia (i dlatego w ogóle poczułam, że mogę napisać coś w tej kwestii). Moi rodzice i dziadkowie wychodzili z założenia, że skoro na starych opowieściach wychowało się tyle pokoleń ludzkości przede mną, z nimi na czele, dlaczego niby mieliby mnie przed nimi chronić?
    Więc wychowywano mnie na klasycznych mitologiach (m. in. greckiej oraz nordyckiej) oraz baśniach czy podaniach. Od najmłodszych lat; jedno z moich najwcześniejszych wspomnień dotyczy chwili, kiedy siedziałam na kolanach mojej cioci (wówczas dwudziestolatki), która wróciła zmęczona do domu i, usiłując jednocześnie jeść obiad, czytała mi Mity Parandowskiego ale ponieważ godzenie tych czynności okazało się niewykonalne, lekturę przejęła babcia. ;) Oczywiście, że mnóstwa rzeczy jeszcze nie rozumiałam i jasne, że w przypadku baśni Grimmów darowano mi opisy kanibalizmu czy pedofilii - ale poza tym nie miałam żadnej taryfy ulgowej. Czego nie rozumiałam jako trzylatka, zaczęłam ogarniać mając lat pięć albo sześć, niektóre rzeczy jeszcze później (np. zachwyt Zeusa "pięknym chłopcem" Ganimedesem) ale czytano mi o nich od początku. Nie separowano mnie od smutku towarzyszącego lekturze "Dziewczynki z zapałkami" (że tak polecę, ekhem.. nowszą literaturą ;) ) ani nie wciskano kitu, że Jaś i Małogosia wyszli na spacerek do lasu, bo wiedziałam, że zostali podstępnie wywaleni z domu przez ojca, którego zmanipulowała zła macocha. Gdzie miał być głód - był głód, gdzie wojna - była wojna. Dowiadywałam się przy okazji, że są ludzie dobrzy i źle, oraz, że za ich działaniami mogą stać bardzo rożne motywy (na przykładzie "Jasia i Małgosi": macocha może wcale nie była taka paskudna ale skoro w kraju wszyscy głodowali, to ten głód mógł rzucić jej się na mózg - też zapamiętane z dzieciństwa). Uczyłam się człowieczeństwa i wrażliwości. Uczyłam się dokonywania trudnych wyborów. No i z rzeczy bardziej konkretnych - lektury "zbyt poważne" jak mój wiek pomogły mi rozwijać umysł w czasie szybszym, niż wielu moich rówieśników.
    Kilka lat później cały proces został powtórzony na mojej siostrze, co mogłam już obserwować jako świadoma osoba. I dziś żadna z nas (ani nasi krewni) nie uważa, aby był to zły kierunek. Ponieważ wyraźnie widzimy, że dostałyśmy FANTASTYCZNY spadek i możliwość wejścia w dorosłość z wiedzą życiową, którą dziś spotyka się już (niestety) coraz rzadziej.
    Dlatego - wybacz - szlag mnie trafia, kiedy po raz kolejny czytam, jakim to złem są klasyczne bajki dla dzieci i jak destrukcyjny wpływ mają na młode pokolenie. Dotąd zawsze uważałam, że mądralińscy wypisujący podobne pierdoły sami nie mieli okazji przekonać się, jak fantastyczną przygodą potrafi być dorastanie wśród "niedostosowanych wiekowo" opowieści. Bo to IMO pierdoły. Inaczej ich nie nazwę.

    Na koniec informacje oczywiste: nie miałam zamiaru urazić Ciebie ani nikogo innego, chciałam jedynie zaprezentować swoją opinię na ten temat - a na piśmie trudno jest to zrobić w odpowiedni sposób (choćby dlatego, że nie widzę reakcji odbiorcy mojej wiadomości). Jest to także opinia całkowicie subiektywna, oparta o doświadczenie jednej rodziny. Niemniej pomyślałam, że głupio byłoby nie dać w tym miejscu świadectwa, że można inaczej, że stare baśnie nie gryzą. Wbrew pozorom. :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze jedno: sądzę, że im mniej będzie poważnych, trudny baśni w dzieciństwie, tym więcej zgody na "pulsujące wulkany" i "loty cudowne w galaktyce" w przyszłości. Bo nikomu nie będzie zależeć.

      Usuń
    2. Wiedźmo - przybij piątkę :) chowałam się na Andersenie , Sierotce Marysi i innych przysmucaczach , Braci Grimm też czytałam i jakoś mi się psychika nie skrzywiła . Sęk w tym , że okrucieństwo opisywane , a nie oglądane , nie dociera do dziecięcej psychiki tak na 100% , bo dziecko nie jest świadome pewnych mechanizmów i nie może ich zrozumieć ze względu na niedojrzały i nieukształtowany mózg . Na żadnej z moich koleżanek nie robiło wrażenia ,że siostry Kopciuszka ucinały sobie kawałki stóp i krew tryskała , ale za to żadna z nich nie przechodziła obojętnie obok drugiej , kiedy tamtej stała się jakaś krzywda . Natomiast co wyrasta z dzieci wychowanych na współczesnych kreskówkach - widać gołym okiem .Dziecko , które widzi , że bohaterowie filmów się co i rusz zabijają i leją bez istotnego powodu , przejmuje takie wzorce - bo widzi osoby zachowujące się w określony sposób .Nie selekcjonuje informacji , nie wie ,że to co w telewizji to nieprawda i bajka , bo przecież to widzi , a skoro to widzi , znaczy że to istnieje naprawdę . Dlatego rękami i nogami popieram stare baśnie i na pohybel pokemonom i Monster High !

      Usuń
    3. Tak samo jedną z moich ukochanych książeczek była rozkładana książeczka z przesuwanymi elementami o Jasiu i Małgosi , gdzie można było osobiście Babę Jagę wsadzać do pieca :D

      Usuń
    4. Co ja mogę napisać? Nie wiem, to nowy dla mnie i interesujący punkt widzenia. Generalnie panuje "trynd", żeby unikać okrucieństwa w przekazach i ja mu się poddałam. Gryxio pisał, że baśnie Grimmów były dla dorosłych. Nie wiem też, czy to samo się odnosi do dzieci w różnym wieku.
      Co do autora piosenki, to przecież wrażliwości na piękno literatury i obcowania z nim nie trzeba się uczyć tylko z okrutnych bajek?
      Nie wiedziałam, że okrucieństwo opisywane rożni się od oglądanego w filmach czy kreskówkach.
      Ogólnie staram się wychowywać Gucia zgodnie z zasadą "nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe", a tu wiem, że zacząłby zadawać mi pytania (już zaczął!), na które nie znałabym dobrej odpowiedzi, bo stałyby w sprzeczności z tą zasadą. Na agresję nie mam zgody - a tu bym czytała o rozwaleniu np żaby o ścianę, wyrwaniu serca sarnie? (Żabi Król, Śnieżka).
      Ale - oczywiście zastanowię się nad waszymi głosami, Wiedźmo i Parabelko.

      Usuń
    5. Jeszcze jedno - inna sprawa to powaga, smutek zawarty w baśniach - uważam, że jest potrzebny, przedstawienie zła też, ale obcinanie członków czy tortury to co innego. Wyczuwam w nich jakieś niezdrowe niewyżycie autora.
      Nie uważam, ze przed trudnymi lekturami należy chronić, ale u Grimmów zło po prostu często nie ma żadnego uzasadnienia.

      Usuń
    6. Parabelko, faktycznie. Nie pomyślałam o tej jednej rzeczy, że wyobrażane i ogląda to jednak dwie różne kwestie i inaczej się je odbiera, nawet w okresie dorosłym. Tu masz całkowitą rację. Zresztą Twoja opowieść o okaleczających się siostrach Kopciuszka przypomniała mi, że w dzieciństwie ograniczano mój dostęp do amerykańskich kreskówek, własnie z powodu prezentowanego w nich bezmyślnego okrucieństwa (typu: Jerry zrzuca na głowę Toma odważnik z napisem "jedna tona", wbijając tym kota w ziemię a w następnej scenie już jest wszystko w porządku). Kiedy miałam niecałe dziesięć lat w telewizji pojawił się serial "Power rangers", którego szczerze nie znosiłam, własnie z powodu idiotycznego natężenia bezmyślnej, nieuzasadnionej przemocy. Teraz sobie myślę, że za podobną postawę odpowiadało faszerowanie mnie odpowiednimi, mądrymi treściami od najwcześniejszych lat.
      Na pohybel! ;) A Babę Jagę i teraz bym chętnie spaliła, gdybym tylko miała dostęp do podobnej książeczki; bo nie ma to jak sprytna zabawka interaktywna. :P

      Justyno, napisała to, co napisałam, bo w ogóle głosy zbliżone do mojego spotyka się ostatnio coraz rzadziej. I muszę przyznać, że bardzo mnie to niepokoi; bo boję się, że jak tak dalej pójdzie to w czasach, kiedy wreszcie zdecyduję się na dziecko i będę starała się powielić metodę wychowawczą stosowaną na mnie (mam ją za słuszną i sprawiedliwą), przypuszczalnie będę wzywana na dywanik przedszkolno-szkolnego psychologa za szkodzenie psychice własnego dziecka. :>
      W wypowiedzi Gryxa zresztą zauważam pewną drobną manipulację: owszem, baśnie spisane przez Grimmów były przeznaczone dla dorosłych, ponieważ w czasach, gdy je tworzono wszystko było dla dorosłych! Jednym z pierwszych pokoleń dzieci w znaczeniu, z którym moglibyśmy się identyfikować, było pokolenie braci Grimm właśnie. Czyli osoby urodzone gdzieś na przełomie Oświecenia i romantyzmu - a i to nie we wszystkich warstwach społecznych. Bo dzieciństwo to młody wynalazek; wcześniej dzieci nie były uważane za istoty specjalne ale były ludźmi dokładnie takimi jak dorośli, tylko mniejszymi. A że Grimmowie w swoich pracach zebrali baśnie ludowe o nieraz bardzo długiej metryce wtedy jasne, że pojawiało się w nich okrucieństwo, przemoc, nieuzasadnione zło. Ponieważ tak postrzegano świat w czasach przednowoczesnych. I tak warto współcześnie postrzegać "kontrowersyjne" wątki podobnych opowieści: jak relikty kulturowe. Tu mała dygresja: ów stosunek do dzieci jako "niedopełnionych" mniejszych ludzi przetrwał dużo dłużej, niż nauczenia Jana Jakuba Rousseau i jemu podobnych. Już pisząc ten komć pomyślałam, że przecież akceptowanie pracy dzieci w fabrykach i kopalniach powszechne było jeszcze w początkach XX wieku a to nic innego, jak pozostałość wielosetletnich zapatrywań na społeczną rolę dziecka: gęba może jeść czyli może też na jedzenie zarabiać. No i wspomnienie czasów, gdy opieka medyczna niemal nie istniała albo dzieciom nie przysługiwała ergo: do dzieci nie należało zbytnio się przywiązywać, bo przecież "Bóg może je zabrać do siebie" w dosłownie każdej chwili.
      Stąd wspomniana przez Ciebie niekonsekwencja: "owszem, nie czyń drugiemu etc. ale świat i tak nigdy nie będzie sprawiedliwy a życie nie będzie pieścić, więc dlaczego nie uświadamiać tego od najmłodszych lat"? Moim zdaniem chodziło bardziej o tego typu rozumowanie. No i z tego samego powodu nie może być mowy o "niewyżyciu" autora okrutnych bajek. Dla mnie nawet tego typu opowieści są o wiele cenniejsze od różowo-majtkowych bajeczek, w których nie ma śmierci ani strachu. Bo to zło ma uzasadnienie: nie każdemu można ufać, życie nie zawsze jest bezpieczne, pozory mylą i tak dalej. Tylko opowiedziane za pomocą przykładów, które te czterysta, pięćset, osiemset lat temu były powszechnie zrozumiałe - i dla których NIE POSIADAMY adekwatnych współczesnych odpowiedników.

      Usuń
    7. Czytam z wielkim zainteresowaniem i chyba wiem, co chcesz przekazać. Mam trochę uwag - po pierwsze : pomiędzy Grimmami a różowo - majtkowymi bajeczkami jest mnóstwo, mnóstwo pozycji.
      Druga sprawa - nie jestem za ukazywaniem lightowej rzeczywistości, za powstrzymywaniem się za wszelką cenę od płaczu czy kłótni przy dziecku, ale jedna sprawa to pokazywać, że zło istnieje, a druga - i to jest w bajkach Grimmów - ukazywanie metod rozprawiania się z nim (okrucieństwo, motyw zemsty itd).
      Wyobraź sobie sytuację - Gucio wraca do domu i opowiada, że chłopiec w przedszkolu Go uderzył. Wg przedszkolnych standardów Gustaw powinien powiedzieć, że się na to nie zgadza i uprzedzić, że jeśli coś takiego się powtórzy, powie pani (ew. zamelduje o tym od razu, jeśli uderzenie będzie z tych mocnych). Czy mam stuprocentową pewność, że po lekturze Grimmów nie będzie skłonny raczej wziąć kija i zdzielić kolegę?
      Na dodatek przerabiamy też rozróżnianie pomiędzy złym postępowaniem a złym człowiekiem. Chcę ustrzec Gucia przed ocenianiem - tym bardziej, że nigdy Mu nie mówię, że jest zły - tylko że nie podoba mi się jego zachowanie. I też razi mnie, kiedy mówi - "On jest zły, bo mnie uszczypnał/uderzył" - wolę powiedzieć "nie wiesz, jaki jest, tylko że zachował się niewłaściwie".
      Czułabym się po prostu głupio, gdybym w bajkach przez snem np czytała Guciowi o załatwianiu spraw na własną rękę, zemście itd.
      Nie mogę zakładać, że wiem, co się w Nim w środku dzieje (że np odróżnia zło widziane od opowiadanego) - bo nie wiem! Na ile mocno przeżywa np śmierć przekonuję się dopiero teraz, kiedy potrafi zapłakany przyjść rano do nas do łóżka (bo wspominał Dziadka i pieski) - a wydawało się, że w samym dniu śmierci interesuje Go tylko, że obiecałam Mu kupno temperówki. A Dziadka, kiedy ten był chory, nawet nie widział - zna to tylko z opowiadań.
      Jeszcze raz poruszę kwestię stosunku do zwierząt - tu też czasy się zmieniły. Jak wycięcie serca sarnie ma się do dzisiejszych czasów, kiedy debatuje się nad zabijaniem karpi?
      Wolę unikać lektur, przy czytaniu których muszę się tłumaczyć ze stosowania podwójnych standardów.
      Ale przyznaję - sprawa nie jest prosta, przynajmniej na tyle, na ile mi się wydawało.

      Jeszcze ad współczesnych odpowiedników - w przedszkolu odbyło się spotkanie z policjantem, który opowiadał o niebezpieczeństwie poznawania w sieci nowych osób - pokazał dzieciakom książeczkę, w której królik poznał niby drugiego królika, ale naprawdę po drugiej stronie siedział głodny wilk. I spotkanie w realu mało nie skończyłoby się katastrofą. Mam tę książeczkę - a Gucio tłumaczył mi, czego się nauczył. Więc są sposoby współczesne.
      I jeszcze, Wiedźmo, wspomnę, że jestem zdecydowanie przeciwna przed chowaniem dziecka pod kloszem, jednak znając swoją wyobraźnię i wrażliwość uważam, ze mnie w wieku Gucia bajki Grimmów zrobiłyby więcej szkody, niż pożytku. Poza tym, w przeciwieństwie do np. Charlesa Perrault, nie mają, umówmy się (wina tłumaczenia?) specjalnych wartości literackich. Tak więc jestem za lekturami poważnymi, ale nie takim prymitywnym hardcorem :)
      A w temacie mitów - te z kolei były dla mnie tak bardzo oderwane od rzeczywistości, że ciekawiło mnie tylko, co się wydarzy, a nie kwestie dobra i zła. Poza tym od nadmiaru postaci zapominałam, kto co komu i dlaczego.

      Usuń
    8. Ja rozumiem Justynę, skoro czujesz, że to nie ten czas, nie czytaj baśni.
      Karola

      Usuń
  4. Ju, jesli nie czytałąś, to polecam Bruno Betteleheima "Cudowne i użyteczne", klasyka - autor (psychoterapeuta) "rozbiera" baśnie i objaśnia je w odniesieniu do dzieci i dorosłych (tak w największym skrócie). Muszę przyklasnąć Wiedźmie i Parabelce, ja też wychowałam się na Grimmach, Andersenie, mitologiach (a czytam od 5 rż.), nikt mi za bardzo lektur nie dobieral i nie nadzorował, bralam co stało na półce. Myślę też, że dziecko przetwarza treści adekwatnie do poziomu rozwoju i jedną bajkę/opowieść może rozumieć zupełnie inaczej w wieku 4-6-8 lat. Poza tym, Ty sama znasz Gucia najlepiej i wiesz co może go zainteresować, na co jest jeszcze za wcześnie i w jakiej formie ma to byc podane. Nic na siłę. Uściski. dag.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, nie znam - dziękuję.
      Grimma poznałam już w podstawówce, a chowana byłam na... nie wiem...Andersenie? (ale tak w ogóle to bajek nie pamiętam na tyle, żeby były jakieś istotne). Najbardziej kochałam atlasy zwierząt. Kiedy nauczyłam się czytać, dość późno, bajki mnie nie interesowały. A do snu, kiedy byłam mała, Tato snuł opowieści sf, inspirowane Lemem

      Usuń
    2. A znacie Serce Amicisa? Pamiętam, jak pani w świetlicy nam, dzieciom, je czytała. Wszystkie szlochałyśmy, była zrozpaczona i wstrząśnięta - o, to było przeżycie!

      Usuń
  5. Wiedźmo, jakakolwiek manipulacja nie była absolutnie moim celem, a jeśli tak to odebrałaś, to najwidoczniej nie dość precyzyjnie się wyraziłem, tyle ;) Ju - pamiętam, gdy ojciec czytywał mi bajki (miałem może jakieś 6 lat) i jedną z nich był "Uczeń czarnoksiężnika" Goethego, ze strachu nie chciałem samemu zasypiać w swoim pokoju (i niby niczego strasznego tam nie ma, ale dramatyczna interpretacja w wykonaniu ojca i rysunek miotły z oczami potrafiły zrobić swoje. No i cienie drzew za oknem). O książce Amicisa wspomniała kiedyś moja pani od geografii w podstawówce, pamiętam jak dziś, jednak nie czytałem jeszcze. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. O, tak, cienie drzew i mnie przerażały...
    prze tobą Serce, a przede mną Uczeń Czarnoksiężnika - mogę śmiało przystąpić do lektury, bo nie śpię sama :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten "Uczeń" króciutki jest, na trzy minutki może ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Goethe z założenia nie pisał dla dzieci ;) . Dzieci potrafią się bać zupełnie irracjonalnych rzeczy i to jest normalne . Jeżeli jakiś tekst zaczyna dziecko przerażać , samo da znać , że nie chce słuchać , tak samo jak na filmie zakryje oczy .
    "Serce" to jedna z najbardziej dla mnie traumatycznych lektur - do tego stopnia że treść całkowicie wyparłam z pamięci , takie to było niemożliwie ponure i okropne . W przeciwieństwie do baśni Grimmów . Rzecz leży w realności - Serce rozgrywa się w zrozumiałym dla dziecka świecie , przypominającym jego otoczenie , natomiast baśnie mają w sobie zero realizmu , więc tam wszystko jest możliwe i nic nie jest straszne .

    Baśnie mają jedną ważną cechę - w prosty sposób definiują dobro i zło , co pozwala dziecku wartościować otaczający świat i przyjmować wobec niego właściwą postawę . Podstawowe kategorie etyczne dziecko musi dostać jasno zdefiniowane - to jest złe , to jest dobre i koniec . Inaczej dochodzimy w szybkim czasie do względności moralnej , która na wszystko pozwala , bo nie ma jasnej definicji dobra i zła i w zasadzie każdy ma jakąś swoją "słuszną rację" . Na grzebanie sie w subtelnościach etycznych przyjdzie czas później , dziecko potrzebuje jasnego przekazu : Wiedźma jest zła bo chce zabić królewnę mimo że ta jej nic złego nie zrobiła , królewna dobra , bo wszystkich lubi i wszystkim pomaga .


    Co do sytuacji z przedszkola uderzenia Gucia przez kolegę - obawiam się , że obowiązująca metoda straszenia naskarżeniem pani ( bo tak to de facto wygląda) na prawdziwego zabijakę nie zadziała ;) , natomiast gdyby dostał w rewanżu od Gucia taki sam łomot - pewnie zastanowiłby się , zanim by drugi raz Gucia uderzył . Wiem , piszę rzeczy nad wyraz niepedagogiczne , nieeuropejskie , wręcz zbrodnicze . Niemniej dzieci muszą uczyć się samodzielnego rozwiązywania konfliktów , a we wszelkich społecznościach od najmniejszych do największych , donosicielstwo nie jest mile widziane . Oczywiście co innego grupa dorosłych , co innego grupa przedszkolna , gdzie pomoc dorosłych jest niezbędna . Nie nawołuję bynajmniej do tego , by Gucio złapał kij i tamtego zlał , ale musisz brać pod uwagę , że może sam dojść do takiego sposobu postępowania bez Grimmów - bo to jest zachowanie instynktowne to raz , dwa - sam może wywnioskować , że skoro np.nie pomagają słowa , to może spróbować sposobu kolegi . Do jakiejś konfrontacji zawsze prędzej czy później dochodzi . zwłaszcza z osobnikami odpornymi na perswazje i lubiącymi rozwiązania siłowe .

    Chyba pierwszym , który pisał dla dzieci był Andersen , przedtem albo powstawały powiastki moralistyczne , albo dzieci słuchały opowieści dla dorosłych , czyli m.in.Grimmów w wersji nieocenzurowanej - ponoć w pierwotnej wersji np.Roszpunka miała dzieci siedząc w wieży , jako że książę się do niej regularnie przez parę lat zakradał i wyszła z wieży z gromadką przychówku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co w wypadku, kiedy Gucio nie jest tak sprawny/silny/szybki jak agresor? Gucio oberwał, oddał i dostał jeszcze mocniej. Jaka z tego jest nauka? Że ma dalej "oddawać"?
      To nie jest podwórko, tylko grupa z dorosłym.
      Panie w naszym przedszkolu to niegłupie i doświadczone osoby - wiedzą swoje i ja im ufam, zresztą metoda z panią zadziałała - przecież to bardzo leży w interesie pani również, żeby był spokój - agresor dostał za karę zakaz zabawy i wg mnie to było lepsze. I to nie było straszenie - tylko jasne określenie konsekwencji - nie przestaniesz = dostaniesz karę od pani. To nie jest donosicielstwo.
      Natomiast z całą pewnością przyjdą okoliczności, o jakich mówisz, kiedy pani nie będzie np - ważne jest, żeby Gustaw nie bał się oddać - bo takie okoliczności przyjdą, i tu jest rola ojca. I wówczas może nawet trening będzie potrzebny.

      Nawiasem mówiąc, przypomina mi się Król Szczurów.

      Usuń
    2. Ale się powtarzam, ja nie mogę! Ale się powtarzam, ja nie mogę!
      :) :)

      Usuń
    3. Oczywiście , że na poziomie przedszkola rola pani w rozwiązywaniu konfliktów jest kluczowa , ale przyjdzie dzień , kiedy pani nie będzie . I tu jest jak mówisz rola ojca - trening np , ale i wysilanie mózgownicy , żeby słabszy fizycznie pokonał silniejszego sposobem , który to sposób w dorosłym życiu będzie nader przydatny ;)

      Usuń
    4. Justyna o tym nie wie, że przyjdzie Ten Dzień, jak i wiele innych dni (spróbuje alkohol, pójdzie na wgary itp i w końcu wyprowadzi sie z domu), przecież Justynie i innym rodzicom przy po porodzie mózg wypaliło, zgłupieli, zidiocieli, nic nie kumają. Trzeba im łopatą wbijać "dobre rady". Justyna nic nie wie o rozwoju psychofizycznym, nic nie czyta, jest jakimś dnem wychowawczym. Jak nie poczyta zakichanych baśni braci Grimm (a to Niemcy byli, wiadomo co niemieckie to lepsze, samochody na pewno), to koniec z Guciem, zostanie małosprytnym mięczakiem, wykolejeńcem, złodziejem i pijakiem.

      Szkoda, że nie pisałaś bloga, jak Gucio był niemowlęciem, miałabyś wszechtronne rady, począwszy od pieluch, koloru ubrań, zabawek, żywienia, leczenia. Wyrósłby na geniusza - a tak... to już chyba po nim.
      Karola

      Usuń
    5. Konam za śmiechu! Karolo - już dawno nikt mi tak nie poprawił humoru (a było z lekka wisielczo)

      Usuń
  9. Niesłusznie konasz, masz żyć. Laptopy najnowsze , komóreczki - ostatnio wydane "ajfony" ale historyjki dla dzieci sprzed 200 lat, inaczej kiła-mogiła i Ferdek Kiepski. Najczęsciej u osób, które nie mają , nie lubią dzieci, bo im "się wydaje". "bo kiedyś tak było"
    Karola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podziwiam Karolo Twoją wiedzę na temat merytorycznych podstaw wypowiedzi innych osób . To jasnowidzenie czy jakiś inny sposób zdobywania informacji o ludziach , których nie znasz ?

      Usuń
    2. Ach, dziekuję. Acz to nie jasnowidzenie, a wywróżył mi druid z run, spotkany u szamana, wcześniej zaproszony przez wróżbitkę. Swoją obserwację wyraziłam na podstawie wypowiedzi osób, które słyszałam osobiście, opinie osób, które znam, bądz zaczepek osób obcych, a jednak uważających, że muszą się wypowiedzieć, często używając argumentu "mi sie wydaje, że", albo "kiedys tak było i było dobrze", "bądz "kiedyś tak nie było". W nadmiarze irytuje, ale później sie człowiek uodparnia.
      Korci mnie, by zapytac, czy to karty powiedziały Ci, że to o ludziach, których nie znam, czy horoskop, ale zaczeło mi sie kojarzyć z tym skeczem: http://www.youtube.com/watch?v=ATCWBuieTzI " the four yorkshiremen"
      Życzę zdrowia i pomyśłności w 2014r.
      Karola

      Usuń
    3. - pomyślności
      Karola

      Usuń
    4. Rozumiem zatem , że taki np.Janusz Korczak nie powinien się wypowiadać w ogóle na tematy wychowania dzieci , bo nie miał własnych , a przecież posiadanie dzieci jest decydującym czynnikiem uprawniającym do zabierania głosu w kwestii ich rozwoju , wychowania itp . Można zatem wysnuć wniosek że np.lekarze nie powinni leczyć , póki sami nie przechorują wszystkich chorób , bo przecież nie wiedzą jak to jest być chorym , albo że można urodzić dziesięcioro dzieci , które kolejno będą lądować w domu dziecka , ale mimo to być uznanym fachowcem od wychowania i opieki .

      Nie używam kart ani horoskopu , za to logika wskazuje iż Twoja wypowiedź dotyczy osób wypowiadających się tutaj , a nie Twoich osobistych znajomych , nie biorących udziału w dyskusji na blogu . Jeżeli miałaś na myśli swoich znajomych , bądź osoby , z którymi stykałaś się osobiście poza tym blogiem - oczywiście cofam swoje słowa .

      Również życzę wszystkiego najlepszego w Nowym Roku .

      Usuń
    5. Oczywiscie. Jeżeli musiałbym mieć, powiedzmy, operację kręgosłupa, a okazałoby się, że neurochirurg sam na sobie operacji nie zrobił, sam sobie nie grzebał w rdzeniu kregowym, sam sobie dziury w czaszce nie wywiercił, nie chce pokazać portfolio ze szwami pooperacyjnymi (zgroza!) - ominę szerokim łukiem. Jeśli bede chciała sobie powiekszyć biust, a chirurg nie będzie nosił stanika z miseczką E, (znaczy- sam nie ma implantów), to nigdy w życiu nie wydam u niego ani złotówki. Albo policjant, który nic nie ukradł,(nawet grona z winogrona) nie zastrzelił, co chłop wie o zabijaniu i jak taki ma prowadzic śledztwo?? I tak można i można. Pewnie dałoby się wkręcić i Matkę Boską. Bo co to jest to nieskalane poczęcie? In vitro? Co naprawdę zrobił anioł, który ją nawiedził? Moze uwiódł? Józef olał sprawę, Maria miała trudny poród, w niesprzyjających warunkach i czasie, depresja poporodowa i klops. Jezus skończył jak skończył. Poza tym można, na logikę, czytając mój post, można dojść i do takich wniosków, że trzeba skończyć 2 letni kurs na bycie rodzicem, z egzaminem państwowym, bo inaczej? Właśnie, co miałam na myśli?Pewnie sprzedaż dzieci np. do do Szwecji, Bangladeszu lub na organy do przeszczepu. Jeszcze pisałam, że w szkołach i przedszkolach przyjmować tylko dzietne nauczycielki. Dziećmi autystycznymi - mogą zajmować się tylko i wyłącznie dorośli z pokrewnymi zaburzeniami. Podobnie z zespołem Downa.
      Ja nie wiedziałam, tak myślałam, że o to mi chodziło, dopiero otworzono mi oczy. Nie wiedziałam, że jak ktoś rodzi dzieci, i mu zabierają do domu dziecka, to on nie jest specjalistą od wychowania, naprawdę. Mi się wydawało , że najlepsze rodziny - to patologiczne, bo jak ktoś ma taki trening za młodu, no i przeżył, to potem poradzi sobie wszędzie i zawsze. A tak nie jest? Ojej, pomylilam się? Ale Parabelka mnie oświeciła. O! Jakby P. pisała scenarusze, to zwroty akcji byłyby lepsze niz w "Grze o tron":-)
      Karola

      Usuń
    6. Skoro tak twierdzisz , bezwzględnie musisz mieć rację :)

      I przeceniasz mnie - ja tylko rozwinęłam szerzej Twoją sugestię , że osoby bezdzietne czyli nie mające osobistych doświadczeń wychowawczych , nie powinny zabierać głosu w sprawach dotyczących dzieci , bo się nie znają :)

      Usuń
    7. Parabelko, gdybym mogła, "zalajkowałabym" wszystkie Twoje wpisy. :) Też kocham argumentację w style "tylko doświadczony kucharz ma prawo ocenić zjedzony właśnie obiad". :> [Żeby nie było, że dorzucam kolejny przykład do i tak bogatej puli; akurat tym konkretnym posługuję się od lat i trudno mi z niego ot, tak zrezygnować. Pewnie dlatego, żem mentalnie zgrzybiała i mentalnie przyzwyczajona do jakże nieaktualnych ramot sprzed stuleci].

      Usuń
  10. Niezaprzeczalną wartością tego bloga są komentarze. Nigdy nie wiadomo, kto z czym wyskoczy. Oj, Karola.
    Wpis Wiedźmy jest bardzo interesujący. Parabelka też wie, co pisze. Każdy ma prawo mieć swoje zdanie, byle by miał coś sensownego do powiedzenia.

    OdpowiedzUsuń
  11. Wolandzie, teraz widzę - Ty nie jesteś żadną Czarną Owcą, tylko po prostu ojcujesz komentarzom, z troską i rozwagą.
    Wartością tego bloga jest również to, że komentują go ludzie, którzy mają niezależne zdanie, i nikt sobie z dzióbków nie spija.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że masz takie zdanie. Określenie czarna owca traktowałem jako zaszczyt. Nie ojcuję komentarzom, ale je czytam i odbieram po swojemu. Od jakiegoś czasu dopiero jest zauważalne nie spijanie z dzióbków. Coś się odblokowało i uważam to za plus. Pojawianie się załogi G jest nie do przecenienia. Ktoś powiedział, że wszyscy jesteśmy wyjątkowi i chyba tak jest. Twoi komentatorzy są niezaprzeczalnie. O Twojej wyjątkowości nie
      wspomnę. Karola i Parabelka powinny poznać się osobiście.
      Dobrych wydarzeń w nadchodzącym roku!

      Usuń
  12. Ju, trochę mi głupio, ze zwaliłam Ci na głowę taki bałagan. Gdybym tylko wiedziała... Jednak z drugiej strony: czy sprawiłoby to, ze zrezygnowałabym z napisania komentarza? Pewnie nie; może inaczej bym go sformułowała ale to przecież w żaden sposób nie wpłynęłoby na ciąg dalszy dyskusji. Więc właściwie nie wiem dlaczego piszę to, co właśnie piszę... ;)

    Natomiast co do bajek, rozumiem Twoje argumenty i je szanuję. Prawdopodobnie miałabym podobne wątpliwości (może z wektorem w przeciwnym kierunku ale zawsze :) ). Dlatego pomyślałam o jeszcze czymś. Klasykę warto znać, to bez dwóch zdań. Jednak nawet Parabelka w przykładzie z Roszpunką zasugerowała, że treść bajek ewoluuje, sedno pozostawiając jednak bez zmian. Tak przyszedł mi do głowy pomysł: jak zapatrujecie się z mężem na (ja to ująć?) edukacyjną rolę telewizji? Bo jest taki niemiecki cykl baśni filmowych pt "Najpiękniejsze baśnie braci Grimm", moim zdaniem udanie dostosowujący starą treść do nowoczesnej wrażliwości. Pojawia się toto czasem w telewizji Puls. Przypadło mi do gustu, co twórcy filmów zrobili na przykład z "Księżniczką na ziarnku grochu" czy "Wieloskórką".
    Taka mała rada od Osoby-Co-Nawet-Nie-Ma-Dzieci-Więc-Nie-Ma-Prawa-Słowa-Na-Ich-Temat-Powiedzieć. ;P

    Przy okazji chcę lekko nawiązać do Twoje dyskusji z Parabelką na temat "zdarzenia w przedszkolu". Niedawno na wrocławskiej psychologii ktoś doktoryzował się (choć głowy nie daję; możliwe, że chodziło o habilitację) an badaniu powiązań między grupowymi zachowaniami oraz językiem dzieci z przedszkola i pierwszych klas szkoły podstawowej a osób osadzonych w więzieniach, o czym miałam okazję posłuchać podczas wywiadu z badaczem na antenie lokalnego radia. Dam sobie rękę uciąć (i to dosłownie), że wnioski z badań naukowca zdumiały niejednego pokojowo nastawionego rodzica. ;)

    OdpowiedzUsuń