WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Przerażający Obraz albo W Uścisku Stylisty

Więc po niezliczonych uwagach w rodzaju "Gdybym nie wiedziała, nigdy bym cię nie wzięła za artystkę", pomyślałam, że teraz, kiedy co i rusz coś załatwiam, spotykam się itd, mogę wyglądem sobie pomóc.

Żeby uniknąć późniejszych pytań - za pomocą wyglądu wysyłam komunikaty, czy chcę, czy nie.
I tu mogę skorzystać z szansy, bym była odbierana (na pierwszy rzut oka - wiadomo, jak to jest ważne) jako profesjonalistka, kobieta pewna siebie, dobrze się czująca w swojej skórze, a przy tym nietuzinkowa.


O ile w kwestii ubioru szkole się wciąż jako miłośniczka programu "Jak się nie ubierać", makijażu nigdy dość.
Oczywiście powyższe zdjęcie jest autoironiczną ilustracją mojego wpisu. Tata skomentował obraz "Nie uzyskała rozgrzeszenia" (akryl na płótnie, 2006, rozm. 120 na 80cm). Pracę tę odbieram jako próbę nadania sobie artystycznego wizerunku, która jednak tak niewiele miał/a wspólnego ze mną, że aż mnie drażniła, głównie pretensjonalnością - i przerobiłam się na psa (tzw. Pies z Kluczem).

Skoro różnego rodzaju "szkolenia" da się znaleźć za darmo (w końcu jest to reklama kosmetyków) - postanowiłam skorzystać.
W przeciągu stosunkowo krótkiego czasu w obroty wziął mnie makijażysta wieczorowy i codzienny. Albo normalny - jak mówi Gucio "Chciałbym być kierowcą wyścigowym i normalnym".

Obaj łysi i w okularach. Nie mogę sobie przypomnieć, na co mieli być remedium (wg dziecięcych przesądów - chyba można po zobaczeniu takich przestać się trzymać za guzik, złapany na widok kominiarza).

W każdym razie przekonywali do siebie już na wstępie, jeden i drugi w czerni, w doskonale skrojonych garniturach, klasycznych - dopiero pod marynarką puścili wodze fantazji - jeden we wzorzystej koszuli, drugi - podkoszulku z nadrukiem.

Pan wieczorowy uczył robić tzw przydymione oko.


Również jako malarka jestem żywo zainteresowana tzw miękkim przejściem kolorystycznym. I w makijażu tajemnica to laserunek (kładzenie wielu warstw półprzejrzystych). Efekt przeszedł moje oczekiwania. Nie powiem, żebym była do końca zadowolona - troszeczkę jakbym zamiast oczu miała ciemne dziury.
Ale po zmodyfikowaniu w domu, czyli wykonaniu "lżejszej" wersji - wyszło nieźle.


Drugi makijażysta, uczuciowy, szczerze ucieszony faktem, że przygarnęłam pieska ze schroniska, zaprosił mnie na stanowisko Diora (parę dni później). Nie było lusterka - a więc tylko on widział, jak się zmieniam.

"Proszę pana" - zwróciłam się do niego "Zależy mi na umalowaniu na codzień, ale takim, żeby było widać, że jestem z branży artystycznej".
Z zadowoleniem zatarł dłonie, podciągnął rękawy i zaczął działać. Opowiadał, co robi, co mnie jednak umiarkowanie odstresowywało. Siedziałam na miejscu po fontannie, na wysokim stołeczku, na skrzyżowaniu głównych alei w galerii handlowej i ciągle myślałam, czy polecę biegiem do łazienki, czy może uradowana, "z oczami" pójdę z podniesioną głową na spotkanie perfumeryjne, jak miałam w planie.

Nagle, kiedy sądziłam, że makijaż jest w połowie, makijażysta uśmiechnął się, błyskając rzędem śnieżnobiałych zębów zza wydatnych, zmysłowych warg i oznajmił "Już!", podając mi lusterko.
"O żesz!" wyrwało mi się, bo też i było na co popatrzeć. Cera nieskazitelna, świeża, żadnych worów pod oczami - ale co za oczy!
Umalowaną miałam TYLKO dolną powiekę (czego w ogóle nie robiłam), na górnej jasny cień i mocno wytuszowane rzęsy. Mocna, czarna, choć o roztartych, miękkich krawędziach kreska pod okiem spowodowała, że zrobiło mi się ono małe, ale o świdrującym spojrzeniu a la husky. Nigdy nie sprawiałam tak niesympatycznego wrażenia - co mnie w sumie ucieszyło jako nowość. Pewna nieprzystępność wyrazu twarzy budziła respekt nawet we mnie.
Ale nie zostawiłam tego w ten sposób i przyznam się, że w sąsiedniej alejce, pani z innego stoiska z nieukrywaną troską "dokończyła" mi makijaż i poczułam się, jak ja.

W domu chciałam powtórzyć ten sukces i oczywiście udokumentować.
Padło na dziś.
Tyle, że Gustaw, choć zajęty dragsterem (nowym samochodem od Babci), nie wytrzymał sam i zakradł się do łazienki, gdzie zaburzył mi samotne zmagania się z robieniem zdjęć. Robił tym głupsze miny, im bardziej się upozowywałam, na dodatek nie tyle śmiał się, tylko rechotał, trzymając się za brzuch.
Skradł mi przedstawienie.





Na koniec muszę dodać, że nie wiem, czemu na ostatniej fotografii mam zeza rozbieżnego, bo nie mam. To wina rozpraszającego Gucia.
Powiem tylko, że pod wpływem efektów stylizacyjnych i sugestii łysych pozbyłam się niezliczonej ilości kolorowych cieni perłowych, zostawiłam tylko satynową czerń, brąz, dwa beże i rozświetlacz. Puder jasny, ciemny, róż, czarny tusz, kredkę czarną i brąz, korektor i matową szminkę w kolorze ożywiającym.
Tym samym wreszcie pożegnałam się z sentymentem do lat 80/90tych, kiedy to zaczynałam nieśmiałe próby z upiększaniem się.
I podtrzymuję przekonanie, że makijażyści, kosmetyczki i dobrzy fryzjerzy bywają równie skuteczni, co psycholodzy. Nie w rozwiązywaniu problemu, ale poprawie nastroju.

21 komentarzy:

  1. Ju :-*
    Ostatnie zdjęcie jest jak najbardziej "Si" dla mnie ;-) Fakt faktem czasem Ci wizażyści potrafią zrobić z człowieka strach na wróble ;-D
    Teziak!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ostatnie bardzo sympatyczne (ja konkretnie).
      Strach na wróble to nie był, ale zbyt duże zaskoczenie - kompletnie jak nie ja! Fajne uczucie w sumie, ale nie tuż przed spotkaniem, na którym mi zależało.

      Usuń
  2. Wspaniale Justyno :). Gucio i tak jednak przebija wszystko ;D ! Saga

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne zdjecia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie wyglądasz Justyno! ale Gucio Cię przebija :)
    tymena

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajnie wyglądasz na tych fotkach - chyba też fryzuro "robi dobrze". Moim zdaniem podstawa makijażu do idealna cera - co w moim wypadku oznacza podkład, korektor i bronzer zamiast różu. I jeszcze jedno przyszło mi do głowy - "wyluzowany" wyraz twarzy, uśmiech (oczywiście nie sztuczne szczerzenie się, tylko pogodna buzia).

    A z trzeciej strony, ja się zastanawiam - jak wygląda artysta? Podejrzewam, że gdyby pooglądać sobie artystów (nie mówię o wyjściowych wizerunkach artystów scenicznych różnej maści), to okazaliby się zadziwiająco normalni...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na golasa z pewnością - a w ubraniu różnie - jednym zależy, innym nie. Mogę tylko mówić o Akademii Sztuk Pięknych - tam było bardzo barwnie. Podobało mi się to. Jak się rozejrzeć naokoło, nie ma na kim zawiesić oczu.
      Ja osobiście nie mam zamiaru się specjalnie wysilać, raczej myślę o nietypowym zestawieniu kolorów czy interesującym dodatku. Na klasycznym tle.
      Zdziczałam w pracowni - i przy Guciu. Więc z przyjemnością zajmuję się wizerunkiem. Ale też i na luzie.

      Usuń
  6. A gdzie zdjęcia makijażystów? :3
    Przydymione oko bardzo mniam! Na ostatnich 2 zdjęciach widzę podobieństwo do Ilony Felicjańskiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nie, nie chcę, nie chcę być podobna do Ilonki. Co do zdjęć - w stosunku do obcych obowiązuje dyskrecja.
      Nareszcie ktoś wspomniał o oku.

      Usuń
  7. Pięknie wyglądasz, masz taką arystokratyczną urodę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Justyyyyyno, musisz mi uwierzyć, wchodze na Twojego bloga - tzn na zakładkę, bo i tak zawsze się wyświetla, i co ja pacze ;) co widze? piękne zdjęcie po prawej, i myślę sobie ale znakomity makijaż, odmładzający, ale nowoczesny, rewelka :) Czemu wcześniej się tak nie malowałaś, ciekawe z jakiego okresu to zdjęcie. To moje pierwsze wrażenia i miałam już pisać chwalebny komentarz w sprawie zdjęcia, peany bo autentycznie mnie wyrwało z butów, jesteś żyleta, i zapytanie czemu skąd kiedy i jak to się stało? No ale mówię sobie, ja, w gorącej wodzie kąpana, najpierw poczytam co tam w postach - no iiiiiii wszyyyystko jasne. Piszę o tym, żeby Ci udowodnić, co już wiesz pewnie, jakie to robi wrażenie, zdjęcie, wizerunek - takie, że, wstyd przyznać ale postem zainteresowałam się w dalszej kolejności, co jest podświadomym, naturalnym odruchem, najpierw widzimy obraz. Genialny ten makijażysta, bo wydobył z Ciebie wszystko to co powinno iść na pierwszy plan. No genialny, że wiedział dokładnie czego Ci brakowało.
    Rejcz :).

    OdpowiedzUsuń
  9. To znów ja, Rejcz, bo zapomniałam na fali euforii napisać w poprzednim komentarzu.
    Nawiasem mówiąc, sama stosuję od lat rozmazaną kredkę na dolnej powiece - bo dopiero wtedy moje oczy, też niebieskie są widoczne, ale nigdy, przenigdy nie potrafiłabym komuś doradzić, w czym jemu będzie korzystnie, jak wydobyć czyjeś atuty urody. To jest talent. No i fajnie, że samodzielnie możesz taki efekt uzyskać każdego dnia. Enter. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rejcz, jak zwykle mnie zawstydzasz. Nie posiadam się z radości. Nigdy nie uważałam, że nie potrafię się malować, ale teraz dopiero zobaczyłam, że może być inaczej - oszczędniej w kolorze, a jednak drapieżniej. I tego mi brakowało. Ten makijaż jest w istocie połączeniem dwóch - bo sobie rady obu panów wzięłam do serca i wykonałam kompilację. Nie stosowałam nigdy bronzera - dobrze się czuję z tą odmianą.
      A najbardziej mi zależało, żeby móc ten sukces powtórzyć i to w miarę krótkim czasie. Jestem coraz bliżej (czasowo).

      Usuń
  10. Portret świetny , taka mieszanka Malczewskiego , Touluse-Lautreca i Klimta , ale przerażać zdecydowanie mógł - co tylko świadczy o jego doskonałości , wzbudzanie tak silnych emocji :)

    A makijaż rewelacyjny , wyglądasz wspaniale i baaardzo urodziwie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetnie to podsumowałaś - szczególnie Malczewski mi bardzo pochlebia. Lautrec to mój mistrz, za Klimtem nie przepadam, ale jego dekoracyjności trudno się oprzeć.

      Dziękuję za uznanie dla makijażu i siebie w nim. Szkoda tylko, że aparat zniekształca i żeby zdjęcie było do przyjęcia, muszę fotografować się od doły - inaczej mam efekt bombki.

      Usuń
    2. Wiesz , że do mnie Klimt też nie przemawia ? Z wyjątkiem portretów Adeli . Natomiast jego dekoracyjność , te miliony ornamencików i plamek chyba posłużyły za inspirację ceramikom z lat 60 i 70 - kojarzą mi się z wazonikami i okropnymi serwisami do kawy z tego okresu :D

      Usuń
    3. O, to to! Mozaiki z PRLu robione ze zbitych spodeczków :)

      Usuń