następny wpis będzie dotyczył skończonej Łąki, a dziś znowu prezentuję fragmenty - z rana.
Tym razem nie nieba, tylko z dołu obrazów.
Na pierwszym planie doszły pewne atrakcje.
Główną przeszkodą w malowaniu jest długość, a właściwie krótkość dnia.
Dosłownie ścigam się ze zmierzchem, a potem ślipię, w zasadzie widząc umowny obraz.
W pracowni pachnie intensywnie - bo oczywiście dla lepszego natchnienia perfumuję się, dość intensywnie. Uzyskałam dyspensę od męża - jednak w imię niepisanej umowy staram się Go nie dręczyć moimi najbardziej kontrowersyjnymi perfumami.
Dziś miałam nawet nadzieję, że zapach (Gris Clair Lutensa) zyska jego przychylność - ale nie.
"Justysiu, działasz tak - pokazujesz mi 20 smrodów a potem jeden lepszy i wymuszasz na mnie, żeby mi się podobał. Ja Ciebie nawet rozumiem - niektórzy na tej zasadzie się pożenili normalnie"
No nic. Na premierę nie będę się dawać obwąchiwać.
Wybiorę z pewnością coś z charakterem.
Może...Dziewice i Torreadorzy Etat Libre - czyli skóra z tuberozą w natarciu.
Uff! Odetchnęłam. Są kwiaty.
OdpowiedzUsuńNo jak mogłaś wątpić? Muszą być!
UsuńKomentarz Wojtka genialny:))
OdpowiedzUsuńA gdzie piesek???
Spokojnie, spokojnie, to są właśnie te "atrakcje", które zaprezentuję na premierze
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń