WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

niedziela, 6 grudnia 2015

Fragmenty Panienek - przedpremierowo

Uff, dziś NIE czeka mnie nieprzespana noc, gdyż Panienki już podpisane, co oznacza ostateczny finał - ale to jutro.
Teraz - wklejam fragmenty.

Beata - tutaj ma sześć warstw - szafir, potem fiolet, miedziane złoto, odrobina klasycznego oraz biel i błękit. W praktyce oznacza to, że chęć skorygowania jakiegoś kształtu poprzez jego wytarcie skutkuje odsłonięciem wielokolorowej "dziury" - plamy, która bardzo odstaje od reszty. Dlatego wskazana jest daleko posunięta ostrożność.




Podpowiem Szanownym Czytelnikom, by nie posuwali się za daleko w ocenie, bo całość, już w rękach Zleceniodawczyni, mocno się zmieniła.

Ewa - warstwa czerni, potem czerwieni (przetarcie), i dwa rodzaje złota, chmury w beżach...


Kość słoniowa na dole - jako plaża


Tylko morze nietknięte



Uzyskanie kryjącej powierzchni beżu wymagało również paru warstw. Jak na ironię - na mokro wygląda/ło doskonale - i już zaczynałam się cieszyć, aż tu nagle na sucho wybija czerwonawo - złoty brąz spod spodu.
Oczywiście nie jestem jakąś maniaczką krycia - na tym samym obrazie sąsiadują transparentne powierzchnie, kontrastujące z nieprześwitującymi. Krótko mówiąc - zabawa wymagająca koncepcji i wyczucia.

Czemu o tym wspominam? Nie mam bowiem jednej metody na malowanie - czasem z góry wiem dość dokładnie, jak ma wyglądać gotowy obraz, wiem, jakich środków użyję. Czasem - posuwam się bardzo daleko w improwizacji, prowokuję przypadki, by zobaczyć, co z nich wyniknie i ów moment, kiedy wynik się ustala, następuje pod sam koniec PROCESU.
Dwa razy, przy okazji duftartu, szalałam przez cały czas (oczywiście nie bezładnie), a koniec nastąpił niespodziewanie - można powiedzieć więc, że decyzja o finale polegała na zostawieniu tak, jak jest.
Nie dlatego, żeby nie zepsuć - tego nie znoszę i zawsze mnie coś korci, żeby jednak posunąć się te niebezpieczne parę kroków dalej... wówczas jednak przyjmuję do wiadomości, że może się to skończyć katowaniem pumeksem lub zamalowaniem całości.
Nigdy tego nie żałuję, wierzę bowiem, że zawsze taka praca, choćby i potem zniszczona, zostaje we mnie jako cenne doświadczenie.

Powiem Wam - malowanie to świetna sprawa.
Tym bardziej, kiedy myśli się już o nowym obrazie, następnego dnia premiera, a ja mogę sobie poczytać o perfumach, które mnie właśnie zafascynowały - lub samej napisać ich recenzję.

6 komentarzy:

  1. Czekam niecierpliwie na premierę całości!
    A o jakich perfumach czytasz/piszesz?

    Tru

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie - o damskich wodach kolońskich, typu Eau d'Hadrien, Penhaligon's, Santa Maria Novella - cytrusy z tych firm.
      Dziękuję, Tru!

      Usuń
  2. Plaża, ten szeroki płaski pędzel, wygląda jak wiele żółtych kartek od notatek (post-itów) ponakładanych na siebie jak na jakiejś tablicy po burzy mózgów :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Niedługo chyba królem Midasem zostaniesz.

    Elzagreer

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że przemknęło mi to przez myśl... przydałoby się trochę dosłowności w tej złotej myśli. Ale na serio - w najbliższej Panience złota nie będzie.

      Usuń