WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

wtorek, 11 października 2016

Jezioro z Pieskiem (Oczekiwanie) - premiera

Ponieważ to nie jest obraz na zlecenie, w związku z tym mogę napisać szczerze, jak wyglądała praca nad nim i nikomu nie będzie przykro (a myślę, że niektórych to ucieszy).
Bo praca była koszmarem.
Choć zapowiadała się łatwo, lekko i przyjemnie.
To wcale nie miał być eksperyment.
Tymczasem wyglądało tak, jakbyście się mieli przejść w parku spacerkiem sto metrów, a nagle okazałoby się, że owszem, ale nie dotykając ziemi. Teraz pokażę dwa obrazy, które właściwie już nie istnieją (i bardzo dobrze)


W zasadzie prawie od początku malowania dobrym duchem obrazu stał się Piesek


 Malowany zresztą koło 3 w nocy, prawie podczas głupawki, kiedy pomyślałam, że minęłam się z powołaniem, bo mogłabym być zegarmistrzem.

Teraz, rozumiecie, powstaje ciekawy problem - wyobraźcie sobie, że maluję w silnych okularach. Bez nich nie widzę ostro - ale jednocześnie są dla mnie za mocne, żeby np czytać. Czyli mam do czynienia z rzeczywistością wysoce subiektywną.
Ciemno, zimno, mży - na zewnątrz, a ja ślipiąc przez prawie denka od słoików stawiam kropeczkę za kropeczką.
Wreszcie - JEST! Piesek oczekujący na przypłynięcie pana z wędkowania.
TYLKO... co, jeśli pieska widzę tylko ja? A dla tzw. innych, nie potrzebujących okularów, zwierzak ma zbyt małą wielkość?


Przecież nie będę budzić dziecka / męża, żeby o to zapytać.
Pieska trzeba zostawić i działać dalej.

Ilu malarzy, tyle metod pracy. Ja nie umiem odstawić obrazu, kiedy mi się wydaje, że znam rozwiązanie. Więc męczę i dręczę, choć nigdy coś, co ma potrwać kwadrans, nie schodzi poniżej godziny, mimo, że zawsze wierzę, że tym razem się uda.

Tło kolorowe, piękne, aż kusi... następnego dnia - przerwa. Uczta zapachowa i obchód perfumerii.
Wracam do domu - i aż mnie zemdliło. Spojrzałam na obraz.
Ja pierdziu, jaki kicz.
Koszmar. Dno. Nic, tylko samej sobie zasadzić kopa w d. Plama "światła" pośrodku nieba wygląda, jakby ktoś nasmarkał. Zamiast wody - brud i ciemny sos. Pieska nie widać, tak się biedaczek skrył w zgniłozielonych oparach.

A ja oczywiście wkur/rzona, ratująca się przed załamaniem mściwą myślą o ZNISZCZENIU.
Ale zanim powzięłam krok ostateczny, zrezygnowałam z pierdyliarda kolorów i uspokoiłam Pieska.


Nagle, w ciągu ja wiem - paru minut, spłynął na mnie spokój, ulga.
Takie pejzaże lubię. Tak malowane drzewa, chmury mi się podobają.


Na dodatek pieskowi się nic nie stało (choć łódka razem z panem utonęła pod warstwą popielu).

Myślicie, że to koniec? Niestety. Rano beżowy okazał się sztuczny, bez ciepła, jakby go rozmieszano z białą pastą do zębów.
Akcja "ocieplanie" (koloru) potrwała na szczęście niedługo (u mnie to oznacza przedział czasowy od minuty do godziny), ale i tak obfitowała w momenty, kiedy zapowiadało się na katastrofę z fasonem, w artystycznym stylu.
Jednakowoż dopięłam swego i już o 14stej mogłam wypić pierwszą kawę.


 To jeszcze nie jest to, o co mi chodziło - bo pomiędzy zamierzeniem a końcowym efektem po prostu przepaść.
Tym niemniej nie jest nigdzie powiedziane, że jeśli przypadkiem skręci się nie tam, gdzie trzeba i nie zajdzie w inne od zamierzonego miejsce, to nie może tam być ciekawie.

Jezioro 3 (Jezioro z Pieskiem / Oczekiwanie) jest malutkie (rozpędzam się!) - 20 x 30 cm.

Napisałam szczerze. Potrzebuję prawdy. W malowaniu i w pisaniu też. I choć to ryzykowne - tak po prostu musi być.

*oczywiście Jezioro jest na sprzedaż.

6 komentarzy:

  1. Jezioro z Pieskiem jest piękne! Chociaż podobało mi się też w pierwszej, fioletowszej wersji.

    Rejcz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, podczas tzw procesu twórczego (czyt. szorowania zmywakiem)zdarłam kolor - a próbując go ożywić, dorobiłam się smarków na dykcie. Więc to nie było to pierwotne piękne tło. Nauka na przyszłość.

      Usuń
  2. Super ten piesek! Na prawdę choc i te kiczowate tło jak to nazywasz też mi sie podobało.

    Pola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie z fioletem też - już wiem, jak go ocalić. Na pierwszym zdjęciu z czerwonym tłem już się zaczyna degrengolada.

      Usuń
  3. Znajomo brzmi to wszystko, nie tylko ty tak masz, mój proces malowania też tak wygląda, tylko w przypadku akwarel jest gorzej bo nie można uratować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest podstawowa różnica - wokół mnie fruwałyby strzępy papieru akwarelowego, gdybym zdecydowała się na tę technikę.

      Usuń