Zawsze uważałam, że mam szczęście do ludzi.
Rok temu, kiedy, jak i teraz, w tej chwili, siedziałam sobie w fotelu, w domku nad jeziorem, zwróciła się do mnie pani Maja Dziedzic. Z prośbą o pozwolenie na zamieszczenie mojego obrazu Mucha w Zupie na okładce książki Jej autorstwa "Musca Domestica. Epifanie Tadeusza Różewicza".
I dopiero co dowiedziałam się, że Epifanie zdobyły prestiżową nagrodę Wydawnictwa Uniwersytetu Gdańskiego w kategorii "najlepsza książka przedstawiająca rezultaty pracy doktorskiej".
Komisja złożona nie tylko z humanistów, a recenzentem wydawniczym był profesor Kazimierz Braun, reżyser większości sztuk teatralnych Tadeusza Różewicza, wykładający w USA. Wielki autorytet.
Książka zdobyła moje uznanie wcześniej, gdyż świeżutko po wydaniu dotarła do mnie - pisana językiem pozbawionym jakiegokolwiek poetyckiego czy naukowego zadęcia, wciągająca jak powieść, a kiedy otworzyła mi się na stronie z ilustracją mojego ukochanego profesora malarstwa - Jerzego Tchórzewskiego, stała mi się wręcz bliska. Profesor Tchórzewski! Każdemu życzę takiego wykładowcy - człowieka z ogromnym dorobkiem światowej klasy, skromnego, pełnego ciepła. Mówił niewiele, cichym głosem, ale natężało się uszy - bo jego rady okazywały się kluczowe. Kochaliśmy Go, my, studenci.
Poza tym musicie wiedzieć, że Różewicz to mój Mistrz.
Dlatego propozycję, by stworzyć obraz inspirowany jego wierszem przyjęłam z entuzjazmem (nie przesadzam!), wszak dyplom robiłam z Ilustracji Książkowej (Stanny).
Na obrazie zamieściłam wybrane "obiekty" z wiersza "Na powierzchni poematu i w środku"
na popielniczce
(popielate) wystygłe zimne
grudki popiołu
żółtobiały zgnieciony
skręcony (pomarszczony)
niedopałek
ślad po wargach
na popielniczce
Szklanka
blaszana łyżeczka
wilgotne brązowe
źdźbła herbaciane
futerał do okularów
niebieski
kalendarzyk kieszonkowy
z białymi cyframi
1970
Mucha na pudełku
(zapałek) czyści
przezroczyste skrzydełka
mała martwa natura
pomniejsza ucisza
leczy
usypia
mała martwa
natura oświetlona do połowy
druga część w cieniu
mucha uderza w okno
za którym stoi
wielka matka natura
z grupą drzew (...)
A! Jeszcze - gitara elektryczna, którą przemalowywałam po szczegółowych uwagach mojego męża (bo ja gitary w ręku nie miałam)
To, co na zdjęciu widzicie jako żółte, jest złote - niestety, obraz w pełni działa tylko na żywo.
Możecie sobie wyobrazić, w jakim natchnieniu działałam. Dzień i noc, noc i dzień.
Po skończeniu obrazu zawsze urządzam sobie spacer odpoczynkowy - ten wypadł o 3. w nocy, porze, kiedy różne indywidua lubią się ujawnić na mojej trasie. Tym razem postać spod ciemnej gwiazdy rzucała kamieniami w gałęzie zdziczałej jabłonki na trawniku przy Łazienkach, sypiąc przekleństwami (strzały niecelne, zapewne z powodu zawiania).
I oto całość, proszę Państwa (rozmiar 50 x 70 cm, akryl na płycie)
i pod innym kątem
Pisałam, że mam szczęście do ludzi - a oto dowód.
Bo jaki może być człowiek, który ma takiego psa?
Mordka - mopsik pani Mai Dziedzic.
I tym uroczym zdjęciem kończę wpis, bo muszę zrobić błyski na włosiu końskiego ogona, inaugurujące finał pracy na Panienką Szaloną.
Dziękuję! Bardzo dziękuję
OdpowiedzUsuńA dla mnie coś nie tak z Muchą jest.... Za duża chyba , za ewidentna, zanadto rzucająca się w oczy ; toć ona prawie wielkości jajka jest , wychodzi na to , że to wielki koński giez ;)
OdpowiedzUsuńOczywiście - ale tak chciałam. Tam wszystko jest przeskalowane, ileś tam perspektyw. Mnie się podoba. Jajko wielkości muchy - szklanka jak dwie gitary, półka wchodząca w struny.
UsuńPełna dowolność - oczywiście nie musi się podobać.
Ale mi się podoba, tylko muchę zrobiłabym mniejszą . Z drugiej strony, skoro Różewicz - może być dowolnej wielkości ;)
Usuń