Na szlachetny cel (napiszę najbliższym razem) postanowiłam przeznaczyć dwie prace - jedna już wcześniej mocno zaawansowana (Ptaszek, wspominałam, który przestał być duftartem) i COŚ, co nazwałam Spokój.
Spokój... miałam go w wyobraźni bardzo dawno
Robiłam nawet niewielkie wprawki.
Forma surowa, kolorów pozornie niewiele, ale dzięki przenikaniu się i zestawieniu wyglądają bogato.
Choć bardzo subtelnie.
W tej chwili patrzę na obraz skończony, choć nie powiem, pędzel mnie świerzbi. Niedobrze... nie mogę sobie pozwolić na ryzyko - wkrótce zawożę Spokój (i Ptaszka) na aukcję.
Za to drugi obraz - tu poszło łatwiej.
Od początku wiedziałam, co chcę zdziałać
W następnym wpisie - dwie premiery, a teraz już nic więcej nie napiszę, poza tym, że żurawie przyleciały.
Wzruszenie odbiera mi głos.
Kiedy je znowu usłyszę, to... tu powinno paść jakieś zobowiązanie, obietnica... eee, lepiej nie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz