Mili Państwo, w ostatnim wpisie zamieściłam zdjęcia obrazów (jeszcze nieskończonych - wkrótce premiera!) na aukcję, organizowaną przez Instytut Lotnictwa.
Aukcja, głównie prac znanych ilustratorów, będzie mieć charakter internetowy i odbędzie się w pierwszej połowie kwietnia, ma na celu ufundowanie "lotniczych wakacji" dzieciom ze szkoły w sąsiedztwie Instytutu. Cel konkretny - tyle, ile się zbierze pieniędzy, tylu dzieciom uda się uczestniczyć w wielkiej przygodzie.
Tak więc, z obrazami pod pachą, w towarzystwie Gustawa, przyjechałam do Instytutu - gdzie oboje zostaliśmy, można powiedzieć, przyjęci pod opiekuńcze skrzydła pana Wojciecha Łukowskiego, którego mam przyjemność znać dzięki wystawie duftartu w Barcelonie. Stąd wzięła się Jego propozycja - dla mnie - udziału i przyczynienia się do spełnienia marzeń dzieciaków, które mogłyby sobie co najwyżej obejrzeć zza płotu start i lądowanie samolotu.
Wiedzieliśmy, że czeka nas zwiedzanie, wstęp do miejsc, gdzie nie postaje stopa zwykłych śmiertelników.
Najpierw - Zakład Teledetekcji.
Przyjęto nas bardzo serdecznie. Sam Kierownik (dziękuję, Panie Pawle!) wszystko objaśniał, przerywając swoją pracę.
Nawet w specjalnych okularkach oglądaliśmy relację z Marsa, ja chyba nawet bardziej podekscytowana, dzięki poniedziałkowemu seansowi Marsjanina Ridley'a Scotta.
Guciowi buzia się nie zamykała - tysiące pytań, ciągłe "ooooo!" pełne podziwu.
A i mnie serce drżało - mam we krwi skłonność do maszyn (szczególnie wielkich!) dzięki Tacie, który o sobie mówił, że z zamiłowania jest wynalazcą i... bawidamkiem. Raczył mnie morskimi opowieściami - najpierw pracował jako maszynista na statkach i opłynął cały świat, potem był specjalistą od próżni w eksperymentalnym zakładzie w Unitrze, opiekował się zabytkowymi maszynami drukarskimi z XIXgo wieku, podrasowywał samochody rajdowe, a do tego był jazzowym pianistą ze słuchem absolutnym.
Jeździliśmy razem do Wolsztyna oglądać lokomotywy - więc jak się nie wzruszyć przy takich widokach :
A teraz zdjęcie szczególne - wyobraźcie sobie, że ten hipnotyzujący znak na "nosie" śmigła ma moc odstraszania ptaków!
Tutaj jeden z największych silników w Europie
Przez dwie godziny, podczas oglądania silników i potem praktycznie cały
dzień Gucio każde zdanie zaczynał od słów "A co by się stało, gdyby
(...)?" i tu padały propozycje łączeń poduszkowca z helikopterem,
samolotu odrzutowego z samochodem i tym podobne sprawy. A najlepsze, że pracownicy Instytutu Lotnictwa - zapaleńcy (serdecznie dziękuję, Panie Krzysztofie!), traktowali
te pytania poważnie i odpowiadali na nie rzeczowo - Gustaw zachwycony. Ja też!
Na koniec, z upominkami, poszliśmy na wymarzony przez Gucia obiad - oczywiście ulubione spaghetti we włoskiej restauracji
Wspaniały dzień. Gustaw co prawda wciąż obstaje przy tym, że zostanie kierowcą autobusu "No co, nie ma w tym nic złego! Czy ja muszę być najmądrzejszy?".
Zobaczymy, zobaczymy.
I znowu rzeczywistość przerosła oczekiwania.
Jeszcze raz dziękuję wszystkim pracownikom Instytutu Lotnictwa (w tym roku kończy 90 lat), którzy przyjęli nas tak ciepło i serdecznie.
Mam wielką nadzieję, że aukcja się uda - a wszystkie informacje będzie można śledzić tutaj : Instytut Lotnictwa
Zaś w najbliższym wpisie - premierowo - Ptaszek Poranny i Spokój.
Mieliście wspaniałą wyprawę :)
OdpowiedzUsuńO tak, wiedziałam, że będzie fajnie, ale że aż tak, to nie
OdpowiedzUsuńNie mogę już patrzeć na spaghetti... od piątku żywię się wyłącznie makaronem z sosem, mam dość na dobre pół roku ;)
OdpowiedzUsuń