WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

sobota, 7 września 2013

Premiera - Panienkowa Para nr 2

Już po wszystkim.
Zleceniodawczyni przyjechała pod dom, zdążyłam się jeszcze wcześniej umalować, choć byłam niemal oderwana od mycia pędzli. No ale nie mogłam pokazać się wybitnie roboczo tak pięknej kobiecie (szczególnie, że towarzyszył Jej małżonek).

Wernisaż umowny odbył się na bagażniku samochodu i wypadł pomyślnie.
Jednak co powiedzieli obdarowani, tego jeszcze nie wiem, bowiem wesele trwa.

Zacznę od Pani Ani - postaci o rudej burzy włosów.


W naturze sukienka ma żywszą czerwień, użyłam poza kolorem podstawowym karminu i pomarańczu. Do falbanki, poza fioletem, wprowadziłam ciemne indygo.

We włosy wpięłam kwiat - na pamiątkę ślubu, ktory odbył się w romantycznych okolicznościach na Fidżi.


Przepraszam za lekko nieostre zdjęcie - wzrok już miałam bardzo zmęczony (wczoraj się trochę przestraszyłam, bo w centrum widzenia pojawiło mi się brązowo - niebieskie przyciemnienie).

Na filigranową figurkę pada umownie potraktowane światło.

Nogi zdecydowałam ubrać w pończoszki kontrastujące kolorystycznie z suknią, a zamiast typowych szpilek obułam Panią Anie w nieco nowocześniejszy fason bucików.

\

Na zdjęciu powyżej niemal w dwukrotnym powiększeniu. Pojedynczy obrazek ma bowiem format A4.

Pan Piotr występuje w granatowym garniturze.




Jego poza wskazuje na to, że niby od niechcenia przystanął, ale w dłoni trzyma skromną różyczkę. Być może wybranka dała się zwieść, tymczasem z tyłu, za Nim, dla Niej niewidoczny - ale my zauważamy przepyszny, wielki bukiet kwiecia.


I znowu, niestety, muszę zauważyć, że na żywo kolory są bardziej nasycone, jaskrawsze, a róże wręcz mienią się barwami. Liście mają nawet gdzieniegdzie malachitowy odcień.

Ale i Pani Ania trzyma coś w zanadrzu. Powiedziałabym, z grubej rury - zapowiedź tego, co się stanie - tort weselny z maleńkimi figurkami Państwa Młodych.


Wyobraźcie sobie, że tutaj są niemal dwa razy większe, niż malowałam. Dobrze, że Wojtek używa silniejszych ode mnie okularów - niekiedy pożyczam.

A tak wygląda całość.


Tu dla odmiany nieco rozjaśniona, by dać pojęcie o ogólnym charakterze obrazu.
Niestety, nie widać również subtelności cieniowań - bo fioletowe filary, które zdecydowałam się wprowadzić na pierwszym planie, mają odcienie nawet zieleni i błękitów, a miodowe tło - "przejścia" pomarańczu i dwóch żółci.
Tam, gdzie się dało, zauważcie Państwo, zrezygnowałam z obrysu, co kosztowało mnie dodatkowy trud w staraniach o precyzję.

Uważam, że wklejenie owoców mojej pracy uprawnia mnie do zamieszczenia w najbliższym czasie eseju krytycznego, w którym zadrwię sobie z porad i zdjęć z jednego z czasopism o modzie, kupionym wcale nie dla śmiechu.

24 komentarze:

  1. Przepiękne! Idealnie ujęta ta magiczna, niepowtarzalna chwila oczekiwania.
    Jeżeli uczucia będą trwały długo i szczęśliwie to nie widziałam piękniejszego prezentu ślubnego:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest mi bardzo miło - nie patrzyłam pod tym kątem na swoją pracę, a teraz rzeczywiście widzę, że oczekiwanie jest, nawet oczywiste - bo widzę chwilę przed kwiatami, przed tortem, przed tłumem...
    Bardzo dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  3. jakże chciałabym dostać coś takiego w prezencie ślubnym....

    OdpowiedzUsuń
  4. Bomba !!! I mam wrażenie że widzę powiew zmian w Twoim malowaniu - nierzeczywista architektura , mnie się to skojarzyło z niektórymi scenami z "Soku z żuka" - w sensie konstrukcji wnętrza , nie nastroju ;), taka połamana perspektywa , i w ogóle ten obrazek jest inny . Jeszcze nie rozgryzłam o co chodzi , ale jest inaczej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zasługa Karoli - dziewczyna jest po historii sztuki, wrażliwość ma i czujne oko, a poza tym się przyjaźnimy, co znaczy, że może mi powiedzieć, coś, o co się nie obrażę : "Mam już dość tych twoich drzew i firanek, a jeśli będziesz malowała obraz dla mnie, to bez obrysów" - i jeszcze wiele mówiła, nie wszystko zapamiętałam. Podpowiedziała mi pewną metodę na obraz, jaką mogłabym zastosować, ew. spróbować. Teraz czekam na specyfikację w mailu.
      To była bardzo interesująca rozmowa i wiele sobie wzięłam do serca.
      No i pojawiła się CIEKAWOŚĆ - jak sobie poradzę.
      Wg mnie prawdziwy styl, jego podstawą, jest sztuka wyboru - a żeby mieć z czego wybierać, trzeba eksperymentów.
      Ale tak w ogóle, Parabelko, podoba Ci się to? te nowości?

      Usuń
    2. Zawsze byłem zdania, że Karola dobrze mówi.

      Usuń
    3. Podoba mi się :) i już wiem co mi przypomina - ekspresjonizm niemiecki - Gabinet doktora Caligari , Nosferatu itp - w sensie scenografii właśnie . Tylko oczywiście weselej ;)Jest inaczej i jest coś nowego - to dobrze .

      Usuń
    4. EKSPRESJONIZM niemiecki! Kocham te filmy! ale trafiłaś!

      Usuń
  5. "Sok z żuka" to jeden z ulubionych filmów pana młodego : ) Parabelko, jak zwykle godna pozazdroszczenia intuicja : ))) ciągle czekam na informację zwrotną, na razie cisza na linii, może jeszcze śpią ; ) (melagu)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O proszę :D konkretnie scena , w której Beetlejuice chce przymusić do ślubu Winonę - taka sama połamana perspektywa że nie wiadomo co jest czym i gdzie ;)

      Usuń
  6. aha, ja akurat lubiłam "drzewa i firanki", bo mimo że takie codzienne i przyziemne, fajnie kontrastowały z panienkami (odrealnione, eteryczne, zawieszone między życiem a fantazją; bardziej symbol/wizja niż portret). (melagu)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też je lubiłam i lubię, wprowadzały drugi albo pierwszy plan, poza tym firanki były świetnym kontrastem fakturowym, przez półprzezroczystość, miękkość i zwiewność.
      Tylko trzeba uważać, żeby nie za bardzo przywiązać się do ulubionych chwytów - bo wówczas stają się manierą.

      Usuń
    2. Otóż to - bogactwo środków wyrazu :)
      A z nowym wyrazem poradziłaś sobie konkursowo :)

      Usuń
  7. A ja, jako typowy reprezentant "wolandowego" durnowatego tłumu powiem o kolorach. Dominujących - oszczędna ilość. Ale ileż odcieni! Zestawienie niebieskiego z brązem - wyjątkowo dekoracyjne. Plus biel i czerwień - bardzo akuratne.
    Nie mam nic przeciwko gałązkom i firankom, ale powiem, że ich brak tu jest rzeczywiście dobrym nowym powiewem.
    Ten dwójniak bardzo mi się podoba.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, ze zmiany zostały zauważone.
      Co do kolorów - chciałam zderzenia ciepłych z zimnymi, ubolewam, że zdjęcie nie oddało niuansów.
      A swoją drogą powiem, że przystępując do malowania, kiedy wiedziałam, że tym razem nie będzie drzew i firan, czułam lekki niepokój.

      Usuń
  8. No i popatrzcie jeszcze na włosy tego rudzielca. Bomba!

    OdpowiedzUsuń
  9. Zaskoczyłaś mnie tym ujęciem "scenografii", nie powiem (ale to bardzo miła odmiana i jakiś taki "powiew świeżości"... i nie, wcześniej nie było zaduchu) ;) Niestety kolory nie moje (poza "kobaltowościami"), no ale to moje subiektywne zdanie tylko i to nie mnie mają się podobać, pozdrawiam :) PS. Śniliście mi się z Wojtkiem, siedzieliśmy na kanapie, ja nieco skrępowany, bo przeświadczony byłem, że mam brzydki głos i W. mnie ocenia pod tym kątem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gryxiu, powiew świeżości bardzo mnie cieszy, a jeśli coś jest nie w twoim stylu, nie obawiaj się tego napisać - nie musisz się zarzekać, że to tylko twoje zdanie itp. Zawsze słucham z uwagą, ciekawością i bez obrażalstwa.
      Ten sen! ty skrępowany1 a ja w tym czasie byłam przemytniczką, czego, to nie wiem, ale kształt wskazywałby na rodzaj kałasznikowa. Dwukrotnie mnie złapano, ale (co mnie samą zdziwiło) udało mi się wymknąć - raz podstępem, raz dzięki szybkości (przeskakiwałam przez mur). Wojtek po prostu przesłuchiwał nie tę osobę.A może byliśmy powiązani w tym przemycie?

      Usuń
    2. niestety, niemoje. ani ta pani, ani ten pan, ani ten tort, ani te kwiaty. a już najmniej to te kolory. zderzenie niebieskości z pomaranczami/rudobrązami zawsze wyzwalało we mnie zgrzyt zębów.
      ale te przestrzenie ciekawe, chyba nieco zbyt odrealnione jak dla mnie, niemniej ciekawe. zastanawiam się, jakbym je też odebrała, gdyby nie były w zębozgrzytających kolorach.

      ostatnimi czasy coraz częściej zastanawiam się, jak ja wyglądałabym w twojej panienkowej metaforze. lubię oglądać się oczyma innych ludzi, słuchać o sobie z ust ledwo poznanych znajomych, próbować zobaczyć, jak wyglądam od zewnątrz. co przebija z tej plątaniny, którą ma się w środku.
      no i nie ukrywam, ciekawa jestem, jak zmieściłabym się w nitkowatości panienki, skoro wydaje mi się, że moja osobowość najlepiej zawiera się w mocnych, krępych liniach mojego ciała. i co miałabym na stopach, skoro nie umiem nosić obcasów.

      musiałabym być naprawdę zabawną panienką, a jednak nie umiem powściągnąć ciekawości, jaką mnie zobaczyłabym na twoim obrazie.

      lubię twoje panienki. lubię panienkowe pary. są ciepłe, osobiste, intymne. miłe oku i myśli. urokliwe.
      pozdrawiam,
      hanako

      Usuń
    3. Fajne są takie głosy, jak Twój. Zastrzegam - fajne dla mnie:)
      Te kolory! Niebieski - nigdy! - Tak mi się zdawało. Powiem Ci, że dzięki Justynie polubiłam ten kolor. Może za dużo powiedziane - polubiłam, ale zaczęłam się przekonywać. Od tygodnia jestem w posiadaniu niebieskiej spódnicy:)
      Natomiast zestawienie niebieskiego, w różnych odcieniach , w konfrontacji z brązem i rudościami, w obrazie Justyny, jest ŚWIETNE.
      Też nieraz sobie myślałam, jak ja wyglądałabym w Panienkowym wydaniu...:) Ech....

      Usuń