WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

piątek, 27 września 2013

Perfumy, zupa nylonowa i Angel

Obiecałam relację z profesjonalnego doboru perfum.

Kiedy cztery dni temu zajrzałam do Sephory, zobaczyłam piękne zjawisko. Coś w rodzaju połączenia toaletki z sekretarzykiem, z licznymi półeczkami, na których stały flakoniki z przezroczystymi płynami, lekko kolorowymi, w aptecznym albo laboratoryjnym stylu.
A obok atrakcyjna Pani konsultantka z wyszytym logo Diora na rękawku bluzeczki w odcieniu nude.
Okazało się, że mogę umówić się na rozmowę - a może quiz, w wyniku którego dobrany będzie zapach dla mnie właściwy.
Ochoczo się zgodziłam, mając w planie nie przyznawanie się do swoich zainteresowań.

Starannie dobrawszy garderobę i makijaż, na obcasach, przedzierając się przez lekko błotnistą ścieżkę na skróty przez pole, stawiłam się w Promenadzie i tam, dyskretnie wycierając eleganckie obuwie z błota, podreptałam do Sephory.
Tam czekała już na mnie znajoma Pani, zaprosiła, by wygodnie się umościć w białym foteliku i rozpoczęła luźną początkowo konwersację.

Ponieważ wydała mi się osobą na poziomie (i słusznie, co potwierdził późniejszy czas), a przy tym doskonale umalowana i uczesana, kiedy padło pytanie "Czy miała Pani styczność z zapachami Diora?" od razu zrezygnowałam z incognita i przystąpiłam do zajęć.
Pani M. zadała mi cztery pytania - w zależności od odpowiedzi dostałam do wyboru trzy blotterki umieszczone w szczypawkach na stojaczkach, z zapachami bez tytułu.

Oto, jak brzmiały kwestie do roztrzygnięcia :
1. wolisz zapachy intensywne czy lekkie? (intensywne)
2. co cenisz bardziej w perfumach - oryginalność czy elegancję? (pytanie co najmniej dziwne, chciałam powiedzieć, że oryginalność, ale jednak po namyśle wybrałam elegancję - w końcu chcialam się czegoś nowego o sobie dowiedzieć)
3. jesteś osobą towarzyską czy zamkniętą - to było inne słowo, ale sens zachowałam (towarzyską)
4. preferujesz zapachy świeże czy zmysłowe (zmysłowe)

Pytania zapisano w tajemniczej książeczce, na podstawie wybranych przeze mnie możliwości w tej samej książeczce pojawiły się trzy propozycje, zaprezentowane we wcześniej wspomniany sposób.

Pierwszy zapach zupełnie mi nie odpowiadał, wydał mi się ciężkawy, klasyczny, bez polotu. Okazał się nim J'Adore edp.
Drugi za to całkiem, całkiem, tylko bardzo popularny - przypominał Coco Mademoiselle (używa go moja Mama i coraz bardziej go lubię) - Miss Dior edp.
Trzeci - piękny, lecz jak dla mnie nie do noszenia - od razu rozpoznałam klasyczne Poison.

Padło więc na drugi, i muszę się przyznać, że przez cały dzień był wyczuwalny i sprawiał mi przyjemność, "ubierał" mnie, jednak po dwóch dniach czułam się w nim jak nie ja. Ciągle wydawał mi się spotykany na każdym kroku - może jednak powinnam wybrać oryginalność, a nie elegancję?

Po dobraniu perfum rozmowa z Panią M. się nie skończyła - przyznałam się do malowanie i do duftartu.
Że nie wspomnę o absolutach zapachów - kilkanaście stało na toaletce. Irys, roża, skóra, bergamota - te najpiękniejsze.

Niezwykle przyjemne doświadczenie - a do Miss Dior (która nie ma wiele wspólnego z wersją Cherie z truskawkami i popcornem) troszeczkę mnie ciągnie...

Ad zapachów - wczoraj zaprezentowałam swoją kolekcję super kobiecą, ale czułam się jakoś tak nieswojo - i dopiero, kiedy ze szkatułek powyjmowałam swoje "potworki" i ustawiłam na półeczce, poczułam, że te WSZYSTKIE zapachy są odzwierciedleniem moich upodobań. Oraz artystycznego fachu.



Teraz czas na Angela.
Co tu dużo mówić - skatowałam go.
Najpierw całego zamalowałam, na gęsto.


Żeby się przełamać - ośmielić, nie bać zepsuć.
Ponieważ teraz mam duże ułatwienie - za drzwiami do pracowni zlew kuchenny (a obrazek jest mały) - to wzięłam zmywak i tarłam i darłam.



Ku mojej wielkiej radości, pod spodem ukazały się nikłe linie szkicu jednorożca.
Z radością go odtworzyłam.


Co dalej? Zapewne będę wypełniać ubytki i zobaczę, co wyjdzie.

Gucio tymczasem, patrząc na moje zmagania z Angelem, bardzo się zainteresował.
Stanął w pozie niemal napoleońskiej i stwierdził : "Malowanie to dla mnie łatwizna".
No nie wiem...może, gdyby się przykładał? czy łatwizna, bo właśnie się NIE stara?

Na podstawie obecnych prac uważam, że plastyka nie jest jego powołaniem.


Dziś przy okazji odbierania z przedszkola, jak zawsze, zadaję Mu pytanie - co było do jedzenia.
"Mamo, czy możemy zobaczyć łatwowopis?" (jadłospis)
"Nie, proszę, żebyś powiedział z pamięci, co było - przynajmniej na obiad"
"Zupa nylonowa i kości na grugie danie"
Po sprawdzeniu w 'łatwowpisie" okazało się, że faktycznie - figuruje ZUPA NYLONOWA. Natomiast kości - pałki z kurczaka.
Próbowałam wyjąśnić z paniami przedszkolankami, co to za zupa - ale niestety wszystkie pracowały na popołudnie i obiadu nie widziały.

To dopiero zagadka.


32 komentarze:

  1. Och, Guciowi chodziło zapewne o to tarcie i darcie przy malowaniu :) I bardzo dobrze , może kiedyś będzie z niego malarz rodzaju Pollocka, a nie nudne wypełnianie schematycznych kolorowanek ;D Saga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. owszem, Gucio wymyka się schematom - zresztą chyba każda mama tak myśli o swoim dziecku

      Usuń
  2. Hyhy , Gucio jako przyszły prawdziwy mężczyzna intuicyjnie odkrył jedno z najważniejszych praw Murphy'ego - "Wszystko jest możliwe , pod warunkiem , że nie wiesz o czym mówisz" ;)

    Zupa nylonowa jakoś mi się z makaronem sojowym kojarzy , ale bo ja wiem , czy w przedszkolu takie wyrafinowane rzeczy podają ;)...

    OdpowiedzUsuń
  3. Tego prawa nie znałam! dobre, dobre!
    Mnie też ta zupa kojarzy się z makaronem sojowym - dowiem się od kuchni

    OdpowiedzUsuń
  4. Źle wam się kojarzy. Zupa nylonowa to rosół z kaszką manną. Google poświadczą ;P. Jadłam to w dzieciństwie ale czort jeden wie czemu się toto tak nazywa Saga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też góglałam. W poszukiwaniu genezy nazwy. Dotarłam nawet do Ćwierciakiewiczowej. Niestety nic. To zupa z okresu, gdy moje dziecię było przedszkolanką. Występowała w zestawie z daniem drugim drobiowym. Miałam więc cichą wiarę, że nie jest gotowana na wywarze wczorajszym, szczególnie w poniedziałek.:) Smaczna., lekkostrawna, niezastąpiona w czasie choroby (jakiejkolwiek).

      Usuń
    2. Dodam jeszcze skąd ta przedszkolanka, w odniesieniu do mojej córeczki mojej córeczki.
      Kiedyś dawno temu, pewna nauczycielka przedszkola powiedziała: chłopczyk - to przedszkolak, dziewczynka - to przedszkolanka, a ja jestem nauczycielką przedszkola. Spodobało mi się to.:)


      Usuń
    3. To nie był poniedziałek ani wtorek, ale faktycznie towarzyszyło zupie nylonowej drobiowe danie główne. Czyli zupa jest odwieczna. Coraz bardziej jestem ciekawa genezy nazwy.

      Usuń
  5. Nie mam dzieci, ale po rodzinie jakiś kontakt z młodzieżą mam. Lubię Gustawa, po Twoich relacjach. To zmyślny chłopak. Jednak, jeżeli przykład z malowanką, to nie żart. to pewnie dobrze, że pierwsza klasa się od niego oddaliła na jakiś czas. Z tego, co wiem operowanie kredkami. ołówkiem i długopisem w szkole, przynajmniej na początku, jest niezbędne. Jasne, że szkoła ma tego nauczyć. Życzę mu sukcesów tej dziedzinie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Wolandzie, za ciepłe słowa nt Gustawa. W stosunku do kolorowanki każdy dzień przynosi postępy. Panie uczą dzieciaki znaków literkopodobnych i właśnie, jak zauważyłeś, operowania narzędziami pisząco - rysunkowymi. Za życzenia dziękuję w jego imieniu.

      Usuń
  6. Widzę, że na farbie jednak nie oszczędzasz.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to "jednak"? oczywiście, że nie! już pisałam - to by mnie wyhamowywało

      Usuń
  7. "Zupa nylonowa"? Pierwsze słyszę, serio (oczyma wyobraźni widzę wielki gar z gotującymi się rajtuzami) ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Moja ciocia tę zupę podawała w wersji bardziej wykwintnej. Kaszę manną gotowała na gęsto, rozlewała na płaskie talerze, studziła. kroiła w kształtną kostkę. Owa kostka przenoszona była do głębokich talerzy i zalewana rosołem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko czy wówczas też nazywała się "nylonowa"?

      Usuń
    2. NIeee , to był rosół z kaszką "w rybkę" krojoną .Znam to w wersji z kaszką krakowską i w tej wersji występuje w starych książkach kucharskich . Nota bene rosół z kaszką krakowską jest przepyszny - krakowska nie jest tak mdłą jak manna , ale rosołek z manna na rosołku też jest niezła .

      Usuń
    3. Oczywiście miało być "ale manna na rosołku też jest niezła" .

      Usuń
    4. Kiedyś, na Węgrzech, jadłam dosyć pikantną wersję, a kaszkowym dodatkiem były ulepione z manny, niewielkie gomółki.
      Jakoś kulinarnie się tu zadziało:)

      Usuń
  9. Rosół najlepszy jest z makaronem, Wy kulinarni barbarzyńcy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są rożne gusta. Mnie, na przykład, na myśl przyszły delikatne pończochy, kiedyś zwane nylonami, a nie jakieś barbarzyńskie rajtuzy.

      Usuń
    2. Słusznie - mnie też . I to najlepiej ze szwem :)

      Usuń
    3. "Rajtuzy", uwielbiam to słowo :D Co do rosołu - znam osobników jedzących go z ziemniakami, więc oburzenie moje jak najbardziej udawane było ;)

      Usuń
  10. Jaka szkoda, że obraz wymalowany na gęsto poszedł pod prysznic, a tak mi się podobało, był taki siarczysty, taki "Matador".
    Karola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pocieszenie dodam, że piękny był tylko na świeżo, po wyschnięciu wyglądał jak matowa kupa

      Usuń
    2. Mówiłem, żeby cirrusów nie ruszać.

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    4. Ale to byłoby nieprawdziwe - no nie mogłam. I wcale nie żałuję.
      Szczególnie, że nieco zmodyfikowany szkic jest fajniejszy.

      Usuń
  11. Wiem na czym polega laserunek. Ale ta metoda prysznicowa, to chyba nie to. Co to jest za technika?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A bo ja wiem? Efekt trochę przypomina batik, a działanie technikę z grafiki warsztatowej. Znaczy się technika autorska - oficjalnie tak się pisze.
      Laserunek to wysublimowane nakładanie warstw półprzejrzystych - z moim brutalnym zdzieraniem do żywej dykty nie ma nic wspólnego.

      Usuń
  12. Chciałam tylko napisać, że do tej pory znałam tylko sos muślinowy, teraz do kolekcji doszła jeszcze zupa nylonowa. Frakcja tekstylna w kuchni powoli rośnie w siłę! ;)

    OdpowiedzUsuń