WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

czwartek, 4 lipca 2013

Krytyczny Czwartek nr 3 czyli Gie w Zachęcie

Tak sobie, rozumiecie, zdałam sprawę z tego, ile czasu poświęcam na zgłębianie "projektów" prezentowanych przez CSW i teraz Zachętę. Bo nie tylko pójść trzeba, to i oglądać, cytaty przytaczać, a jeszcze składnie wszystko ująć, stylistycznie poprawić...
TA recenzja kosztowała mnie samego pisania ponad 3 godziny.

Warto...?
Warto. Co prawda oddźwięku nie mam ze strony Instytucji, ale po raz pierwszy nie czuję się bezsilna wobec...
Czego/kogo tym razem?

Dzisiejszy wpis poświęcę największej obecnie wystawie w Zachęcie, zajmującej całe piętro.
Autora prac z nazwiska nie wymienię, określę go tylko jako Gie (G.).

Z kim mamy do czynienia?
Po pierwsze - z Mistrzem Ściemy
Po drugie - Gie jest zakochany w sobie z wzajemnością. Pod silnym wrażeniem, jakie na sobie robi.


Powyżej kadr z filmu, pokazywanego w trybie ciągłym, na którym Gie usiłuje się naturalnie śmiać - zajmuje to całą salę (w istocie znajdujemy się między dwiema twarzami Gie, wyświetlanymi na przeciwległych ścianach).

Będzie chronologicznie.

A WIĘC najpierw natykamy się na dwie "prace",  niewielkie, ale przykuwające uwagę. Ekraniki - na nich filmy, gdzie zobaczyć możemy :
- rozbierające się "pod muzykę" kobiety rodem z Różowej Serii
- gołego Gie, podrygującego i wypinającego tyłek do kamery, ze smutnie dyndającym interesem, o reszcie nie wspomnę, co by leżącego nie kopać.




Krytycy tym razem oddali Gie głos.
Do powiedzenia mistrzu nie ma nic, ale kto mu zabroni mówić?

O filmie z prostytutkami:
"Pierwsze, co przyszło mi do głowy "Ależ ja na pewno bym czegoś takiego nie zrobił!".
Wychowywałem się bez ojca i generalnie jestem uwrażliwiony na kwestię wykorzystywania kobiet. Jednak po kilku krokach zdałem sobie sprawę, że moje zahamowania są dokladnie powodem, dla którego powinienem to zrobić.
Zawróciłem, zapisałem numer telefonu i po długich wahaniach zadzwoniłem. Odebrała dziewczyna. Zapytałem, czy mogę filmować. Jeżeli płace, to nie ma sprawy.
Ponieważ wiedziałem już wtedy, że wideo będzie pokazywane publicznie, postanowiłem wyjaśnić własną rolę w całym projekcie, przechodząc kilkakrotnie przed kamerą w trakcie filmowania.
Po nagraniu usiłowałem wyjaśnić dziewczynom, że wideo bedzie pokazywane jako dzieło sztuki.
Nie mogły tego pojąć "To ma być sztuka?"" (Wojtka zastanowiła kwestia - skąd Gie wiedział, że "wideo będzie pokazywane publicznie"?)

Zastanówmy się, z jakiego powodu ten film ma być dziełem sztuki?
Czy rzeczywiście pokonywanie rzekomych zahamowań przez Gie  (jeżeli damy wiarę jego opisowi) oraz to, co ma do powiedzenia (a udowodnię w najbliższych akapitach, że nie jest to nic ciekawego), stanowi o wartości tych "wideów"?
A może fakt, że zostały umieszczone w Zachęcie i tego typu miejscach automatycznie tworzy sztukę z byle czego?

Proszę - oto, co Gie pisze o filmie z autonagusem:
"Idea przyświecająca (projektowi) jest bardzo podobna. Wypływała ona z poczucia winy, jakie nosiłem w sobie od czasu jego powstania. Chciałem też - UWAGA UWAGA - odnieść się do doświadczanego wówczas przeze mnie uczucia, że sztuka stała się dla artystów czymś w rodzaju parawanu, czymś powierzchownym, a nie środkiem szczerej wypowiedzi".
Dla przypomnienia dodam, że autor za szczerą wypowiedź uważa pokazanie swojego zadka oraz majtanie klejnotami, o zgrozo, bez parawanu.

Jakby ktoś nie zrozumiał, może się dodatkowo dowiedzieć "Praca ta wpisuje się bardzo dokładnie w moją życiową i artystyczną strategię - jest aktem oswobodzenia się z przekonań narzuconych w trakcie socjalizacji". To chyba znaczy, że porzuca poczucie przyzwoitości wpajane podczas wychowywania.

Potem mamy okazję zobaczyć, powiedzmy, prace, na jedno kopyto.
Gie doświadcza upadku. Dosłownego.
Na filmach.
Spada ze stołka, ze schodów, lub po prostu nagle traci równowagę.
Chcę wierzyć, że naprawdę odnosi obrażenia .


Nie wpadłabym, że w taki sposób można uzasadnić kręcenie amatorskich filmików (z sobą w roli głównej zresztą) :
"Sądzę, że głównym celem mojej działalności na polu sztuki, jest pogoń za poczuciem sensowności istnienia. Jednak fakt, że moje poczucie sensu zmienia się - lub jest zmieniane - sprawia, że struktury etyczne, jakie wokół siebie buduję, tracą moc lub przestają mieć zastosowanie.
Moje poczucie rzeczywistości rozpada się i musi być nieustannie odbudowywane."

Zakładając, że Gie szczerze wątpi w sens swojego istnienia (jako artysty), mogę mu tylko powiedzieć "No i bardzo słusznie. Należy Ci się".
Może Gie - cały czas zakładam, że nie jest cyniczny - podświadomie czuje, że jego wygibasy, choć pokazywane po świecie w szanowanych instytucjach, nie uprawniają go do nazywania się twórcą?

Jakie są sposoby (zresztą nie tylko używane przez Gie) aby zaistnieć (oczywiście poza epatowaniem nagością)?
Dobrze zabrać głos na tzw aktualny temat.


Ta "ciekawa rzeźba" (jak zapewne zatytułowano by ją na Allegro), ma symbolizować mozliwości, jakie rzekomo daje in vitro - programowania/wyboru cech człowieka przez jego urodzeniem.

Jeśli o symbolach mowa, Gie prezentuje cały wachlarz wypowiedzi :



"Praca składa się ze skórzanej rękawiczki, tyle, że długiej na trzy metry i na metr szerokiej.
Nawiązuję tutaj do wielu motywów - od "ręki Boga" aż po "długą rękę sprawiedliwości" (pierwsze zdjęcie powyżej)" - teraz - UWAGA - "Chodziło mi o przedstawienie idei (!) bezsilności, impotencji".
Dlaczego impotencji? Czyżby, jak w poprzednich "pracach" chodziło o zerwanie z zahamowaniami - czyli, mówiąc prosto, że w rękawiczce (szczególnie skórzanej) trudniej się masturbować?

Parę "projektów" to kukły, jak z koszmarnego teatru.
Oczywiście mocno symboliczne.



A jednak pierwsza z nich, mały skrzypek, może być, wg moich kryteriów, dziełem sztuki.
W nagrodę dla autora zdradzam, że opisywana wystawa nosi tytuł "Nagi".

Niestety, resztę sal wypełniają obiekty, nie uzasadniające sensu artystycznego bytu Gie.

Oto trafiamy do pomieszczenia wypełnionego rysunkami - schematycznymi, jak z instrukcji BHP, wizerunkami dzieci.
Mają to być niby portrety kolegów z klasy w podstawówce.
Jednak Gie nie jest w stanie zróżnicować postaci - wszystkie wyglądają tak samo.


Z pewnością każdy z Was, Drodzy Czytelnicy, spotkał na swojej życiowej drodze osobę szczególnie uzdolnioną w tzw. wodolejstwie. Umiejętność bardzo przydatna we wszelkich szkołach - i , okazuje się, znajdująca szerokie zastosowanie w "sztuce" współczesnej.

Gie za tę wypowiedź został przez Wojtka utytułowany "Mistrzem Ściemy".
 "Wszystko zaczęło się od pragnienia, żeby z pamięci odtworzyć skład mojej klasy z podstawówki. miałem niejasne przeczucie, że praca powinna dotyczyć tego, iż przeszłość jest konstrukcją (!) i to nieustannie zmieniającą się. Zdałem sobie sprawę z tego, że w każdym kolejnym szkicu próbuję oddać pewne określone cechy. Błędy, które odkrywałem w jednym szkicu, próbowałem poprawić w następnym.
tyle, że te 'błędy" to były indywidualne cechy nielubianych przeze mnie osób, które teraz nieustannie próbowałem korygować. Stopniowo (!) dotarło do mnie, że zamiast szkicować 24 różne osoby, cały czas rysowałem jedno i to samo dziecko, w pogoni za czymś w rodzaju ideału." (czyli te nieudolne rysunasy są rezultatem dążenia do ideału!)

Teraz - UWAGA - Gie obnaża się jako demiurg :
"Jestem ogromnie krytyczny wobec roli, jaką odegrałem w tym projekcie jako artysta. Jestem kimś w rodzaju estetycznego sędziego głównego, który wyznacza dzieciom miejsce w hierarchii i potępia je według własnego widzimisię" - ad "widzimisię" - Gie zachowuje się jak Gucio, płaczący, że misia boli - może dobrze byłoby autorowi przypomnieć, że jego rysunki nie są dziećmi.

Na koniec - rodzynek.
Mała sala, projektor - i rzucony na ścianę film (?) - widoczek jeziora zza trzcin, ważki, kwiaty, ptaszki itd.
Bardzo byłam ciekawa, jakie Gie wymyślił do tego uzasadnienie. Ta daaam!
"Jezioro to pastisz późnego romantyzmu, ale tak naprawdę - podobnie, jak inne moje prace - dotyka kwestii porażki w obliczu rzeczywistości."

Jeszcze jedno zdjęcie "pracy"  w stylu symbolizmu prostackiego


Mimochodem napomknę, że mam wymyślony pierwszy obraz (przepraszam za wyrażenie na "o") nowoczesny.

38 komentarzy:

  1. Jakie mądre kurwy! "To ma być sztuka?" Gotowam za to postawić panienkom drinki z palemką. Nie pojmuję, dlaczego autor nie posłuchał głosu ludu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bowiem autor słucha tylko swojego głosu - wpatrzony we własny pępek (?). Teraz panienkom przydałyby się drinki bardziej, bowiem od ich występu upłynęło 19 lat

      Usuń
  2. O, Mater Dei!!! W.

    OdpowiedzUsuń
  3. Drogi Psie, odniosę się szczegółowo do twojej wypowiedzi, rekompensując sobie przykry obowiązek zbierania materiałów do KCz.
    Właściwie i ja się przeraziłam, ile czasu zajmuje mi taka działalność, ale niczego nie mogłabym pominąć.
    Tak, i mnie się wydaje, że trafiłam w sam sedes, pisząc o automatycznym stawaniu się byle czego "dziełem sztuki" (zresztą Duchamp swoją muszlą to udowodnił, niestety).
    Do powszechnych zjawisk autokreacji dodam jeszcze "granie muzyki", jak radiowcy mają zwyczaj mówić, kiedy puszczają muzyczkę.
    Faktycznie - przyznanie się do bezsilności to pewnego rodzaju obnażenie.
    Co do bezściemowych propozycji, w moim rankingu wygrywa kasza z robakami - szczególnie na antresoli (możliwość spadania).
    Uprzejmie dziękuję za zajęcie się kwestią tajemnic sztuki nowoczesnej.
    Jestem - po raz któryś - pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ju , czy ja kiedyś już mówiłam , że Cię kocham :) ? Zanalizowałaś tego pana tak trafnie i w sposób tak wyważony , że padam w podziwie na glebę i nie wstaję :) . Twoja recenzja jest po prostu skończenie piękna .
    Niemniej pozwole sobie dorzucić kilka słów tytułem komentarza osoby która się nie zna ;P .Panienki niewątpliwie zareagowały zdrowo i rozsądnie i przychylam się całkowicie do zdania Pani Stettke , natomiast muszę stanąć w obronie pana Gie - żeby z czymś takim wylądować w Zachęcie , być mianowanym poważnym artystą i do mierzwy dorobić tak fikuśne intelektualnie komentarze komentarze - to naprawdę jest sztuka i to wielka . Sprzedać mierzwę jako złoto to nie byle umiejętność :P
    Poza tym myślę , że uszycie tak wielkiej rękawiczki nie jest proste i też jest sztuką ;P
    Co do ostatniego komentarza pana Gie - "porażki w obliczu rzeczywistości" - mam dziwne wrażenie że pan ma kłopoty z kobietami i problemy z potencją usiłuje sobie zrekompensować oglądactwem , ekshibicjonizmem i pseudointelektualnym bełkotem dodającym mu poczucia ważności .
    Natomiast ostatnie dzieło uważam za nad wyraz trafne - aczkolwiek sądzę ,że ałtor by się oburzył na moją interpretację - wg mnie to obraz normalnego człowieka zalanego wytforami panów Gie i im podobnych , wpychanymi ludziom jako Wielka Sztuka .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Parabelko - bardzo dziękuję za wypowiedź i, jeśli pozwolisz, odniosę się do niej.
      Oczywiście, sztuką jest sprzedać takie Gie, ale z drugiej strony mam wrażenie, że "znawcy" wręcz czekali na tego rodzaju g...
      Co do rękawiczki - uszycie zapewne proste nie było, ale czy to wystarczy? Uniesienie wiadra wody na penisie tez nie jest proste, ale czy jego właściciel staje się dzięki temu artystą?
      Ja również mam wrażenia, że Gie nie ma powodzenia u płci pięknej. Coś mi podpowiada, że panienki uznały go za nudziarza.
      Szkoda, że nie ma nic do powiedzenia, przy tak przemożnej potrzebie autoprezentacji.

      Usuń
    2. Tak to bywa , im mniej ktoś ma do powiedzenia , tym większy hałas robi . Ale sądząc po filmiku , na którym kuprem kręci , można się prezentować nic nie mówiąc :P
      Rękawiczka z pewnością byłaby wspaniałym eksponatem np. na wystawie dotyczącej mody i wariacji na jej temat , natomiast jej sens na wystawie pana Gie pozostaje dla mnie cokolwiek niezrozumiały i nasuwa kolejne podejrzenia , że jest ona symbolem jakichś jego niedomagań i ciągot :P
      Znawcy na pewno na takie gie czekali , ponieważ niczego innego najwyraźniej nie są w stanie ogarnąć rozumem , bo ogarnięcie czegoś ładnego i interesującego jest zaiste trudnością niebotyczną :P
      I wiem już czemu Gie nie jest w stanie różnicować postaci - on chodził do klasy gdzie uczyły się dzieci z "Wioski przeklętych" - te jasne włoski na pazia i martwe jasne oczęta :D

      Usuń
  5. No cóż, zniechęcasz mnie do tej " sztuki" za co Ci dziękuję :D Przynajmniej wiem, że nawet jeśli dużo mnie omija to pewnie duża część to takie pseudo artystyczne gnioty ;)

    winterka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Winterko, jeśli pokaże się coś wartościowego, osobiście wyślę Ci wiadomość. Naprawdę mam nadzieję, że doświadczę pozytywnych przeżyć w jakimś CSW

      Usuń
  6. Mcham z Gdańska, Justyno.
    I śledzę Twoją działalność krytyka sztuki z entuzjazmem.
    Kota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromnie się cieszę! Dziękuję, że napisałaś, zależało mi, żeby usłyszeć (umownie) twoją opinię

      Usuń
  7. Te wystawy mają jednak pewien sens - przynajmniej można o nich coś fajnego przeczytać ;)
    W ramach detoksu proponuję znaleźć prawdziwą wystawę, z prawdziwą sztuką i o niej też napisać. Tylko czy to sie uda?
    Tru

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, starałam się rzetelnie podejść do tematu, co okazało się czasochłonne i niezbyt przyjemne (w końcu pusty śmiech też się wyczerpuje).
      Uda się z pewnością - na ASP zdają naprawdę zdolni ludzie. Nie wierzę, żeby wszyscy się zaprzedali.

      Usuń
  8. ja nie jestem artystyczna, ani trochę - kiedy słyszę pojęcie "sztuka" wycofuję się rakiem z pokoju i udaję, że mnie nie ma. pytana o własne zdanie, powtarzam wygodne frazesy - och, nie wiem, nie znam się na tym, za głupia na to jestem.
    chyba faktycznie nie jestem najbystrzejsza, że tak łatwo dałam się wcisnąć w myślenie o sztuce jako o fenomenie zrozumiałym tylko dla wybranych, niedostępnym śmiertelnikom. tak, trzeba się przyznać - patrzę na bohomazy i myślę "bohomaz. ale może jednak SZTUKA, tylko nie rozumiem". i chyba potrzebowałam w jakimś sensie autorytetu - czyli ciebie, z dyplomem asp i przekonaniem, że siedzisz w tym po uszy, więc chyba wiesz, o czym mówisz - żeby zrozumieć, że bohomaz to bohomaz.
    nie znam osoby, która powiedziałaby, że nie lubi moneta. moneta lubią niemalże wszyscy - takie piękne obrazy. nie znam też osoby, która rozumiałaby dzieła pollocka - ale to pewnie dlatego, że nie przyjaźnię się z artystami. czy w takim razie artyści tworzą tylko dla artystów? budują kółko wzajemnej adoracji razem z krytykami? obserwuję ucieczkę "komercyjnej" sztuki w internet, ogromne portale, na których zamieszczane są estetyczne, trafiające do rzeszy ludzi obrazy. czemu nie sposób znaleźć takich w galeriach sztuki? czemu sztuka musi mieć przekaz tak głęboki, żeby nie trafiał do żadnego z odbiorców?
    nie sposób nie porównywać zjawisk z twojego środowiska z moim bagienkiem literackim. i to, co rzuca się w oczy, to że literatura jest głównie tworzona dla czytelnika - oczywiście z potrzeby i pomysłu autora, etc., ale pisana właśnie po to, żeby ktoś ją przeczytał - a sztuka się często od swojego odbiorcy odcina. skupia się na samym autorze, bywa kalejdoskopem narcyzmu i samouwielbienia, bo ktoś wymyślił, że ma przekaz i teraz go głupiemu ludowi przekaże, a maluczcy staną w zachwycie i podziękują. absurd.
    przede wszystkim zaś - istnieje w literaturze taka niepisana zasada, że dzieło musi bronić się same. niemile widziane są przedmowy i wyjaśnienia odautorskie mające na celu wytłumaczenie czytelnikowi, jak ma czytać. nie ma miejsca na opowieści o tym, że tutaj jest głębia, a nawet trzy, tylko nie widać - jak nie widać, to jej nie ma. to zawsze wydawało mi się najtrudniejsze w każdej dziedzinie sztuki - przekazać wszystkie kwestie jasno i zwięźle, ale bez rzucania nimi odbiorcy w twarz. balansowanie pomiędzy oczywistością a niezrozumieniem, tak, żeby odbiorca mógł czerpać przyjemność z odbierania. tutaj natomiast - absurd do kwadratu - nic nie ma sensu, dopóki ktoś nie dorobi do tego komentarza. cóż to za nowa filozofia?
    cóż, nie rozumiem sztuki nowoczesnej, bo mam wrażenie, że ona nie chce być zrozumiana. tapla się we własnej enigmatyczności i ekskluzywności i jest sobie ot, sztuką dla sztuki.
    dla mnie to żadna sztuka.

    dzięki za twoje celne spostrzeżenia.
    pozdrawiam,
    hanako

    p.s. namaluj coś. będzie fajnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hanako - na razie nie wiem, co napisać. Zatkało mnie po prostu. Mianuję Cię Honorową Czytelniczką Brulionu.
      Teraz niestety pędzę na wernisaż w galerii, gdzie mnie nie chcieli - ale odezwę się do Ciebie wieczorem.
      Dziękuję, Naprawdę wiele dla mnie znaczy, że mam tak wspaniałych Odbiorców.

      Usuń
  9. Justyno, czytałam z dziką radością, dziękuję za wpis :))
    Panu Tfurcy zdecydowanie się należało, oj należało...

    Aragonte

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ proszę - ja z kolei odczuwałam coś w rodzaju dzikości, kiedy pisałam Krytyczny Czwartek.

      Usuń
  10. Zgadzam się z przedmówcą.
    Dlaczego przemawia do mnie kino, przyprawia czasami o dreszcze jedno drgnienie twarzy aktora, działa najróżniejsza muzyka, kręci dobra architektura (albo dobija dokumentnie- zła) wynoszę coś niecoś dla siebie z lektury?
    A ze sztuki współczesnej nic albo naprawdę niewiele- oprócz pobudzenia złej krwi?
    W sumie mogłabym być docelowo w miarę odpowiednim adresatem - kończyło się kiedyś nawet historię sztuki... A tu niewiele albo nic nie iskrzy na linii twórca- odbiorca.
    Ba, czuję się przez twórców olewana, bo nikt nie chce mówić zrozumiałym dla mnie- i dla reszty społeczeństwa- językiem.
    To po jakiego diabła w ogóle mówić cokolwiek, jeśli nie chce się czegoś zrozumiale zakomunikować?
    Kota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koto - Tak, zdecydowanie mogłabyś, gdyby komuś zależało, odbiorcą docelowym.
      Komunikacji w zasadzie nie ma.
      Film, muzyka, architektura - mają wpisaną w definicję użytkowość.
      A sztuka?

      Napisałaś wprost, że czujesz, że się Ciebie olewa.
      W imię czego? Braku komercji.
      Ha. Ha.

      Usuń
  11. To ja się odezwę jako "estetyczny sędzia główny" na swoim własnym boisku. Otóż... ja w sumie rozumiem oglądanie gołych panienek. Niech będzie "sztuka", a nawet kilku sztuk na raz. Ale gdybym zapłaciła za wejście na wystawę i pokazano by mi takiego brzydkiego pana, zażądałabym zwrotu pieniędzy. I niech się pan cieszy, że nie odszkodowania za straty moralne. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sabb, nie mogę przestać chichotać!
      Jak pisałam, o jego "walorach" nie wspomnę - leżącego się nie kopie. Ale...
      Gie w sumie chełpi się swoją brzydotą, choć pisze o wstydzie, jest ekshibicjonistą spełnionym.

      Usuń
    2. Sabb , ale gołe panienki z reguły ogląda się gdzie indziej i w innym celu :P

      Usuń
    3. Ojejku, Parabelko, przecież chodzi o przekraczanie granic - Ty się chyba naprawdę nie znasz (żar - piszę dla innych czytelników, bo Parabelka wie).

      Usuń
    4. Ju - a ile razy pisałam , że się nie znam :DDD
      Swoją drogą żałosne , kiedy ktoś nie umie inaczej zwrócić na siebie uwagi niż pokazując gołą babę . I to na dodatek sfilmowaną , żeby je chociaż namalował *wywraca oczami*
      Niemniej gość osiągną swój cel - stał się obiektem dyskusji , jego wystawa wzbudza emocje i kontrowersje .Nie jestem tylko pewna , czy takie o jakich marzył :P

      Usuń
    5. Wiesz, Parabelko, zastanawiałam się, czy w gruncie rzeczy nie robię "im" dobrze - i doszłam do wniosku, że nie. Takich, jak Gie, jest na pęczki, nie wymieniam jego nazwiska (żeby nie robić mu reklamy), litera nawet nie występuje w inicjałach, poza tym nie tyle o jego wystawie mówimy, tylko o sposobach, jakimi CSW i Zachęta nas mami, byśmy poznali, co dzieje się w matrixie współczesnej "sztuki".

      Usuń
    6. No właśnie , zastanawiałam się dzisiaj intensywnie KTO u licha siedzi w tej Zachęciu i Zuju , że takie kity tam są - kto w majestacie instytucji publicznej dopuszcza uznanie chłamu za sztukę i według jakich kryteriów dokonuje oceny ? Nie wydaje mi się żeby to było na tle komercyjnym , bo na litość komercja ma na celu sprzedanie owszem byle czego , ale w ilości hurtowej , a jakoś chyba ludzie nie walą drzwiami i oknami w jedno i drugie miejsce , tak jak walą np. na koncerty gwiazd popu czy choćby Gwiezdne wojny .
      Czyżby kryterium było "przeżycie się" dotychczasowych form sztuki ? Też nie sądzę , bo zdaje mi się , że jak kto ma talent i coś do powiedzenia od siebie , poradzi sobie nawet z najbardziej konserwatywną i niemodną formą , wlewając w nią coś oryginalnego , naznaczonego jego osobowością .Jak sama piszesz , na ASP jest masa naprawdę zdolnych ludzi - co się z nimi dzieje potem ? Idą na łatwiznę ? Nie umieją się przebić ? To drugie mnie nie dziwi , bo z reguły ktoś , kto chce "być" nie potrafi bezpardonowo pchać się w kierunku "mieć" czyli w tym wypadku "zaistnieć i zrobić karierę" . Czy dlatego właśnie wszędzie króluje miernota ?

      Usuń
    7. Oj, Parabelko, pytania bez odpowiedzi...
      To, co mnie zastanawia, to kwestia utrzymywania się finansowego np CSW. nie ma wątpliwości, że taka instytucja na siebie nie zarobi. Dla tych, którzy nie wiedzą - jest to ogromny pałac - zamek z przyległościami.
      A więc są jakieś fundusze, dotujące sztukę nowoczesną. Być może międzynarodowe, bo twórcy prezentowani mogą pochwalić się wystawami i nagrodami wręcz w imponujących miejscach i konkursach.
      Najbardziej, myślę, interesujący jest moment, kiedy "młody zdolny"traci oryginalność i przestaje mieć coś do powiedzenia.
      Znam parę osób wybitnie zdolnych na ASP, które poszły w stronę "projektów" i "działań". no ale przecież nie zapytam, co się stało i kiedy...

      Usuń
    8. No tak.... Reszta jest milczeniem .

      Usuń
  12. Jak ja się cieszę, że znalazłam tego bloga! Dzięki Ci Justyno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyżbym miała do czynienia z nową Czytelniczką? Bardzo się cieszę, miło mi.

      Usuń
  13. Justyno, dziękuję również i ja za Krytyczne Czwartki. Działasz terapeutycznie, bo kiedy osoba na sztuce znająca się (no ba!) potwierdza mój sposób patrzenia na niektórych 'artystów' i ich 'twórczość', to nie czuję się już jak nieznająca się kretynka.
    P.s. jestem wielką miłośniczką Twoich felietonów ilustrowanych.
    dobbinka [od Kota sikającego na rodzynki]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobbinko droga, miło mi to słyszeć. Taka jest między innymi rola Krytycznych Czwartków - nazwać bohomaz bohomazem, przywrócić wiarę osobom "nie znającym się".
      A co do działalności terapeutycznej...bardzo silnie czuję jej wpływ. Na sobie.

      Usuń
  14. Ja za taką sztukę jednak podziękuję. Brzydka i przerażająca. A ta skórzana rękawiczka skojarzyła mi się z obrazem dłoni z filmu " poszukiwany, poszukiwana" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że "podziękujesz" to i tak grzecznie się odnosisz :)
      Brzydka i przerażająca, fakt, i pusta jeszcze...tylko...nie zapominajmy, że to nie sztuka. Wciąż otwarta pozostaje kwestia, jak nazwać owo zjawisko - projekty i pseudodziałania.
      Skojarzenie prawidłowe - i mnie wydawała się ta rękawiczka skądś znajoma.

      Usuń
  15. cześc Justynko chyba Ci współczuje takiego obcowania ze "sztuka"
    o rany ,zawsze uważalam ,ze sie nie znam na sztuce ;)
    zastanawiam sie czy najpierw tfurca spadl ze schodow i uderzyl sie w glowe ?,czy krecil film ganiajac w te i nazad z goła dupa powiewając fajfusem?
    jesli najpierw spadl na glowe ,to wyjasnia dalsze czynnosci pt "sztuka"
    jeszcze żeby przeniósł wiadro wody nooo pół wiadra na fajfusie to byłby jakis wyczyn ;-) Wkurza mnie to ,ze pieniadze z naszych podatkow sa marnotrawione na taka sztuke ,podczas gdy wielu artystow majaacych cos do pokazania odbija sie od drzwi niemoznosci.
    Zawsze mnie wkurzalo pytanie co autor mial na mysli malujac bądz piszac ;)
    nooo kurcze moze byl na haju i opisywal swoje wizje ,a ja mam zgadnac co mial na mysli;-) wole pozostac durna baba ze wsi nie znajaca sie na sztuce
    niz udawac wielka intelektualistke podniecajaca sie pseudosztuką ;-)


    czarnazuzia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zuziu - najpierw latał na golasa, potem powiewał. Tak, ja też zawsze pamiętam, że Zachęta jest może i najbardziej prestiżową instytucją zajmującą się sztuką, z pięknymi tradycjami. I wobec tego dając miejsce miernotom nie daje go innym.

      Usuń