WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

niedziela, 12 maja 2013

Pieski Pani Emilii

Naprawdę, mam szczęście do ludzi. Przekonałam się o tym wielokrotnie, a teraz zadowolona jestem podwójnie, bo nie tylko spotkałam osobę przemiłą, ale również jest Ona moim zleceniodawcą. I to poczwórnym.
Pani Emilia, Polka, mieszka w północnej Norwegii. A jej wielkimi przyjaciółmi i prawdziwymi członkami  rodziny są dwa psy - spaniele bretońskie. Ta rasa nazywana jest czasem "wyżłami kompaktowymi". Charakteryzują się radosnym charakterem, do późnej starości zachowują szczenięcą wesołość, a w terenie, nawet w bardzo trudnych warunkach, cechują się dzielnością i niezmordowaniem. Przy tym, jak wszystkie stworzenia, które zostały wyhodowane do pracy z człowiekiem, wykazują się niezwykłą kontaktowością i oddaniem.
Pani Emilia ma suczkę i psa - wiek tego ostatniego to 9,5 roku i to właśnie jego, o imieniu Presto, będę portretować. Zleceniodawczyni pisze, że Presto ma nie pysk, tylko twarz - a więc odczytać można bez trudu wszystkie emocje.
Żeby "być bliżej" portretowanego zwierzaka, powiesiłam zdjęcia.


Tak więc pracownia znowu odżyła - a będzie to proces długotrwały (chciałabym tak ciągle), bo biorę się za pierwsze z kilkunastu zleceń, zgromadzonych (większość) w ciągu ostatnich dni, a również przez czas przygotowywania wystawy "zapachowej".



Gustaw, usłyszawszy, że będę malować, zapytał, czy może popatrzeć. Obiecał, że siądzie sobie cichutko i grzecznie. Kiedy zobaczył Presto, zasmucił się.
"O, piesek! Zgubiony? "
"Nie, Guciu, wyszedł na spacer"
"I nie jest smutny?"
"A skąd, ma swoją ukochaną panią."
"To dobrze." - uspokoił się.


Trudność z portretami zwierząt (i ludzie również), polega na tym, że aby nie stały się one po prostu pocztówkami, prostym obrazkiem ze zdjęcia, trzeba nadać im szczególną formę, zachowując przy tym podobieństwo - wszak ono najbardziej zazwyczaj liczy się dla zleceniodawcy.
Dlatego najpierw wierność portretowanej postaci, a potem można szaleć - tak ja rozumiem tę szczególną pracę.
Szkic - dobry szkic - jest podstawą.


Łatwo nie było - pieska zdecydowałam się przedstawić w pozycji składającej się z samych skrótów.
Aż wezwałam Wojtka na pomoc. Przegadaliśmy nad przyszłym obrazkiem pół godziny, z ołówkiem w ręku, mało się nie pokłóciliśmy. Ale się udało.
Pokazuję dość enigmatycznie - element niespodzianki musi być.

Na koniec wspomnę jeszcze, że zupełnie inaczej pracuje się nad obrazem, który zlecony jest przez miłą i rzetelną osobę. Jej zakochanie w psach też ma znaczenie - dla mnie, właścicielki dwóch kundli znajd.
Pani Emilia pół niedzieli poświęciła na to, żeby z Norwegii dawać mi wskazówki ( z własnej inicjatywy - chyba ze 30 maili), jak zamienić linkowy napis w poprzednim wpisie na obrazek. Ja się poddałam (wyzywając się od głąbów technicznych) - a Ona nie.
Jak widać - z sukcesem.

6 komentarzy:

  1. One rzeczywiście takie wyżłowate :) bardzo lubię wyżły . I oczywiście bardzo jestem ciekawa ciągu dalszego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam coraz to inne pomysły - ale chyba zwycięży koncepcja witrażu.

      Usuń
  2. Zapowiada się pięknie. I masz rację - inaczej maluje się lub cokolwiek robi, dla człowieka życzliwego, dobrego, kochającego zwierzęta. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to zupełnie inna praca, niż dla osoby zupełnie nieznanej. Dodam, że jesteś, Sabb, dowodem na moje szczęście do ludzi. Nigdy nie zapomnę, jak przez trzy ponad godziny (przez komórkę) instruowałaś mnie, co mam zrobić - które guziczki ponaciskać, żeby stworzyć bloga. I potem niezliczone konsultacje telefoniczne. Dziękuję za wszystko - zawsze jesteś pomocna, niesamowicie życzliwa, nie mówiąc o twoim kapitalnym Sabbath of Senses.

      Usuń
    2. A ja pamiętam, jak trudne były nasze pierwsze kontakty na forum. I jak zdecydowałam się z Tobą umówić w Złotych Tarasach. Pierwszy kontakt, pierwszy uśmiech i wiedziałam, po prostu wiedziałam, że wszystko wcześniej było tylko nieporozumieniem, które już nigdy więcej się nie powtórzy.
      Nawet nie wiesz, ile razy już gratulowałam sama sobie decyzji o tym pierwszym spotkaniu. :)

      Usuń
    3. Ja też to pamiętam - nie było łatwo, ale - tak mi się wydaje - obie widziałyśmy, że musimy się zobaczyć, i też pamiętam, jak wszyscy jechali ruchomymi schodami, a my, we dwie, windą - jakbyśmy chciały jeszcze bez zamieszania nabrać pewności, że wszystko dzieje się naprawdę.

      Usuń