WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

sobota, 12 stycznia 2013

Basen i duża kobieta

Parę dni temu, ponieważ ja schudłam, a Wojtek nie, pomyślałam, że trzeba wyciągnąć pomocną dłoń w jego stronę.
Ponieważ On lubi pływać, zaproponowałam:
"Wiesz, Wojtek, tak sobie myślę, że jest sposób, żebyś się rozkręcił, jeśli chodzi o zgubienie wagi. Basen!"
"To znaczy przestać korzystać z ubikacji? Ciekawe, ciekawe..."
"Raczej żebyśmy poszli na pływalnię."

I wczoraj stało się - W. znalazł basen "Wodnik", a tam - pływanie rodzinne, gdzie my, rodzice i Gucio zapłacilibyśmy wszyscy tylko 15 zł za dwie godziny pływania. W weekendy.
Co było robić?
Udało mi się znaleźć wszystkie brakujące elementy, niezbędne w Wodniku i wyruszyliśmy.

Przyznaję się, nie lubię basenu. Pływać umiem, ale presja czasu, szczególnie, jeśli chodzi o przebieranie się oraz konieczność nie zgubienia czipa do szafki, paragonu itp, mąci mi ewentualną radość.
Piszę "ewentualną", bo na miejscu przypomniałam sobie wszystkie uciążliwości.

Basen to miejsce ekstremalnych kontrastów - ciepło/zimno oraz mokro/sucho.
Pomijam fakt, że woda ma dla mnie za niską temperaturę, a nie jest tak, że raz się wejdzie i sobie się tam w niej siedzi.
Szczególnie z dzieckiem.
Basenik rodzinny - w miarę ciepły. Gucio chce siku - wyjście na ziąb i szczękanie zębami.
Wchodzimy z powrotem - otworzyli zjeżdżalnię.
No to idziemy - znów sine usta i gęsia skórka.

I weź tu, człowieku, usiądź na brzegu rury - zawijasa, na wysokości dwóch pięter i rób dobrą minę do złej gry, kiedy zaraz pomknie się w nieznane. Przecież nie można synka zarazić strachem.

Nie dość, że wystartowaliśmy na żółtym świetle (w ogóle nie zauważyłam, że była jakaś sygnalizacja), to z powodu nadmiernej ostrożności zatrzymywaliśmy się co chwila i musiałam nas odpychać ręką.
Zapytałam więc ratownika, jaka technika sprzyja prędkości.
Mianowicie należy się położyć na plecach i unieść biodra, by zjeżdżać na piętach i części międzyłopatkowej pleców.
I tak zrobiłam. z Guciem z przodu.
A jak już się zacznie - nie ma odwrotu.
Pędziliśmy jak szalona para bobsleistów i tylko czułam, jak łączenia w rurze łupią mnie po kręgosłupie, świat z boku rozmazał się w niewyraźną plamę i jakoś bokiem wpadliśmy do brodzika na dole, przynajmniej ja zszokowana i po solidnym mimowolnym łyku wody - a tu zostać i pozbierać się nie można, bo z góry leci kilkuletni, piszczący pocisk - więc ratownik z kwaśną miną, interweniował, żebyśmy natychmiast wychodzili.

Na miękkich nogach, z Gustawem za rączkę (znowu ziąb), podreptaliśmy do części rodzinnej.
Synkowi chyba się spodobało, bo zażyczył sobie znowu zjazd. Tym razem byłam mądrzejsza i regulowałam szybkość półleżąc.

Po skończonych zajęciach i prysznicu, pod którym, przez słabe ciśnienie i limitowany czasowo strumień wody (że o jej niewyrównanej temperaturze nie wspomnę) trudno było się wypłukać, poszliśmy do szafki.
Nerwowe poszukiwanie czipa do otwierania - jest - w środku rzeczy suche, podłoga mokra.
Wrażenie takie, jakbyśmy mieli się ubierać w kałuży - dopóki nie odkryliśmy przebieralni z ławkami i suchą podłogą.
Była zupełnie pusta, bowiem przez pomyłkę weszliśmy na teren niedozwolony - miejsce tylko dla grup zorganizowanych.
Udało się.

Czekała nas jeszcze jedna atrakcja - suszarki. Zionące ciepłym powietrzem rury, które działały tylko w pewnym ułożeniu - wyprężone, przez co niemal robiłam mostek, aby wysuszyć włosy z tyłu głowy.
No i wreszcie trzeba zejść do szatni i wziąć ubranie i buty.
Teoretycznie powinno się być w klapkach, żeby nie deptać suchą stopą po brei naniesionej z zewnątrz. Ale klapki mokre. Itp, itd.
Klapki - to za mało powiedziane, wzięłam japonki. Kto próbował chodzić z zwykłych skarpetach (a ja włożyłam grube rajstopy) i w japonkach, wie, jak wyglądało moje poruszanie się, i to po schodach.

Rozemocjonowana wreszcie wyszłam z Wodnika - a na zewnątrz ziąb.

I jeszcze jedno. Nie mam pewności, czy czegoś szkodliwego nie dodają do wody, bo czułam się tak, jakby coś wyssało ze mnie dwie trzecie sił.
Nawet teraz, po wielu godzinach, nie doszłam do siebie.
ALE Gucio cały czas pyta ( o zgrozo!) kiedy znowu pójdziemy na basen i nie mam zamiaru się złamać.
Może tak wyglądało przetarcie szlaku? Tym się pocieszam.

Tymczasem wczoraj już zainicjowałam powstanie nowego obrazka.
Nie będzie na nim pieska ani żadnego zwierzątka, tylko kobieta.
Na dodatek na dużym formacie - 50 na 70cm.
Odważyłam się.
Wczoraj powstał szkic - dziś przeniosłam go na dyktę.
Nic więcej nie jestem w stanie napisać - bo sama nie wiem, nawet tego, czy namaluję akt.
Absolutna premiera.
Tego jeszcze nie było.



Chciałabym zdążyć ją namalować na wystawę, 23go stycznia.
Może się udać.
Gucio zdrów, chodzi do przedszkola.
Dżinsy kupione, bal już był.
Uda się.

11 komentarzy:

  1. uda się na pewno :) Saga

    OdpowiedzUsuń
  2. Ju uda się! Ja to wiem, rzutem na matę ale zawsze ;) jak zawsze i u mnie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, ale nie rzutem na matę - obraz będzie inspirowany zapachem Black Orchid Toma Forda. Co nieco trzeba wyczarować

      Usuń
  3. Nie myślałaś czasem, aby malarstwo rzucić na rzecz pisania? ;) Pozdrawiam!

    PS. Powyższe nie jest, broń Boże, aluzja żadną! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nigdy o tym nie myślałam. zresztą chyba nie ma takiej potrzeby. Oczywiście MUSZĘ zapytać (nie licząc na szczerą odpowiedź) - uważasz, że lepiej piszę niż maluję?

      Usuń
    2. PNP - dziękuję za odzew! Tym razem twój komentarz (poza niezwykłą trafnością) ma jeszcze jedną (przynajmniej) cechę - mianowicie jest niezwykle pożyteczny. Dla mnie. Mówisz to, czego ja przez cały dzień nie wymyśliłam, kręcąc się w kółko, usiłując sobie bezskutecznie przypomnieć, czy aby na pewno nie myślałam o porzuceniu jednej ze sztuk na rzecz drugiej. Uspokoiło mnie to, co napisałeś.
      Od początku bloga miałam wrażenie, że właśnie taka działalność mnie całkowicie zaspokaja (pod twórczym względem).

      Usuń
  4. PNP ujął/ujęła trafnie dokładnie to, co myślę i czuję :) Mam nadzieję, że nie zmąciłem Ci spokoju ducha tym, niewinnym z założenia i żartobliwym, pytaniem? Pozdrawiam, co złego, to nie ja ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ skąd, pytanie przypomniało mi liczne zresztą uwagi Autorytetów, że jeśli chce się coś robić z pasją i osiągnąć rezultaty, trzeba się poświęcić, czyli nie rozpraszać, czyli jak malować, to tylko malować. Najlepiej nie mieć rodziny - i to nie jest pozbawione racji, znaczy są liczne przykłady, że właśnie taki sposób czyni twórcę malarzem totalnym.
    PNP to On i oczywiście, co złego, to nie Ty. Cieszy mnie każdy komentarz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję przejść na pływalni , dlatego nie chadzam , choc bardzo lubię pływać , ale warunki na większości basenów sa antypływaniowe , brrr .
      Z kobietą się uda , jestem pewna :) i przyłączam się do zdania PNP - obraz plus tekst to jest to :)

      Usuń
    2. Na Wodniku warunki są dobre. Ja wiem, może kłopotliwe jest chodzenie na basen w zimie? Taką wczesną jesienią np ani brei nie ma, ani tylu warstw ubrań, ani drastycznych różnic temperatury.
      Obraz plus tekst... no to ok

      Usuń