Za oknem gęsty deszczyk i mgła.
Na obrazku z Kotą też mgła...
Proszę się nie niepokoić, choć wygląda to na strzał w nogę, robiłam próby i z grubsza znam rezultat.
Woziłam się od dawna z pomysłem, aby całkiem zamalować obraz, jako pierwszą warstwę, a potem go umyć, tylko zawsze się rozpędzałam i zanim zrealizowałam zamierzenie, już inne kolory były położone.
Tym razem, z racji tego, że Kota kojarzy mi się z bielą/ecru, no i mgły na dworze - stało się.
Czas schnięcia minał, idę zmyć.
*****
Ha, ha, ale śmieszne. Ktoś tu mówił, że wie, co robi?
Ja?
Miałam uzyskać gładką, transparentną powierznię.
Na to wskazywały próby.
Tyle, że chociaż dykta wygląda na taką samą z obu stron, niestety, nie jest!
Różni się, minimalnie, gładkością. I to wystarcza, żeby zamiast jednolitego tła uzyskać taki oto "szron na szybie" :
Nie powiem, że mi się nie podoba.
Ale teraz dopiero mam wyzwanie!
Przynajmniej rysunek się nie wytarł.
Czyli jednak trzeba będzie nanosić kształty i wypełniać je kolorem (bo zakładam, że przecierki w drugiej warstwie mogą w ogóle się nie udać).
Jako mistrzyni wychodzenia z opresji malarskich (i nie tylko) na szczęście jestem bardziej zainspirowana i zaciekawiona, niż zmartwiona.
Jednak odrobina otuchy się przyda...
Wracam wspomnieniem do początków malowania (już po studiach) i Pieska Zimowego
Zamierzenia też były inne, niż rezultat.
Ale Koty zimowej nie zostawię, o nie.
Justyno bardzo fajnie Ci to wyszło :)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na gotowy obrazek ;)
Reniu, miła jesteś...przede mną jeszcze duuużo pracy!
OdpowiedzUsuń