Mili Państwo, niemal zaraz po przyjeździe zasiadłam do Panienki Sarah, spędzając nad nią długie godziny i to z rosnącym zadowoleniem...
...gdy NAGLE
...patrzę... co się dzieje???
Lewa ręka taka jakby przydługa.
Przyglądam się, skóra cierpnie - niestety! Jak mogłam tego nie widzieć, pytam się...?
A jednak - jaka szkoda, dłoń udała mi się pięknie, w wymownym geście, ale co robić. Odpuścić nie można. No i Sarah nie tylko nie ma palców, nadgarstka, lecz znikło i przedramię.
Powolutku.
Znów ciachnęłam
...i jeszcze bardziej
Aż w końcu amputowałam powyżej łokcia
Taka elegancka Panienka, jasny gwint.
Jeśli dziś jeszcze (w nocy) będę kombinować, to jestem PRAWIE pewna, że nie obejdzie się bez destrukcji całej postaci. Nie umiem czekać, ale dla dobra obrazka oraz mojej równowagi twórczo - psychicznej chyba poczekam.
No szkoda.
Jakoś bardzo mnie to jednak nie martwi, może dzięki cudownemu dostępowi bieżącej zimnej i ciepłej wody - bo to naprawdę odbieram jako cud po pobycie w naszym baraku, który i tak kocham bardzo.
Ale teraz korzystanie z wygód sprawia mi niebywałą przyjemność - i tego będę się trzymać.
Jeszcze tylko dodam, że (tak sądzę na podstawie niewielkiej ilości wyświetleń), że pod wpisem pt. Droga zamieściłam wspomnieniowy wpis z cyklu Krytyczny Czwartek. Zapraszam do poczytania o skarpetkach w szklanych gablotkach i co o tym sądzę - oraz wielu innych "obiektach", noszących miano "dzieł sztuki". Ha. ha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz