Tak, jak zapowiadałam, inicjuję dziś wpis wspomnieniowy - oto mój pierwszy Krytyczny Czwartek, wpis z czerwca 2013 roku.
Zapraszam do lektury - będą, co jakiś czas, ukazywać się następne, bo czytelników, ku mojej radości, przybywa, a materiał uważam za dobry i uniwersalny.
A więc...
"Szanowni Państwo,
z radością zapraszam na pierwszy odcinek stałego cyklu Krytycznych Czwartków.
Wyrażam subiektywną i moją własną opinię.
Mam jednak nadzieję, że nie jestem odosobniona.
Uważam, że jako osoba wykształcona i aktywna zawodowo, a tym samym
wiarygodna (bo nikt mi nie zarzuci, że sama nie umiem a innych
krytykuję) powinnam dać głos.
Z powodu zwykłej uczciwości.
Tytułem wstępu
Od kiedy pamiętam, tzw zwykli ludzie, kiedy mają się wypowiedzieć w
kwestii sztuki - szczególnie współczesnej, używają frazesu, który niby
usprawiedliwia ich milczenie - "Ja się na tym nie znam".
A przecież każdy prawie ma zdanie na temat filmu, muzyki, sposobów leczenia, pogody, polityki itd.
Być może dlatego nie wyraża opinii na temat dziedziny artystycznej, że
sztuka w zasadzie nie jest weryfikowalna. W śpiewie od razu słychać
fałsz, a tu... nie.
Dlaczego widz przestał szanować swoje zdanie? Czy dlatego, że się
przyzwyczaił do nabijania w butelkę i już tego nie widzi? Że słowo
"ładne" w odniesieniu do dzieła mającego ambicję właściwie traktuje się
jak obelgę?
Czemu w temacie Sztuki nie obowiązuje zdrowe kryterium "podoba się - nie podoba się"?
Powodów jest parę i nawet nie mam ambicji, żeby teraz je wyszczególniać,
ale ten, który mi się narzuca - NIE WIADOMO, CO JEST SZTUKĄ.
(zaprzyjaźniony profesor mawiał "Sztuką jest zrobienie fikołka do tyłu w
naszym wieku").
Ba! Gorzej - nawet nie wiadomo, co NIE JEST sztuką i czy w ogóle taka rzecz (?) istnieje.
Przypomina mi się film, w którym kosmici wylądowali w Wesołym
Miasteczku, a nie wiedząc nic o Ziemi sądzili, że tak własnie wygląda - a
ludzie muszą być szaleńcami.
Czy świat sztuki nowoczesnej (w większości przejawów) nie przypomina
jakiejś alternatywnej rzeczywistości, w której tworzy się obiekty
(projekty, performanse, itp), których celu powstania do końca nikt nie
rozumie, za to krytycy - nie wiadomo, cyniczni czy głupi, je uwielbiają
(udają?) i nikt nie ma odwagi zakrzyknąć 'Król jest nagi!".
Koniec wstępu.
Żeby nie być gołosłowną, wybrałam się do CSW na 3 wybrane wcześniej wystawy.
Z doświadczenia wiem, że lepiej zawczasu dowiedzieć się, co nas czeka.
Pamiętam, przy dawnej bytności Gucio, zobaczywszy dziurkę w podłodze,
radośnie do niej pobiegł i już, już miał zajrzeć - a tam przez otworek
można było podziwiać film z mówiącą waginą.
Od razu zaznaczam - jeśli uważam wystawę nic nie wartą, nie będę
zamieszczać nazwiska "twórcy", bo nie mam zamiaru go popularyzować.
Projekt nr 1
Wystawa pierwsza zajmuje całe piętro. Przypominam, że mówimy o ogromnym Zamku Ujazdowskim.
Obejrzeć można było fotografie i filmy.
Zastanawiam się, skąd w CSW tyle filmów? Chyba to wygląda nastepująco.
Dyr : "Jest pan wystarczająco nowoczesny jak dla nas. Damy panu jeden
poziom na wystawę. mamy dużo salek z projektorami. Chce pan coś
wyświetlić? Jak nie, to je zamkniemy"
Artysta : "Nie, nie zamykajcie, coś tam zawsze wymyślę, żaden problem"
I tutaj X też coś wymyślił - otóż zajął się "rytuałem czasu" - jak to nazwał w opisie Adam Budak.
Czyli co widzimy?
Kobieta zbiera małże.
I zbiera.
I zbiera.
Długo.
Koniec.
W dwóch przeciwległych salkach to samo.
Wierzcie mi, że byłam o krok, żeby krzyknąć do siedzących tam osób "hej,
frajerzy!", ale zorientowałam się, że mówią po francusku.
W trzeciej salce na ekranie łódzkie podwórko z bawiącymi się dzieciakami.
Samemu by się siadło na murku i popatrzyło na prawdziwe podwórko, tylko po co?
A może, gdyby nam powiedziano, że doświadczamy, czy nie wiem, tworzymy sztukę (czemu nie?) to stalibyśmy się artystami?
Artystami? Wierzycie w to?
W czwartej salce zepsuł się projektor - podobno lampa padła.
I tam było najładniej.
I najweselej - w strumieniu niebieskiego światła widzowie za pomocą dłoni bawili się w teatr cieni.
Gdyby nie napis "error" w rogu, nie wiem, czy ktoś by się zorientował, że nie tak miało być.
Fotografie wisiały. Nawet niezłe. W związku z tym ujawnię w nagrodę płeć twórcy (kobieta) i inicjały - SJ.
Wystawa nr 2
Z przyjemnością prezentuję nazwisko kolejnego autora - Bartek Buczek.
Wielki plus, bo zobaczyłam obrazy. Z nastrojem!
Wystawa tylko w jednej małej salce nosiła tytuł Czarny Charakter i od
opisu za bardzo wiało dowcipem (mocno się starał), za odkrywcze te prace
nie były (czarno biały hiperrealizm), ale przynajmniej Bartek się
napracował i widza nie zlekceważył. I umiejętności posiada.
Za to
Projekt nr 3 - dno (nie, to nie nazwa).
Film, oczywiście wyświetlany w jednej ze wspomnianych salek, pokazywał
tańczących ludzi (chyba w większości profesjonalnych) w miejscach
plenerowych, również miejskich.
I już.
Z muzyką albo zarejestrowanym dyszeniem tancerzy (z wysiłku)
Teraz czas na porcję bełkotu "krytycznego" z opisów wystaw. Może bezpieczniej - projektów.
O filmie z tancerzami :
"Film rejestruje wewnętrzny monolog tancerzy, pokazując ich zaplanowanie zgodne z własnymi scenariuszami ruchu"
"X. filmuje ciało myślące, tłoczoną w nie krew, synkopowany oddech i
wibrujące molekuły" (gdybym była dziennikarką, poszłabym do tego orła i
zapytała "Czy pan wie, co znaczy synkopowany oddech?"
O pierwszym projekcie (Adam Budak) :
"Eksperymentalne filmy i fotografie stanowią często analizę
ontologicznego statusu obrazu". Jak Boga kocham, każde ze słów rozumiem
(nawet zaglądałam do Wikipedii), ale całości ni hu hu.
"Ambicją wystawy jest pokazanie eksperymentu oscylacji pomiędzy obrazem
filmowym (...) i fotograficznym" ("Czy pan wie, panie Budak, co znaczy
oscylacja? Ja wiem, mąż mi wytłumaczył")
"Na wystawie zobaczymy instalacje składające się z ruchomego obrazu, dźwięku oraz elementów performatywnych"
Z braku pana Adama Budaka zapytałam Wojtka, co to element performatywny.
"Jak masz, rozumiesz, instalację i przyczepiony do niej wiatraczek,
który się nie obraca, ale mógłby - to on jest elementem performatywnym.
Albo jak Ci spodnie opadają - są elementem performatywnym, jak spadną,
żeby się chociaż trochę rów odsłonił - to jest performans."
Pod koniec wycieczki do CSW zapytałam zażywną niewiastę o drogę
(chciałam zrobić jeszcze zdjęcie skarpety w gablocie) i nawiązała się
rozmowa. Pani Monika z ochrony, okazało się, interesuje się sztuką i
nawet bywa, że sama pyta kuratora, o co się rozchodzi. Żeby móc
klienteli wytłumaczyć. I z własnego wścibstwa, jak powiedziała.
"A seks pani widziała?" zapytała "Nie wszyscy o nim wiedzą. Tylko zdjęć pani nie robi".
Widziałam.
W głowie się nie mieści. Żeby seks był taki nudny. Tym bardziej, że w specjalnych zestawach.
Ale o tym - i skarpecie - w następnym czwartkowym odcinku.
Na zachętę - dwa zdjęcia. Oba porywające.
Na ostatni "projekt" z elementami butelkowymi tylko rzuciłam okiem. Wow?
Chyba po raz pierwszy naprawdę ucieszyły mnie odwiedziny CSW.
Przy okazji następnych zobaczę się z panią Moniką.
Jesteśmy umówione."
Ja się zastanawiam, co brał tfurca, że mu się wydało, że ustawienie butelek pod ścianą to sztuka. Mam skojarzenie z durnymi nastoletnimi czasami i historią jak to znajomy pod wpływem zrobił kupę na wycieraczce sąsiadki i zatknął w nią żarówke. Ciekawam, jaki pompatyczny opis byłby do tego
OdpowiedzUsuńTru
O! Ja znałam podobnego artystę - tzn sąsiadka twierdziła, że wie, kto to zrobił, dawne to czasy były.
UsuńAle do CSW to ten twój byłby lepszy.
Ojeeej , to już trzy lata minęły ??? Ale ten czas leci...
OdpowiedzUsuńja już myślę o następnym, nowiutkim!
UsuńNie mogę się doczekać!
UsuńJa też!!!
Usuń