Łatwo sobie powiedzieć "zaczynam od jutra", łatwo, odczuwa się więcej siły (kiedy się tak zamierzy), ale niestety nadchodzi kolejny dzień i wcale nie jest lepiej...
To, co mnie naprawdę martwi, to kryzys malarski - po prostu nie mogę malować, to okropne, że nawet moje wytchnienie, mój ratunek, zawsze działający, teraz zawiódł.
Chodzę i się dręczę.
Właściwie piszę to wszystko po to, żebyście Państwo mnie zrozumieli.
Nie jestem z tych osób, które się poddają, ale... chyba tyle mogę napisać... mojej rodzinie dzieje się krzywda, niezasłużona... I więcej nie napiszę, bo mogę tym jeszcze bardziej zaszkodzić.
Te rysunki, które wybrałam powstały w trudnym okresie mojego życia, choć jak i teraz była wiosna, na dodatek nie skończyłam nawet 30stki...
Trudno mi powiedzieć, jak i kiedy wrócę do formy, ale oczywiście wrócę na pewno - przecież jest Gustaw, jest Wojtek (i całe szczęście) i pewnie znajdę jakiś sposób, by pokonać to rozbicie i beznadzieję.
Sytuacji zmienić niestety nie zmienię, nastawienie - owszem.
Nie dziwcie się więc, że mnie tutaj mniej, że nie wklejam kolejnych faz obrazków.
Potrzebuję trochę czasu.
Trochę snu.
Z góry dziękuję Wam za zrozumienie.
Kiedyś dobrze robiło mi wygadać się - teraz wolę odosobnienie.
Mam nadzieję, że do zobaczenia wkrótce.
Trzymaj się!
OdpowiedzUsuńTru
Trzymam się i mam wrażenie, że coraz lepiej mi idzie - czuję tylko straszne zmęczenie, ale to minie. Dziękuję!
UsuńTu Rejcz.
OdpowiedzUsuńCo do życia - mogę tylko uścisnąć, i wierzyć, że wszystko się dobrze skończy.
Co do przeżywania - w milczeniu, znam to. Ufam, że nasz mózg wie co robi, i wybiera najbardziej optymalne sposoby przetrwania.
Co do rysunków - niepokojąco korespondują z moim stanem sprzed niedawna jeszcze. Patrzę na nie i ze smutkiem stwierdzam, że nie pierwszy raz je widzę.
Trzymajcie się razem!
Trzymamy się RAZEM i to jest kluczowe słowo. Przeżywanie w milczeniu - doświadczam tego pierwszy raz i to mi naprawdę odpowiada.
UsuńA rysunki - no cóż, sztuka karmi się emocjami, nie sposób odmówić im ekspresji. I życzę Ci, by tamten stan ducha nigdy nie powrócił.
Justynko, doskonale Cię rozumiem :* Czasami dobrze jest ukryć się w jaskini i pobyć sam na sam ze sobą ;) Jestem z Tobą :*
OdpowiedzUsuńReniu, bardzo Ci dziękuję, chyba siedzę już przy wyjściu z jaskini, ale jeszcze nie mam sił, by wypełznąć.
UsuńSmutkiem napawa mnie ten wpis, ale wiem, że po nocy przychodzi dzień. To taki banał, wiem.
OdpowiedzUsuńNiektóre problemy jakoś się rozwiązują, a z niektórymi jakoś trzeba żyć.
Bardzo bym chciała, żeby ten Twój trudny okres minął bezpowrotnie. Byś znowu była radosna, pełna chęci do tworzenia. Z doświadczenia wiem, że bardzo w tym pomaga obecność bliskich. A troska o nich, szczególnie o dziecko, zmusza do parcia naprzód. Przesyłam Ci z całego serca moją pozytywną energię. Ania.
Aniu kochana, dziękuję.
UsuńPo nocy przychodzi dzień, potem znowu noc... To uczy wytrwałości i pokory - albo nie uczy niczego.
To wszystko, co napisałaś, to szczera prawda, tym bardziej, że chodzi o nasze wspólne dobro.
Energię chyba czuję - a przeczuwam na pewno.