Zawsze pisałam o tym, jak wyglądał tamten dzień - ale dziś mam ochotę na relację z 21go maja 2016go roku.
Zazwyczaj tak się dzieje, że kiedy mamy coś świętować, okoliczności sprzysięgają się przeciwko nam. Dlatego też wprowadziliśmy zwyczaj trzydniówki - żeby wszystko, co chcemy, się zmieściło. Bardzo dobry zwyczaj.
Źle spałam - obudziłam się z podkrążonymi oczami. Zasiadłam przed lusterkiem, wiedząc, że każdy korektor okaże się daremny, i jęknęłam (Gucio bawił się w pobliżu)
"Oooo, jak kiepsko wyglądam, jakie wory pod oczami!"
Gustaw zmarszczył brwi i przyjrzał mi się uważnie
"Masz na myśli TE dołki tutaj, takie ciemne?"
"Tak..." westchnęłam
"Ale mamusiu, to nie ma dla mnie żadnego, ŻADNEGO znaczenia. Wyglądasz brzydko tylko w połowie procenta!"
Zaczęłam się śmiać.
"A wiesz, że kiedy się śmiejesz, te dołki jeszcze cię upiękniają, naprawdę!"
Dołki dołkami, a po leniwej kawie mieliśmy ochotę zapaść w drzemkę kofeinową (bezpośrednio po kawie - tak stwierdzili amerykańscy naukowcy, ogarnia człowieka senność i powinien on nastawić budzik na dokładnie 20 minut, wówczas budzi się na gotowe, bo kofeina wtedy zaczyna dawać efekty).
A potem zaczęły się telefony - pokazy garnków, kuszące kredyty. Wojtek wie, jak odpierać te napaści. Otóż ktoś z tego rodzaju infolinii powiedział, że MUSI zachęcać klienta i pchać go w pajęczynę, dopóki ten trzy razy nie powie, że tego sobie nie życzy. Wtedy zaklęcie zostaje zdjęte.
Tak więc rozmowy tego rodzaju (z Wojtkiem) wyglądają następująco. W. odbiera :
"Dzień dobry, a teraz proszę posłuchać : NIE jestem zainteresowany po raz pierwszy, NIE jestem zainteresowany po raz drugi, NIE jestem zainteresowany po raz trzeci. Dziękuję, do widzenia."
Tak, jak dla Wojtka nie ma wykwintnego obiadu bez kartofli, tak dla mnie nie ma świętowania z pośpiechu. Naprawdę kiszki grały mi bardzo dziarskiego marsza, kiedy pojechaliśmy do nowego miejsca z tajszczyzną. Oboje jesteśmy jej wielbicielami.
Naprzeciwko nas siedziały dwie osoby, mając przed sobą czerwone curry i po chwili konsumenci dostali rumieńców i czerwonych nosów w znacznie intensywniejszym odcieniu niż dania przed nimi, potem zaczęli ocierać łzy, a pani nawet wydawała zgłuszone kwiki - kichanie w wersji dyskretnej.
Ja rozkoszowałam się białą od mleka kokosowego zupą ze świeżą kolendrą, czując graniczące z ekstazą zadowolenie - i wówczas z głośników dała się słyszeć moja ukochana piosenka :
Cóż było robić - łzy popłynęły ciurkiem, wtuliłam się w Wojtka, wstydząc je publicznie pokazać, dopóki nie wpadłam na pomysł, że można to zwalić na ostrość tajszczyzny.
Dostałam najpiękniejszą różę na świecie, wielką, pachnącą, w kolorze ognia, igrającego pomiędzy odcieniami jasnej żółci, poprzez śmiałe pomarańcze, cynobry, aż do ciemnej, prawie czarnej purpury - jak symbol naszego związku.
Potem odwiedziliśmy Park im. Czesława Szczubełka, w którym podstępnie Wojtek 10 lat temu skradł mi pierwszy pocałunek. Udał, że mam coś na nosie, przybliżał twarz, żeby niby zobaczyć - no i cześć. CMOK.
Kompletnie mnie to wytrąciło z równowagi, ale tylko przez chwilę - oczywiście rozbroił mnie żartem, jak zwykle. O, na tej ławeczce
Bo powiem Wam, że nie ma takiej złości, której by nie pokonał jego humor. I On o tym wie.
Szczubełek - nie chce się wierzyć, ale byliśmy tam tylko ten jeden raz, 10 lat temu.
(nawiasem mówiąc, Gustaw, siedząc na ławeczce i patrząc w dal, rzekł "Wiesz, mamo, zakończenie może być takie : żyli długo i szczęśliwie, albo inne : żyli krótko i smutno", po czym dostał ataku śmiechu)
10 lat. Mnie się wydaje, że wieki minęły. Nawet nie przypuszczałam, że będę mamą i jak to zmieni moje życie i mnie samą.
Jutro - dzień drugi rocznicy, ale już z malowaniem, nie mogę wytrzymać.
I na koniec Państwu życzę szczęścia, bo ono jest najważniejsze.
"Żyli krótko i smutno", dowcip całkiem w moim stylu, hahaha! :D
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego Wam życzę!
Dziękuję Gryxiu!
UsuńCzarny humor to specjalność Gucia
Fajnie się czyta takie opowieści. Dużo miłości życzę.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję, Hard! Dobrze mi się to pisało, nie powiem
Usuńnajlepsze zyczenia dla was :*
OdpowiedzUsuńtru
Dziękuję!
UsuńWielu, wielu takich dziesięcioleć :*
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję, Parabelko!
UsuńFajna historia i ładna miłość. Niech wciąż kwitnie razem z każdym kolejnym majem. Wszystkiego dobrego! I.
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło - dziękujemy za życzenia!
UsuńO rany "You" i "tajszczyzna" - ryczę! Ze wzruszenia! Uderzyliście w moje emocje! Kocham! Przy tajskich smakach również dostaję czegoś w rodzaju ekstazy, w wyniku której niekulturalnie jęczę, również publicznie, ponieważ nie potrafię tego kontrolować! I kompletnie się tym nie przejmuję już ;)
OdpowiedzUsuńPiękny mieliście początek, wspaniałe 10lecie, które Waszymi zachowaniami potwierdza, że i środek był niesamowity, oraz zapowiada bardzo dobrą przyszłość! Gratuluję!
Z tych emocji zapomniałam się wyżej podpisać - Rejcz.
OdpowiedzUsuńRejcz - rozumiesz mnie więc doskonale. Ja niczego po sobie nie pokazuję, w kinie siedzę z miną "jak posąg" (jak mówi Gucio), ale jest granica, po której przekroczeniu śmieję się, płaczę i bywam mocno nadekspresyjna. Przez jakiś czas. Potem to mija i znów wraca "mina autobusowa" (określenie Mamy)
Usuń