Mili Państwo, dowiedziałam się parę dni temu, że książka Pani Mai Dziedzic Epifanie Tadeusza Różewicza, z moim obrazem na okładce, bierze udział w konkursie Wydawnictwa Gdańskiego na najlepsze opracowanie naukowe.
Brane są pod uwagę wszelkie recenzje - nawet mój Brulion Malarski został przez Wydawnictwo zalinkowany!
Wobec tego przedstawiam Państwu moją opinię na temat książki :
Muszę się przyznać, że, może jako malarka, a może to nie ma
znaczenia, w każdym razie rzadko kiedy sięgam po opracowania
naukowe.
Nie dlatego nawet, że wymagałyby zbyt wiele trudu, ale - wstyd
przyznać - budzą we mnie respekt.
W wypadku Epifanii Pani Mai Dziedzic ta bariera została już od razu
przełamana, ponieważ sama jako artystka muchy lubię i uważam za
obiekt szczególny, po drugie - lubię Różewicza.
Sięgnęłam więc chętnie i z wielkim zaciekawieniem po książkę,
spodziewając się lektury trudnej - tymczasem (tak się złożyło)
przesyłkę wprost od listonosza otworzyłam w autobusie i mało
brakowało, żebym przejechała swój przystanek.
Po pierwsze : autorka używa języka prostego, pięknego w swej
prostocie - a nie, jak wielu piszących o poezji (a nie poezję)
wyszukanych i "finezyjnych" zapętleń.
Po drugie : dla mnie spojrzenie Pani Dziedzic jest zupełnie inne od
mojego, często zdarzało się, że zadawałam sobie pytanie "że ja
tego nie dostrzegłam!" - pogłębia i wzbogaca widzenie nie
tylko twórczości Różewicza, ale i jego samego
Po trzecie : ujmuję mnie zawsze staranne podejście do szczegółów,
nawet tych najmniejszych (ilustracje otwierające rozdział), takie
pieczołowite, jak w angielskich, kostiumowych filmach podejście do
tematu. Nawet na samą muchę jako zwierzę wzbogaciła się moja
wiedza, a akurat biologią się mocno interesuje.
Podsumowując : książkę czyta się jak pasjonującą powieść, nie mogąc
doczekać się następnej strony, poezja Różewicza zyskuje - z mojego
punktu widzenia - zupełnie nowe wymiary, do tego temat wydaje mi
się nowatorski i mogę tylko podziękować, że miałam okazję czytać
książkę, o której istnieniu, gdyby nie przypadek, pewnie nawet bym
się nie dowiedziała.
Co dla mnie istotne i wzruszające - wspomniane ilustracje otwierające rozdziały. Różnych autorów, w tym Jerzego Tchórzewskiego, który był moim ulubionym profesorem na Akademii Sztuk Pięknych, uczył mnie malarstwa. Człowiek o manierach nie naszej daty, ujmujący, serdeczny, z subtelnym poczuciem humoru. Wielka Postać.
Jestem pewna, że Epifanie zasługują na szersze rozpowszechnienie.
I mam nadzieję, że to nastąpi!
Choć ja z "opcji miłoszowskiej" bardziej, doceniam i rozumiem... ;)
OdpowiedzUsuńja Miłosza też doceniam, choć do niego mi dalej - w Różewiczu ujmuje mnie skromność, Miłosz to taki "lew"
OdpowiedzUsuń