WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

sobota, 30 kwietnia 2016

Mucha i Epifanie raz jeszcze

Mili Państwo, dowiedziałam się parę dni temu, że książka Pani Mai Dziedzic Epifanie Tadeusza Różewicza, z moim obrazem na okładce, bierze udział w konkursie Wydawnictwa Gdańskiego na najlepsze opracowanie naukowe.


Brane są pod uwagę wszelkie recenzje - nawet mój Brulion Malarski został przez Wydawnictwo zalinkowany!
Wobec tego przedstawiam Państwu moją opinię na temat książki :

Muszę się przyznać, że, może jako malarka, a może to nie ma znaczenia, w każdym razie rzadko kiedy sięgam po opracowania naukowe.
Nie dlatego nawet, że wymagałyby zbyt wiele trudu, ale - wstyd przyznać - budzą we mnie respekt.
W wypadku Epifanii Pani Mai Dziedzic ta bariera została już od razu przełamana, ponieważ sama jako artystka muchy lubię i uważam za obiekt szczególny, po drugie - lubię Różewicza.


Sięgnęłam więc chętnie i z wielkim zaciekawieniem po książkę, spodziewając się lektury trudnej - tymczasem (tak się złożyło) przesyłkę wprost od listonosza otworzyłam w autobusie i mało brakowało, żebym przejechała swój przystanek.


Po pierwsze : autorka używa języka prostego, pięknego w swej prostocie - a nie, jak wielu piszących o poezji (a nie poezję) wyszukanych i "finezyjnych" zapętleń.
Po drugie : dla mnie spojrzenie Pani Dziedzic jest zupełnie inne od mojego, często zdarzało się, że zadawałam sobie pytanie "że ja tego nie dostrzegłam!" - pogłębia i wzbogaca widzenie nie tylko twórczości Różewicza, ale i jego samego
Po trzecie : ujmuję mnie zawsze staranne podejście do szczegółów, nawet tych najmniejszych (ilustracje otwierające rozdział), takie pieczołowite, jak w angielskich, kostiumowych filmach podejście do tematu. Nawet na samą muchę jako zwierzę wzbogaciła się moja wiedza, a akurat biologią się mocno interesuje.


Podsumowując : książkę czyta się jak pasjonującą powieść, nie mogąc doczekać się następnej strony, poezja Różewicza zyskuje - z mojego punktu widzenia - zupełnie nowe wymiary, do tego temat wydaje mi się nowatorski i mogę tylko podziękować, że miałam okazję czytać książkę, o której istnieniu, gdyby nie przypadek, pewnie nawet bym się nie dowiedziała.
Co dla mnie istotne i wzruszające - wspomniane ilustracje otwierające rozdziały. Różnych autorów, w tym Jerzego Tchórzewskiego, który był moim ulubionym profesorem na Akademii Sztuk Pięknych, uczył mnie malarstwa. Człowiek o manierach nie naszej daty, ujmujący, serdeczny, z subtelnym poczuciem humoru. Wielka Postać.


Jestem pewna, że Epifanie zasługują na szersze rozpowszechnienie.
I mam nadzieję, że to nastąpi!



2 komentarze:

  1. Choć ja z "opcji miłoszowskiej" bardziej, doceniam i rozumiem... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja Miłosza też doceniam, choć do niego mi dalej - w Różewiczu ujmuje mnie skromność, Miłosz to taki "lew"

    OdpowiedzUsuń