WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

sobota, 23 kwietnia 2016

WYPRZEDAŻ wiosenna - cz. I - obrazy małe i średnie

Z różnych przyczyn - żądzy pieniądza, robienia miejsca na nowe, wiosennego poruszenia, wydatków wystawowych i medycznych - ogłaszam wyprzedaż.

Na początek - obrazy małe i średnie.
To, co lubię najbardziej, to sprzedawać szybko, ale to się nie udaje bez radykalnego obniżenia cen, dlatego po pierwsze primo : ustanawiam (obniżoną w stosunku do zwykłej) cenę 300zł za każdy z tych obrazów, po drugie primo - jeśli ktoś bardzo potrzebuje, może być w ratach.

No to zaczynam - na pierwszy rzut - Tygrysek.
Akryl na płycie, oprawiony, 39 na 48 cm



Namalowałam go jeszcze przed poznaniem Wojtka, w 2005 roku, w lecie. Upał wlewał się oknami, nawet noce były duszne, nie dawały wytchnienia, a ja słuchałam nieistniejącego już Jazzradia. Północ dawno przekroczona, ale kiedy wreszcie powiedziałam sobie, że z obrazka (POD Tygryskiem) nic nie będzie, zdarłam go do szczętu pumeksem pod prysznicem, i wówzas wpadłam na pomysł Tygryska - wiedziałam, że skończy się to zarwaniem nocy.
Za oknami ciemno, dziwny spokój, stojące powietrze i niosące się z Łazienek cykanie świerszczy, z radia dobiegały dźwięki jazzu, wtem prowadzący ogłosił konkurs. Bardzo prosty - trzeba było zadzwonić i powiedzieć "na antenie", co się robi. Najciekawsza czynność wygrywała. Prowadzącym był akurat Artur Andrus.
Oczywiście zadzwoniłam.
"Bo ja właśnie kończę malować tygrysa w zielone paski, chodzącego po bagnie, i zaraz przechodzę do palmy" No i dostałam nagrodę - zaproszenie na koncert.
To ta palma :


A, jeszcze dodatkowym atutem Tygryska jest to, że świeci w ultrafiolecie.

Następny, proszę Państwa jest - Pudel.po ciężkich przejściach. 42 na 60 cm - akryl na płycie.


Bardzo interesujący, fakturowy obraz, który był na wystawie w Ambasadzie Amerykańskiej. Pierwsza wystawa, którą ocenzurowano - przede mną odmówiono jednej pani pokazania grafik z głowami byków. Uzasadnienie "Kształt rogów i byczej głowy kojarzy się z narządem rodnym kobiety".
W każdym razie Pudel przeszedł pozytywną weryfikację, choć zastanawiałam się, czy ktoś nie wypatrzy w nim podobieństwa do prezydenta Waszyngtona (szczególnie z fryzury) - ale nie.
Naiwny kwiatek przekonał pracowników, że obraz jest niewinny - i to prawda.


Wówczas - 2004 rok, sądziłam, że moje prace będą kupowane do dziecięcych pokojów, jednak już na pierwszej wystawie okazało się, że Zwierzęta nabywają dorośli, którzy po wytężonej pracy chętnie zobaczą w domu rozczulającą mordkę (jak mi wyjaśniła moja klientka).


Numer 3 - Pekińczyk czyli Ofiara Prysznica - kolejny obraz fakturowy., 42 na 60 cm.
Ofiara prysznica - gdyż zdarza mi się traktować obrazy okrutnie - pracę prawie gotową, nazwijmy to "przekształcać" w tło czegoś z zupełnie innej beczki, roznosi mnie temperament i chęć natychmiastowej zmiany.


Pekińczyk pod spodem ma pejzaż - gdzieniegdzie coś tam zielonego wystaje. A malowany był na początku mojej twórczej drogi, kiedy podłoża do swoich prac pozyskiwałam z odzysku - choć ktoś mógłby nazwać to rabunkiem. Ze swoim "narzeczonym" jeździliśmy po mieście i wypatrywaliśmy płyt z ogłoszeniami (najczęściej Wyścigi Motocyklowe na Lotnisku Bemowo). Płyty były przymocowywane do latarni drutem włożonym w otworki (tu wykorzystane jako źrenice Pekińczyka). Zatrzymywaliśmy się (koniecznie z piskiem opon), wyskakiwałam i paroma szybkimi cięciami obcęgów do drutu oddzielałam płytę od słupa, brałam ją pod pachę - pędem do auta i chodu.


Faktura obrazu wymagała wiele pracy - żeby wszystko wyglądało na przypadek, a tak naprawdę przypadek był tylko początkiem, a potem już wypełniałam farbą szczeliny, by uzyskać efekt trójwymiarowości, nawet ktoś powiedział batiku.



Wyobraźcie sobie pekińczykową mordkę nad biurkiem pracownika korporacji - czy te oczy nie zapewniają cudownego dystansu. Tylko pytanie, czy ktoś taki kupiłby Pekińczyka.  Musiałby mieć poczucie humoru i wrażliwość, hm hm.

I wreszcie - Pejzaż Podwójny.
Część pierwsza (47 na 47 cm)




I część Druga (47 na 47) :




Wcale nie był podwójny. Miałam dłuuugą dyktę, świetną, lecz krzywawą - a to mi strasznie przeszkadza (tak samo - prostuję w pomieszczeniu wszystkie obrazy, które krzywo wiszą). I tak się, rozumiecie, zaparłam kolanem, że trach! I dykta pękła. A ja w płacz.
Wojtek rzucił się do pomocy i idealnie urżnął krawędzie - i tym samym powstał pierwszy w mojej twórczej drodze dyptyk. Zwracam uwagę na "płócienną" fakturę dykty, na ulubione moje elementy szablonowe, no i kolor nieba. Jeden z moich ulubionych, choć trudny dla mnie do odtworzenia - kolor dużego pokoju na piętrze w domu moich rodziców. Ciemny pokój, z obrazami z dwudziestolecia międzywojennego, z okiennicami prawie zawsze zamkniętymi... przez szpary w nich sączą się smugi światła i widać drobinki kurzu w nieustannym tańcu.

Więc... jeśli ktoś jest zainteresowany, to poproszę o komentarz, a ja się już do niego odniosę.
W części drugiej - obrazy duże. Jutro.

No nie wiem - może ktoś się połaszczy? Co prawda to nie są obrazy popularne, lecz z rodzaju "Trafił swój na swego" i śmiem twierdzić, że ten ktoś musi być pozytywnie pieprznięty (wybaczcie obcesowość) - ale może jak raz...?

5 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Justynko trzymam kciuki za szybkie transakcje :D

    OdpowiedzUsuń
  3. dziękuję -- czekam przez tydzień, a jeśli nikt się nie zgłosi, to nie sprzedam - znaczy nie za tę cenę. Bo mi przejdzie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dyptyk zaklepany? :>

    Tru

    OdpowiedzUsuń