WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

środa, 1 listopada 2017

Kartka - wspomnienie

U mojego Taty w pokoju, na regale z książkami, na jednej z górnych półek, stoją nieduże wydania na temat gry w szachy. Zapiski pojedynków największych mistrzów, zaszyfrowane ruchy, kończące się słowami "szach - mat".

Pamiętam, kiedy siadaliśmy, ja, dziewczynka, i Tato, przy stole z ciemnym, półmatowym blatem. Żeby go nie zarysować, kładłam ściereczkę a na niej pachnącą drewnem i werniksem skrzynkę z szachowymi figurami. Zawsze wybierałam czarne. Zaczynał się pojedynek.
Nauczona wcześniej zasad, ostrożnie i z namysłem przesuwałam pionki, laufra, wieżę... próbując przewidzieć, co będzie, zaskoczyć. Tato oczywiście był szybszy. W głowie musiał mieć chyba posunięcia o kilkanaście ruchów naprzód. Może jeszcze więcej? Nie mogłam pojąć, jak to robił. Wygrywał prawie zawsze, choć podejrzewałam, że nigdy nie zwyciężyłabym, gdyby nie dawał mi forów. Ale co tam, i tak się cieszyłam.
Emocje za zamkniętymi drzwiami, żeby nikt nam nie przeszkadzał. W ciszy i skupieniu.

Potem, w erze internetu, skrzyneczkę z szachownicą zastąpił ekran. Tato prowadził pojedynki z graczami z całego świata. Czasem, kiedy odwiedzałam Go z Guciem, ten siadał Dziadkowi na kolanach. Pięcio - sześcioletni chłopczyk. W takim samym skupieniu, jak ja kiedyś, słuchał o prawidłach gry. Pod okiem Taty przesuwał figury.

Tato umarł cztery lata temu.
W jego pokoju wszystko jest jak wówczas. Za zamkniętymi drzwiami.

Tamtego roku, gdy odszedł, czasem uchylałam drzwi. Nie mogłam się powstrzymać. Naprzeciwko wejścia stoi stół, na nim zamknięty laptop. Obok niego dostrzegłam kartkę - tekturkę. Pismo Taty. Zrobiło mi się gorąco. Krew uderzyła mi do głowy.

Nie mogłam nawet patrzeć na zdjęcia Taty, a co dopiero zapiski.

Wróciłam do domu, nie mogąc zapomnieć. Chcąc mieć Jego ślad przy sobie i jednocześnie nie mogąc się na to zdobyć.

Mijały dni, tygodnie, miesiące. Pytałam siebie w myślach, czy to już...? Jeszcze za wcześnie...

Wreszcie nacisnęłam klamkę. Wzięłam tekturkę, schowałam do kieszeni.
Jadąc do siebie (bo nie mieszkam w rodzinnym domu), czułam, jakby ta kartka mnie paliła.
Schowałam ją do trudno dostępnej szuflady.

Czas płynął. Mogłam już słuchać jazzu, muzyki Tacie najbliższej, bez płaczu, że nie prześlę Mu wieczorem linka z nagraniem, jak to zazwyczaj robiłam.
Pewnego dnia wysunęłam szufladę, wzięłam kartkę, zapisaną Jego dłonią. Umieściłam na ścianie, mocując do korkowej tablicy, gdzie przyszpilam notatki na temat obrazów, które namaluję.
Mała tekturka, z odzysku, wieczko pudełka po herbacie.


Parę linijek. Rozrysowane skróty szachowych figur, skróty, dzięki którym Tato mógł się porozumieć w międzynarodowym szachowym języku, pochylony nad ekranem, myślący, co dalej.

Dla kogoś to tylko kartka.
Ale ja, kiedy patrzę na te litery, niemal czuję zapach drewnianej, szachowej skrzyneczki. Widzę zielone, filcowe spody figurek.

Dziękuję, Tato.

3 komentarze:

  1. Moja mama ma identyczny charakter pisma, nawet to "ż" z kreseczką! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gryxiu, jeżeli to choć trochę przekłada się na charakter osoby (a tak mówią) to tylko pozazdrościć. Miło mi, że napisałeś!

      Usuń
    2. Nie miałem śmiałości wspominać o tym w pierwszym komentarzu, aaale... wspanialszej matki nie mógłbym sobie wyobrazić, to fakt. Mieć choć w połowie tak piękny charakter, ech (a tu geny ojca musiały namieszać...) ;) Pozdrawiam!

      Usuń