WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

wtorek, 6 września 2016

Sarah... oh, Sarah

Już od dawna tak się nie wymęczyłam przy malowaniu.
Mąż mi tłumaczy, że stres nie może trwać zbyt długo i należy go przerwać (odchodząc od obrazka), ale... Ja mam inne zdanie.
Urządzam sobie 11sto - dwunastogodzinne ciągi malarskie, oczywiście uważając, że jeszcze godzina i skończę.
Teraz (a już jest koło 1 w nocy) też tak myślę.

Zrobiłam parę zdjęć - i w zasadzie na obrazku w obecnym stanie nic już nie ocalało.


Okienka - nie ma.
Rury poniżej - nie ma


Pantofelki - zmienione.
Nawet, wyobrażacie sobie, do jakiego stanu się doprowadziłam, przez chwilę Panienka nosiła czarną etolę. Wtedy naprawdę rozpacz zajrzała mi w oczy.
Zresztą moim sposobem na zniwelowanie napięcia nerwowego jest płacz.
Ale że łza mi kapnie na złotą burtę i zrobi na niej plamę, tego nie przewidziałam.

Niebo ocalało - ale myślę, żeby je przyciemnić z jednej strony, choć Gustaw kazał mi obiecać, że nic w niebie nie zmienię.



Sama Sarah też wygląda inaczej - minimalne zmiany krzywizny decydują o całości.


Oczywiście "pleśni" na rękawie już nie ma.
Nie wiem, czy już pisałam, że lubię rozmawiać przez telefon (głośnomówiący) - szczególnie przy "wyciąganiu" szczegółów. Potrafię z zapałem ględzić o dyrdymałach niemal godzinami i nawet sensownie odpowiadam na pytania.
Łatwiej mi - bo praca wcale nie jest łatwa.
W zasadzie ciągle toczy się batalia. Bo jeśli doprowadzę obraz do stanu pt. "Nic do Stracenia", to niszczę bez żalu.
Ale ile wcześniej nazmieniam!
Na teraz wydaje mi się, że sytuacja jest ustabilizowana, ale po paru godzinach snu co powiem?


2 komentarze:

  1. Nie zmieniaj nieba , Gustaw ma oko i rację .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyciemniłam z jednej strony, dziękuję za uznanie - zasadniczo pozostało takie samo.

      Usuń