Często oddając obrazek, biorę ze sobą wodoodporny pisać w pasującym kolorze i, dopiero wręczając pracę, podpisuję. Bo podpis dla mnie oznacza, że już nie zrobię żadnych zmian i tak jakby zatwierdzam stan skończony.
Inaczej sprawa się ma, gdy obraz zostaje u mnie - czyli nie znalazł się na niego amator. Wówczas sytuacja jest otwarta - i tak w wypadku Ptaszka, duftartu do Archives 69 Etat Libre.
Ptaszek weźmie udział w aukcji na szczytny cel i mam zamiar zmienić go całkowicie - tym samym przestanie funkcjonować jako duftart, lecz zyska nowe życie. Sam bohater skrzydlaty zostaje, ale z tyłu za nim namaluję pejzaż, może same drzewa? Jeszcze do końca nie wiem.
Następna zmiana dotyczy trzech Panienek, zamówionych wieki temu (i oddanych). Cieszyły się pobytem na wystawie w Barcelonie. Podróżniczki.
Przepraszam za nieostrość (z oczami moimi niestety nie jest najlepiej) - zestawione są całością, ale każda z osobna to osobny obraz.
Właścicielka, korzystając z tego, że są u mnie, zaproponowała zmianę. Prośba dotyczyła wprowadzenia żywszego akcentu kolorystycznego. I tak sobie myślę, że albo zmienię pas na dole, albo za oknem kolor nieba na inny, może nie gładki.
Oraz ostatnia Panienka - Konna.
No cóż, po prostu trzeba ją skończyć. Mam koncepcję na filigranowe drzewa, misterne gałęzie, ew. wzór na sukni... i reszta.
A w ogóle niestety, muszę się przyznać, że czuję się fatalnie. Mucha w smole - to dobre określenie na moją "aktywność". Przesilenie wiosenne, tęsknota za słońcem, bieżące sprawy i skrajne niewyspanie. Nie poddaję się, robię dobrą minę do złej gry... teoretycznie jest w porządku, nawet lepiej, bo klaruje się kwestia wystawy, ale kurczę, nic nie cieszy, piasek pod powiekami dekoncentruje, byle pranie z kompletowaniem skarpetek (znowu uciekły!) urasta do CZYNU.
Nie mogę nawet patrzeć na zdjęcia z Mazur, bo serce rwie mi się na kawałki, mam łzy w oczach... Tam jest moje miejsce, na pewno to wiem.
Ale przecież, mój Boże, każdy wprzęgnięty jest w kierat, ja i tak mam mnóstwo przestrzeni, którą mogę samodzielnie zarządzać, nie powinnam narzekać. No nic, wiosna mnie uleczy, jak zawsze.
Tulam i wysyłam pozytywną energię :*
OdpowiedzUsuńTru
Dziękuję, Tru!
UsuńTu Rejcz.
OdpowiedzUsuńW zasadzie sama sobie napisałaś idealne pocieszenie w ostatnich zdaniach tego posta. Nic lepszego nie wymyślę. W takich chwilach przydaje się kiepski dowcip. Może mi się uda ;)
Wiem jak frustrujące potrafią być prozaiczne czynności, gdy życie wysysa z nas siły. Trzymam za szybkie minięcie tego stanu.
Z niecierpliwością będę czekać na zmiany w Ptaszku ;) :)))
Tryptyk Panienek jest obłędny, tyle się w nim dzieje, też jestem ciekawa jego nowego oblicza.
Ech, dziękuję, Rejcz. Jest niestety ciężko - myślę, że jeszcze jedna noc nieprzespana i będzie niewesoło.
UsuńAle maluję.
To satysfakcjonujące.
Mimo zmiennego szczęścia.