Więc dziś z nową energią, prawdopodobnie uzyskaną dzięki wyspaniu się, przystąpiłam do Justynki.
Użyłam swoich tajemnych sposobów - najpierw, czując się jak ksiądz, który kropidłem święci dary, strzaskałam obrazek kroplami, smugami kropli.
Przedtem pokrywszy go czerwienią.
Potem położyłam precyzyjnie czystą szmatkę (wszystko działo się na podłodze) i odtańczyłam na Panience trepaka. Pepa kręciła się obok, zdezorientowana i zaniepokojona, poszczekując, co rusz dotykała nosem moich łydek.
Zupełnie jak przy porodzie - potrzeba czystych szmatek i dużo gorącej wody.
Wreszcie oderwałam ostrożnie materiał z "odbitką". Część farby, w mokrych miejscach, przylepiła się do niego (tak właśnie miało być) i powstał zalążek tła.
Zdjęcia w sztucznym świetle, mocno przyżółcone.
Całość wygląda co najmniej interesująco - teraz praca stanie się już zupełnie inna, bo są podwaliny pod obraz frapujący, bogaty i żywiołowy.
Doskonale pasuje do bogatej i wesołej osobowości Justynki.
Teraz tylko czekać na światło dnia, by umiejętnie wykorzystać przypadkowe plamy i zaprząc wyobraźnię do tworzenia precyzyjnych efektów.
O, tak, jak mnie to wszystko cieszy!
Jupi!!!Panienka flamenco jest jedna z moich ulubionych i tu widzę chyba będzie podobny efekt w tle - cuuuudownie
OdpowiedzUsuńJupi!!!Panienka flamenco jest jedna z moich ulubionych i tu widzę chyba będzie podobny efekt w tle - cuuuudownie
OdpowiedzUsuńTak sądzę - ma być temperamentnie, żywiołowo, kolorowo, kontrastowo! Cieszę się, że Ci się podoba
UsuńMnie się to kojarzy z salsą - zarówno tańcem jak i sosem - oba żywiołowe, radosne, pełne energii - czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuń