Dawno, dawno temu czytałam taką bajkę. Królewna zrobiła konkurs na męża. Przyszły książę musiał przynieść jej suknię utkaną z promieni słonecznych.
Chyba nie bardzo się podobał, bo dostał zadanie dodatkowe - dostarczyć suknię utkaną z księżycowego światła. A kiedy i to nie wystarczyło królewnie, zdobył materiał uszyty w blasku słońca przepuszczonego przez przejrzyste liście, o różnych odcieniach zieleni, od głębokiej, szmaragdowej po jaśniutką jak niedojrzały banan.
Lubiłam wyobrażać sobie te suknie. Musiały być olśniewające. Bawiłam się, że muszę wybrać którąś z nich. Prawie zawsze wygrywała zielona.
Całkiem zielonych zapachów jednak nie lubię, zawsze wybieram jednak z choćby lekką domieszką białych kwiatów. I taki jest Do Son Diptyque. Prym wiedzie zielonkawa tuberoza. Zazwyczaj w perfumach zwala z nóg. Ale tu jest lekko i przestrzennie, choć czasem ostro. I to kojarzy mi się z przeciętym przez niewinne źdźbło trawy opuszkiem palca.
Nawiasem mówiąc, głupi był ten królewicz. Spełniał życzenie za życzeniem, a ona wciąż go nie chciała. Ale może kierowała nim chciwość? Połowa królestwa to nie bagatelka.
Lubię ten obraz (ma domek, to podstawa haha), chociaż pewnie nie wytrzymam i nałożę na nos okulary. Na obrazie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz