WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

czwartek, 20 czerwca 2013

Krytyczny Czwartek nr 1 - recenzje "sztuki" "nowoczesnej"

Szanowni Państwo,
z radością zapraszam na pierwszy odcinek stałego cyklu Krytycznych Czwartków.

Wyrażam subiektywną i moją własną opinię.
Mam jednak nadzieję, że nie jestem odosobniona.
Uważam, że jako osoba wykształcona i aktywna zawodowo, a tym samym wiarygodna (bo nikt mi nie zarzuci, że sama nie umiem a innych krytykuję) powinnam dać głos.
Z powodu zwykłej uczciwości.

Tytułem wstępu
Od kiedy pamiętam, tzw zwykli ludzie, kiedy mają się wypowiedzieć w kwestii sztuki - szczególnie współczesnej, używają frazesu, który niby usprawiedliwia ich milczenie - "Ja się na tym nie znam".
A przecież każdy prawie ma zdanie na temat filmu, muzyki, sposobów leczenia, pogody, polityki itd.
Być może dlatego nie wyraża opinii na temat dziedziny artystycznej, że sztuka w zasadzie nie jest weryfikowalna. W śpiewie od razu słychać fałsz, a tu... nie.

Dlaczego widz przestał szanować swoje zdanie? Czy dlatego, że się przyzwyczaił do nabijania w butelkę i już tego nie widzi? Że słowo "ładne" w odniesieniu do dzieła mającego ambicję właściwie traktuje się jak obelgę?
Czemu w temacie Sztuki nie obowiązuje zdrowe kryterium "podoba się - nie podoba się"?
Powodów jest parę i nawet nie mam ambicji, żeby teraz je wyszczególniać, ale ten, który mi się narzuca - NIE WIADOMO, CO JEST SZTUKĄ. (zaprzyjaźniony profesor mawiał "Sztuką jest zrobienie fikołka do tyłu w naszym wieku").
Ba! Gorzej - nawet nie wiadomo, co NIE JEST sztuką i czy w ogóle taka rzecz (?) istnieje.

Przypomina mi się film, w którym kosmici wylądowali w Wesołym Miasteczku, a nie wiedząc nic o Ziemi sądzili, że tak własnie wygląda - a ludzie muszą być szaleńcami.
Czy świat sztuki nowoczesnej (w większości przejawów) nie przypomina jakiejś alternatywnej rzeczywistości, w której tworzy się obiekty (projekty, performanse, itp), których celu powstania do końca nikt nie rozumie, za to krytycy - nie wiadomo, cyniczni czy głupi, je uwielbiają (udają?) i nikt nie ma odwagi zakrzyknąć 'Król jest nagi!".
Koniec wstępu.

Żeby nie być gołosłowną, wybrałam się do CSW na 3 wybrane wcześniej wystawy.

Z doświadczenia wiem, że lepiej zawczasu dowiedzieć się, co nas czeka.
Pamiętam, przy dawnej bytności Gucio, zobaczywszy dziurkę w podłodze, radośnie do niej pobiegł i już, już miał zajrzeć - a tam przez otworek można było podziwiać film z mówiącą waginą.

Od razu zaznaczam - jeśli uważam wystawę nic nie wartą, nie będę zamieszczać nazwiska "twórcy", bo nie mam zamiaru go popularyzować.

Projekt nr 1
Wystawa pierwsza zajmuje całe piętro. Przypominam, że mówimy o ogromnym Zamku Ujazdowskim.
Obejrzeć można było fotografie i filmy.
Zastanawiam się, skąd w CSW tyle filmów? Chyba to wygląda nastepująco.
Dyr : "Jest pan wystarczająco nowoczesny jak dla nas. Damy panu jeden poziom na wystawę. mamy dużo salek z projektorami. Chce pan coś wyświetlić? Jak nie, to je zamkniemy"
Artysta : "Nie, nie zamykajcie, coś tam zawsze wymyślę, żaden problem"

I tutaj X też coś wymyślił - otóż zajął się "rytuałem czasu" - jak to nazwał w opisie Adam Budak.
Czyli co widzimy?
Kobieta zbiera małże.
I zbiera.
I zbiera.
Długo.
Koniec.
W dwóch przeciwległych salkach to samo.



Wierzcie mi, że byłam o krok, żeby krzyknąć do siedzących tam osób "hej, frajerzy!", ale zorientowałam się, że mówią po francusku.

W trzeciej salce na ekranie łódzkie podwórko z bawiącymi się dzieciakami.
Samemu by się siadło na murku i popatrzyło na prawdziwe podwórko, tylko po co?
A może, gdyby nam powiedziano, że doświadczamy, czy nie wiem, tworzymy sztukę (czemu nie?) to stalibyśmy się artystami?
Artystami? Wierzycie w to?


W czwartej salce zepsuł się projektor - podobno lampa padła.
I tam było najładniej.
I najweselej - w strumieniu niebieskiego światła widzowie za pomocą dłoni bawili się w teatr cieni.
Gdyby nie napis "error" w rogu, nie wiem, czy ktoś by się zorientował, że nie tak miało być.



Fotografie wisiały. Nawet niezłe. W związku z tym ujawnię w nagrodę płeć twórcy (kobieta) i inicjały - SJ.


Wystawa nr 2
Z przyjemnością prezentuję nazwisko kolejnego autora - Bartek Buczek.
Wielki plus, bo zobaczyłam obrazy. Z nastrojem!



Wystawa tylko w jednej małej salce nosiła tytuł Czarny Charakter i od opisu za bardzo wiało dowcipem (mocno się starał), za odkrywcze te prace nie były (czarno biały hiperrealizm), ale przynajmniej Bartek się napracował i widza nie zlekceważył. I umiejętności posiada.

Za to
Projekt nr 3 - dno (nie, to nie nazwa).
Film, oczywiście wyświetlany w jednej ze wspomnianych salek, pokazywał tańczących ludzi (chyba w większości profesjonalnych) w miejscach plenerowych, również miejskich.
I już.
Z muzyką albo zarejestrowanym dyszeniem tancerzy (z wysiłku)



 Teraz czas na porcję bełkotu "krytycznego" z opisów wystaw. Może bezpieczniej -  projektów.
O filmie z tancerzami :
"Film rejestruje wewnętrzny monolog tancerzy, pokazując ich zaplanowanie zgodne z własnymi scenariuszami ruchu"

"X. filmuje ciało myślące, tłoczoną w nie krew, synkopowany oddech i wibrujące molekuły" (gdybym była dziennikarką, poszłabym do tego orła i zapytała "Czy pan wie, co znaczy synkopowany oddech?"

O pierwszym projekcie (Adam Budak) :
"Eksperymentalne filmy i fotografie stanowią często analizę ontologicznego statusu obrazu". Jak Boga kocham, każde ze słów rozumiem (nawet zaglądałam do Wikipedii), ale całości ni hu hu.

"Ambicją wystawy jest pokazanie eksperymentu oscylacji pomiędzy obrazem filmowym (...) i fotograficznym" ("Czy pan wie, panie Budak, co znaczy oscylacja? Ja wiem, mąż mi wytłumaczył")

"Na wystawie zobaczymy instalacje składające się z ruchomego obrazu, dźwięku oraz elementów performatywnych"

Z braku pana Adama Budaka zapytałam Wojtka, co to element performatywny.
"Jak masz, rozumiesz, instalację i przyczepiony do niej wiatraczek, który się nie obraca, ale mógłby - to on  jest elementem performatywnym. Albo jak Ci spodnie opadają - są elementem performatywnym, jak spadną, żeby się chociaż trochę rów odsłonił - to jest performans."

Pod koniec wycieczki do CSW zapytałam zażywną niewiastę  o drogę (chciałam zrobić jeszcze zdjęcie skarpety w gablocie) i nawiązała się rozmowa. Pani Monika z ochrony, okazało się, interesuje się sztuką i nawet bywa, że sama pyta kuratora, o co się rozchodzi. Żeby móc klienteli wytłumaczyć. I z własnego wścibstwa, jak powiedziała.


"A seks pani widziała?" zapytała  "Nie wszyscy o nim wiedzą. Tylko zdjęć pani nie robi".


Widziałam.
W głowie się nie mieści. Żeby seks był taki nudny. Tym bardziej, że w specjalnych zestawach.
Ale o tym - i skarpecie - w następnym czwartkowym odcinku.
Na zachętę - dwa zdjęcia. Oba porywające.



Na ostatni "projekt" z elementami butelkowymi tylko rzuciłam okiem. Wow?

Chyba po raz pierwszy naprawdę ucieszyły mnie odwiedziny CSW.
Przy okazji nastepnych zobaczę się z panią Moniką.
Jesteśmy umówione.

19 komentarzy:

  1. "Ja się na tym nie znam"
    Jakbym słyszała swojego chłopaka. Czy pokażę mu jakiś obraz symbolisty, rzeźbę czy moją pracę malarską, element biżuteryjny czy szkic ciucha, on zawsze odpowiada to samo...
    Chociaż moi rodzice się wysilają bardziej i mówią: może być, ładne, uhm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Bo 'nieznanie się" jest powszechnym zjawiskiem, niestety. A znać się nie trzeba, by się wypowiedzieć. Znać powinien się artysta.

      Usuń
  2. Bo to jest tak, że to "nieznanie się" opiera się na pewnym powszechnym mechaniźmie.
    Otóż, jeśli KTOŚ z założenia znający się na SZTUCE określił przedmiot, zjawisko itp.jej mianem,
    a nam jak raz owa SZTUKA nie bardzo się podoba, wolimy się nie wypowiadać, tj, nie krytykować,
    nie wyrażać opinii, bo najpewniej wyjdziemy na durniów, co to na SZTUCE się nie znają.
    Krótko mówiąc, boimy się kompromitacji.
    I odwrotnie - jeśli coś, co przez tzw. znawców SZTUKI zostało zrugane we wszystkich aspektach,
    a jak raz w nas budzi zdecydowanie pozytywne emocje, mówiąc prościej, podoba się, boimy się do tego przyznawać, bo, jak wyżej... wyjdziemy na durniów, co to na SZTUCE się nie znają.
    Krótko mówiąc, nie chcemy się ośmieszać i narażać na zarzut ignorancji.
    Reasumując, "nieznanie się" jest po prostu asertywne i bezpieczne.
    I to właśnie ci wielcy znawcy SZTUKI przyczynili się do takiego zjawiska, a przecież ONI również tylko
    wyrażają własne zdanie na określony "temat".
    A tak nawiasem mówiąc, czy stłuczenie porcelanowej filiżanki to element performatywny, czy już performans? :))))) W.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, W, to wnikliwa obserwacja i trafiona. Zgadzam się z każdym zdaniem - szkoda wielka, że ów element strachu jest dominujący. Tym lepiej więc, że jako "malarka, co ma na to papiery" wypowiedziałam swoje zdanie.
      Stłuczenie filiżanki to performans, zdecydowanie. Elementem jest sama ona.
      Chyba...?

      Usuń
  3. A jeśli stłuczenie filiżanki było przypadkowe? ;-)

    Świetny wpis! Porcja bełkotu krytycznego zapewniła mi radosny początek dnia, a skarpeta w gablocie i nudny seks w zestawach zaciekawiły. Bardzo dawno nie byłam w CSW...

    Co do wypowiadania się o sztuce, to wg mnie właśnie na sztuce można się mniej znać niż na polityce czy innych takich aby móc się o niej wypowiadać, wszak to jak odbieram dzieło jest w stu procentach moje i subiektywne i nie potrzebuję do tego podbudowy teoretycznej, nie mówiąc już o tym, że odbiorca dzieła jest bardzo ważnym elementem bo bez odbiorcy ono nie istnieje.

    Od zawsze (tzn. od kiedy ją poznałam) podobała mi się teoria, że to właśnie odbiorca tworzy dzieło.

    Ale, hmmm... wracając do początku wpisu - zakładając, że stłuczenie filiżanki było przypadkowe a odbiorca o tym nie wie i widzi w tym przekaz - performans, jest owo stłuczenie performansem czy nie jest...?

    kamena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już nie mam siły na tę filiżankę. Do czegośmy doszli z tą "sztuką".
      Na sztuce nie trzeba się wg mnie znać wcale, żeby o niej mówić. Przecież luźna wypowiedź to nie recenzja.
      Odbiorca tworzy dzieło? Wiem, że to stwierdzenie z dużą dozą umowności, może nawet żartobliwe, ale i tak się nie zgadzam :) Tworzenie to jednak coś zupełnie innego niż odbiór.
      I - dla mnie to oczywiste - dzieło może istnieć bez niego. Chyba, że twórca jest również odbiorcą.
      zdaje się, że przypadkowe stłuczenie uznanoby za sztukę, ale ja się na to złapać nie dam.
      W sumie przydałoby się wymyślić inne określenie dla tego rodzaju sztuki, żeby tej prawdziwej ciągle nie obrażać.

      Usuń
    2. To nie jest stwierdzenie żartobliwe. Nie jestem pewna, czy nie ma swojego początku w sferze literatury, ale bardzo dobrze przekłada się na wszelkie inne obszary. Pasuje tak samo do wiersza jak i obrazu. Z chwilą gdy dzieło jest skończone (a może i wcześniej), zaczyna swoje życie w oderwaniu od twórcy (gdyby tak nie było, nie można by się było na jego temat sensownie wypowiadać nie znając zamysłu twórcy, kontekstu w jakim powstało, czy też "nie znając się na sztuce"). Odbiorca jest potrzebny, by z dzieła wysnuć jego znaczenie. Lub choćby po to, by je zobaczyć. Twórca jest również odbiorcą, to oczywiste.

      kamena

      Usuń
    3. A, to teraz rozumię :0
      I zgadzam się. W sensie - interpretacja to twórczość.

      Usuń
  4. Heh, pamiętam jak na studiach mieliśmy wykłady w pewnej salce, która byla jednocześnie kameralną galerią ambitnych prac. Przyjechałam na wykłady wcześniej, padało i portier dał mi klucz. Weszłam, zobaczyłam pudełko na środku na postumencie, i jedno na ścianie, domyśliłam się że jest wystawa, więc chciałam wyjść. W trakcie zamykania drzwi nadszedł profesor i w krzyk, że kto pozwolił tam wejść bo tam przecież jest WYSTAWA !!! No nic , odniosłam klucz do portiera, mówię mu jak jest, a on ;'Pani, ale przecież tam nic nie ma!". Król jest nagi hehe Saga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, Sago, jakie to smutne. widzisz dwa pudełka i tylko dlatego, ze są w wystawienniczej salce uznajesz je za wystawę.
      Portier za to jako mniej obyty zobaczył, ze nic nie zobaczył...
      Świetna anegdotka.
      A swoją drogą, sztuka ambitna, co to znaczy? Mam wrażenie, że ambicją jest utrudnianie kontaktu z widzem.

      Usuń
  5. Stłuczenie filiżanki jest sztuką ( per) jeżeli zostanie przedstawione jako sztuka ( vide pisuar Duchampa). A że wszystko to powoli zamienia się w przeintelektualizowany bełkot to już druga sprawa. Sztuka zawsze byłą dialogiem, bowiem bez odbiorcy nie ma sztuki ( R. Ingarden ). Więc jaki artysta, taki "poziom" rozmowy, wieża Babel :D Saga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to, że Duchamp tak sobie wymyslił (choć nie wiem, czy sobie nie zakpił), nie znaczy, ze miał rację.
      Chociaż wmawia się nam, że artystka obierająca ziemniaki jest wydarzeniem artystycznym, dla mnie zawsze będzie fałszywym pseudointelektualnym działaniem nieistniejącym bez opisu.

      Usuń
  6. Świetne, z niecierpliwością czekam na kolejne odcinki :)
    Tru

    OdpowiedzUsuń
  7. Psie - Ty tutaj! jak miło! Załatwić to na pewno nie załatwimy, przecież matrix jest sztucznie pompowany. Ale zawsze jakieś nawet pojedyncze słowo zarysowujące monolit coś znaczy. A przynajmniej mnie poprawia samopoczucie. Ile można siedzieć cicho?
    Wyroby plastyczne bez twórcy? To kto je "wyrobił"?

    OdpowiedzUsuń
  8. Wyroby wyrobił zakład.
    Ostatnie zdjęcie - pani pilnuje butelki (wyroby), bo ktoś mógłby je zabrać i oddać do sklepu.
    Skarpetę odbieram sentymentalnie, jako wyrób - wspomnienie przemysłu włókienniczego, którego już nie ma w moim mieście. Albo jako sztukę zaangażowana politycznie (skręt w stronę socjalistyczną) - apoteoza doli robotniczej. Nawet mieści siew nurcie odoryzmu.
    "I co dalej szary człowieku?"
    Karola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brakowało mi twoich komentarzy! One są w bardzo bliskim mi, prześmiewczym tonie. Skarpeta jest rekwizytem w filmie 'Rozbierz Licytatora", ale o tym w następnym odcinku.
      ale oczywiście byłaby wspaniała jako dzieło odorystyczne.
      Swoją drogą, to jest pomysł! Obrazy przedstawiające np. zasikaną pieluszkę/bramę, oddech wielbłąda (wąchałam to dziś), kupę itd.
      Szary człowiek myśli.
      Intensywnie.

      Usuń
  9. Przewodnik jest świetnym pomysłem, problem w tym, że ludzie się nie wkurzają.
    Jakby uważali, że tak ma być.
    Więc raczej widzę poradnik 'Co zrobić, by Zielony Kwadrat na Czarnej Płachcie" zaczął Cię poruszać czyli Obudź w Sobie Gniew".
    O małpie słyszałam, ale podświadomie chyba uznałam ją za nie gorszą od "tfu-rców"

    OdpowiedzUsuń
  10. To ja się wyzwięźlę : O MATKO *wszystko mi opada* . Filmiki o zbieraczach małży , bawiących się dzieciach i tańczących ludziach jak ulał pasują mi do nieistniejącej już Polskiej Kroniki Filmowej , z obowiązkowym komentarzem czytanym przez np.Andrzeja Łapickiego . Skarpetę w gablocie ktoś chyba umieścił w celu kpienia z publiki - innego celu nie widzę , ale ja się nie znam :D I z tego powodu pozwolę sobie powiedzieć , że to co funkcjonuje jako "sztuka współczesna" jest wg mnie jednym wielkim rozbełtanym laniem wody , czynionym przez ludzi , którzy nie mają nic do powiedzenia ani nie mają talentu , żeby coś zrobić własnoręcznie - jak mawiał mój ojciec o brzydkich i wyzywająco ubranych dziewczynach - nie mogąc kusić jakością , kuszą dostępnością . W tym wypadku nie mogąc powalić pięknem usiłują powalać "oryginalnością" od której zęby i włosy bolą . Dialog twórcy z odbiorcą ? dialog odbiorcy z dziełem ? Mam rozmawiać ze skarpetą ? Albo baterią pustych flaszek ? W takim razie sama mam superdzieło na balkonie w postaci kartonu z pustymi butelkami po sokach , może powinnam je wystawić jako konceptualistyczną wizję zdekonstrukcjonalizowanej postrzeczywistości widzianej przez perspektywę pustki ? (po wypiciu zawartości flaszki :P )

    OdpowiedzUsuń