WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

środa, 5 czerwca 2013

Kraków Mon Amour część 2 - Lulua

Proszę Państwa, przypuszczam, że niektórzy znają prawdę - prawdziwym celem wycieczki do Krakowa było odwiedzenie perfumerii Lulua.
Na myśl o testowaniu nieznanych woni aż dostawałam gęsiej skórki.

Tak więc rankiem po Bożym Ciele zebraliśmy się szybciutko, ja porządnie wyszorowana bezwonnym peelingiem (żeby nic nie zakłócało wyników badań) i pojechaliśmy na Kazimierz, na ulic Józefa.

Szyld ze znakiem Lulua zobaczyłam z daleka (jako grafik muszę powiedzieć, że logo mają wybitne).


Tempo kroków i bicia serca przyśpieszyły się - i oto weszłam do do zaczarowanej krainy.




Wyobraźcie sobie, że pani, z którą rozmawiałam telefonicznie, kupując Smołę (Tar) CdG, poznała mnie po glosie - i pamiętała, że jestem ze stolicy (tej aktualnej).

Kiedy zobaczyłam regały z zapachami Comme des Garcons, która to firma występuje szczególnie licznie w mojej "kolekcji" - nogi się pode mną ugięły, jak przed ołtarzem.




 Truskawa od razu sięgnęła po prosty flakonik z matowego szkła. Potem mówiła mi, że nie wie, czemu.
I ten zapach stał się lajtmotiwem krakowskiego pobytu.


Harissa CdG. Pozornie mainstreamowa, a jednak złożona i bardzo oryginalna, w dyskretny sposób. A więc nie - "Zobaczcie, jaki ze mnie dziwny zapach!" tylko - jeśli przyrównać by ją do kobiety - niby normalnie wyglądająca, z miłym uśmiechem, a źrenice ma pionowe - jak kot.

Wnętrze Lului jest raczej nieduże, ale pojemne. Lilie - wszak agresywnie pachnące, tworzyły przedziwnie harmonijną "całość" z tłem.
Oczywiście mnóstwo firm oprócz CdG.



W tym, zasługujące wg mnie na wielką uwagę zapachy Durga.
Nie jestem wielbicielką drzewnych woni na sobie (czuję się w nich jak kłoda ew. stara szuflada), ale Burning Barbershop i Missisipi Medicine są powalające. Trwałością również.

Pani z Lului, doceniając mój trud, włożony w przyjazd i przejazd, obdarowała mnie próbkami - tak więc każda godzina spędzona w Krakowie była pachnąca.

Próbki próbkami, a atomizer to co innego, tak więc wiarygodne testy mogłam wykonać tylko na miejscu.
Tak, przyznaję się - nie byłam na rynku, Wawel widziałam tylko z tramwaju, ale państwa z Lului dręcyłam siedmiokrotnie.
Aż się czułam głupio - no pomyślcie - leje, wręcz szkwał, na Kazimierzu żywego ducha - ale mnie to nie przeszkadza, i jak zjawa, z włosami poskręcanymi od deszczu, w chlupoczących butach i kroplą deszczu na końcu nosa - staję w drzwiach perfumerii, tworząc w szybkim tempie kałużę na podłodze.

Gustaw zajmował miejsce w ulubionym fotelu - a nawet w nim spał.


W Lului czuł się swobodnie - wypytał o wszystkie kontakty, naprawił lampkę, zwiedził łazienkę - żeby obadać, czy woda "w klopie" jest niebieska.
Najważniejsze - niczego nie zrzucił.
Ja za to dostałam niemal zawału, bo zachwiałam czarnym postumentem - kubikiem, na którym ustawiono wazon z liliami. Na szczęście pan właściciel okazał się człowiekiem z refleksem i uratował Luluę przed katastrofą (podobno nie pierwszy raz).


Naprawdę, atmosfera była tak miła, że nie sposób przesadzić.
Ani przez chwilę nie czułam się natrętem...
Po prostu klasa.

I nie piszę tego, by się komukolwiek podlizać - po prostu uważam, że firmy z prawdziwego zdarzenia, skrojone wg najlepszych, tradycyjnych wzorców, zasługują na szczególne wyróżnienie w naszych czasach, królowania tandety, amatorszczyzny i...ech, daruję sobie resztę.

W każdym razie niby Kraków zostawiłam - ale nie do końca!
Utrwaliłam najważniejszy moment na zdjęciach.



 Dostałam zapachowy "prowiant" wiecie, do czego dodany...



 Ja tam jeszcze wrócę!



6 komentarzy:

  1. Piękne zdjęcia. Za Lu'luą też mi się ckni. Muszę się w końcu wybrać do Krakowa. najlepiej na dwa dni. Tylko nie teraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwa dni najmniej! Ja byłam pierwszy raz i mam niedosyt. Bardzo wielki. Podoba mi się ich oferta - a zdążyłam tylko dotknąć CdG i Durgi. A kusi Mad et Len, LM...

      Usuń
  2. Boszsz, trzecie zdjęcie - parapet pełen pustych flakoników!!! - a na oknie Annic Goutal Quel Amour!
    i Songes.
    Zgarnęłabym wszystkie, ale już sam widok koi moje spragnione serce! W.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet na mnie, która nie kolekcjonuję flakoników, ten parapecik zrobił wielkie wrażenie.

      Usuń
  3. Pozdrawiam.
    Też fanka Harissy.
    PS. U nas Harissa dostępna na Tamce.

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękny opis :). Pozdrawiam ze Szczecina , też odwiedziłam Lulua w kwietniu. Teraz pozostaje internet :)

    OdpowiedzUsuń