WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

piątek, 9 marca 2018

Premiera - nowy obraz - Żołnierz

Nie jestem pewna, czy to już. Może tak być, że do Żołnierza będę wracać wiele razy.
Co prawda zawsze lubiłam uznać obraz za skończony i już się nim nie zajmować - taką miałam niepisaną zasadę, ale ostatnio jakoś mi się wszystko pozmieniało.
Czuję lekki niedosyt.
Całość :


Muzyka :


pozwolę sobie zacytować słowa znajomego fotografika :
"Jest w tej postawie ... odwaga . To nic - że samotność . 
I to zamglenie ...jak gotowość aby rozpłynąć się . Wyłączyć. 
Obraz jak z czarno- białego telewizora z przed lat podczas... ustawiania anteny"
(dziękuję T.!)


I rzeczywiście - zakłócenia odbioru też mi przychodzą do głowy.

Płaszczyznę uporządkowałam "tunelami" (czasoprzestrzennymi hehe), które przy okazji podkreśliły postać





Widzicie, że dodałam Mu towarzysza?



Obraz jest mi bliski, w specyficzny sposób - wg mnie ma retro sznyt, jak muzyka, którą zamieściłam.
Bardzo chętnie wmontowałabym w niego linię...gdzieś, ale niech sobie spokojnie postoi i poczeka.
Lubię takie światło i nastrój



Kto wie, może pokażę go na wystawie.



A propos wystawy - mam spotkanie w Krakowie, w weekend po Świętach. Do tego czasu mam nadzieję na namalowanie czegoś dużego do pokazania.



Po tylu latach zaczynam czuć sympatię do swoich obrazów, ale fajnie.

13 komentarzy:

  1. Tu Rejcz.

    Nie wyobrażam sobie jak mogłas nie czuć tej sympatii wczesniej, jednak swietnie ze Ci sie udało.

    To chyba chodzi o emocje. Odbiorcom jest łatwiej, bo to nie wychodzi z nich a jedynie czynia projekcje, podczas gdy autorom często wyrywa bebechy takie przełożenie przeżyć na płótno.

    Jako odbiorca też widzę zakłócenia w starym telewizorze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze mówiłam, przy okazji podsumowań rocznych, że lubię naprawdę jeden - dwa obrazy. W zeszłym roku na 50 prac - prawdziwą sympatię czułam do dwóch. Jest nawet gorzej, bo gdyby teraz ktoś poprosił mnie o pokazanie obrazu reprezentacyjnego ("tak maluje Justyna Neyman") to nie pokazałabym żadnego... Jeszcze!

      Usuń
  2. To jest takie przykre. Jak mają się czuć ci wszyscy, u których wiszą twoje obrazy? Mając świadomość, że są nielubiane przez autorkę i podejrzewając, że były malowane z niechęcią. Jak się ma utrzymać ich poprzednia radość z posiadania obrazu w kontekście współczesnych twoich wynurzeń?
    Okazuje się, że tylko kasa cię interesowała. Po co były te wpisy i opisy na blogu? To wszystko było udawane? Taka jest prawda o Justynie Nejman? Naprawdę, bardzo przykro i po prostu głupio. Kasia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy obraz ma swój czas. Malowałam Panienki nie z obowiązku, tylko z potrzeby - lubiłam też sprawiać przyjemność zamawiającym i zgadywać ich życzenia. To mi sprawiało przyjemność - i to jaką. Takie miałam wówczas wymagania - również wobec siebie.
      Ale czy SIEBIE w nich realizowałam? Czy to były obrazy, jakie malowałabym na swoją ścianę? Nigdy nie ukrywałam, że nie. Wówczas jednak tego nie potrzebowałam - bo takie "dedykowanie" panienkowe wydawało mi się świetne.
      Zauważyłam, Kasiu, że strasznie bierzesz do siebie moje uwagi - może warto byłoby się ciutek zdystansować?
      Kiedy przestałam malować Panienki (przeczytaj wpisy z jesieni 2016) to dlatego, że oczekiwania wobec siebie, względem swojej twórczości się zmieniły. I ten rodzaj malowania przestał sprawiać mi przyjemność. Pożegnałam się z nimi kulturalnie, wytłumaczyłam.
      Teraz mam po prostu inne potrzeby - maluję, pokazując "swoją" rzeczywistość, nawet, jeśli szukam, błądzę - też jest to realizacja.
      I jeszcze jedno - jeżeli już odkrywasz jakieś prawdy o mnie, to pomyliłaś nazwisko.

      Usuń
    2. Degas poprawiał swoje obrazu do końca życia i NIGDY nie był z nich zadowolony. To tak a propos tego co może czuć twórca do własnego dzieła .

      Usuń
  3. Kasia, robisz coś twórczego w życiu (nie musi być to malowanie) i jesteś zawsze na 100% zadowolona z końcowego efektu? Jeśli tak, to chapeau bas. Moim zdaniem, dopóki czujemy twórczy niedosyt, dopóki wciąż jest coś do poprawienia, coś jest "nie tak" jak być powinno, dopóty wciąż jest miejsce na rozwój.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kasiu, mam w domu trzy obrazy Justyny Neyman. Byłam, hm, powiedzmy, że świadkiem powstawania dwóch z nich i nie mam wątpliwości, że wtedy proces twórczy cieszył nie tylko mnie, ale i autorkę bloga. Zwrot "po tylu latach zaczynam czuć sympatię do swoich obrazów, ale fajnie"- nie jest równoznaczny z tym, że wcześniej malarka nienawidziła swojej twórczości a jej obrazy powstały tylko dla kasy. Brak w tym logiki, jest za to nadbudowa. Nie będę domniemywać na jakim tle.

    OdpowiedzUsuń
  5. Gabi, Pani Stettke - nic do dodania. Tak właśnie jest.
    Z jednej strony nie chcę, żeby komuś było przykro, z drugiej - nie mam ochoty wciąż się z czegoś tłumaczyć. Zawsze mi się przypomina wiersz Tuwima o tych, którzy się na niego poobrażali.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oni się na niego nie poobrażali, tylko go zawiedli w chwili, gdy potrzebował wsparcia i pomocy. Odwrócili się od niego i pokazali swoje prawdziwe - świńskie - oblicze. Jeżeli już ktoś usilnie musi być określony jako obrażony, to raczej Tuwim. Kasia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi mi o wiersz Tuwima pt. Raport.
      Tuwim wymienia w nim tych, którzy poczuli się obrażeni.
      Przepraszam, że o tym wspomnę, ale podpis "Kasia" nie jest jednoznaczny - to tak, jak zameldowanie się państwa Smith w hotelu. Więc Kasia która...? Tak z ciekawości.

      Usuń
  7. Ha, ha. Myślałam o innym wierszu. Sądziłam, że swoje emocje chcesz wyrazić dosadniej. Przepraszam. Kasia.

    OdpowiedzUsuń
  8. Justyno, ten obraz jest niesamowity! Patrzę na niego i same dopisują mi się w głowie fragmenty różnych opowieści. I napływają emocje, zdominowane przez - nie wiedzieć czemu - tęsknotę.
    Jesteś czarodziejką.

    OdpowiedzUsuń