WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

niedziela, 10 lipca 2016

Miłe (złego) początki

Zdarzył się niezwykły czas, kiedy nie miałam ANI JEDNEGO zaczętego obrazu. Taki stan potrwał jeden dzień - dzień wolny, jak okienko.
Ile mam na to, żeby się zastanowić, co dalej z obrazami dla siebie? Odpowiedź brzmi - nic. Ale z drugiej strony, prawdę powiedziawszy, zlecenia tak znowu nie odbiegają od tego, co byłoby na obrazie, powiedzmy, na ścianę w moim pokoju.
Pewnie jakiś bardzo nastrojowy, tajemniczy pejzaż.

Tymczasem pracuję nad również tajemniczym Kotem, który przeszedł parę spektakularnych przeobrażeń, a miał być szybkim obrazkiem.



A teraz jest tak :


Tzn. nieprawda, bo to czarne to cienie. Ale zobaczyłam scenę, światła reflektorów, czerwony aksamit kurtyny. Rzecz jasna, do finału jeszcze daleko.

A wszystko to na zgliszczach, przypominam, Kocilli - czyli kota wielkości Pałacu Kultury, roznoszącego miasto w pył. Ogień, samoloty z połamanymi skrzydłami itepe. To wróci jeszcze, może, jak będę bardziej zła? W sensie niezadowolenia, goryczy? Na razie mój nastrój można określić jako marzycielski. Ta pogoda wspaniała. I w ogóle.

Mimo, że mazurski wyjazd się odsuwa, dzieje się tak ze względu na zlecenia. Zlecenia prawie na już.

Dziś wzięło mnie na szarość. Po tym złotym kocie.



To na dwóch dyktach się dzieje.
Tym samym strach przed próżnią, rodem z baroku (horror vacui bodaj), został zduszony w zarodku.

3 komentarze: