WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

niedziela, 29 marca 2020

Życie jak sen

Od wczesnego dzieciństwa śniły mi się bezludne miasta. Nie wiadomo, czy to zachód, czy tuż przed świtem. Ja byłam tam jedyna - a jednocześnie było w tym coś kojącego, mimo podszycia lekkim niepokojem.



Mijałam ulice, którymi nie jeździły żadne samochody i mimo snu ulice te były mi znane, warszawskie. Plac Unii Lubelskiej, położony nad skarpą warszawską i Spacerowa prowadząca do Gagarina.
Raz (pewnej nocy) z przystanku, który istnieje naprawdę, postanowiłam unieść się w powietrze jak lotniarz poszybować w dół, do Łazienek. Pewnie, gdyby nie lektura Doktora Dolittle, który twierdził, że każdy może unieść się w powietrze, jeżeli zrobi porządny wdech i naprawdę w to uwierzy, to w moich snach latania by nie było. Ileż to razy, kiedy nikt nie widział, jako mała dziewczynka stałam na środku swojego żółtego pokoiku na piętrze, wdychałam powietrze, zaciskałam powieki i najmocniej, jak potrafię, wierzyłam, że pokonam grawitację.


Oczywiście, w realu nic takiego się nie działo, ale w snach bez trudu fruwałam pod sufitem, na zewnątrz próbowałam dużo później i okazało się to dużo trudniejsze.
Wracając do snu, stałam właśnie z przodu przystanku, tam, gdzie tkwi tabliczka z napisem "czoło autobusu", wzięłam głęboki wdech i poszybowałam w dół, niezręcznie. Czubki butów ciągnęły mi się po asfalcie, ale się nie wstydziłam, bo przecież nikogo nie było. W ten sposób, męcząc się (mimo, że we śnie) przemieściłam się do Łazienek, zgodnie z prawdziwą topografią.
W moich snach było jeszcze coś, nie do odczucia w Warszawie - CISZA.



Teraz... wychodzę wieczorem i w nocy na spacer z psem i jestem w sennym mieście. Późno w nocy - nikogo, tylko ja i cień.


Puste autobusy, z których po otwarciu drzwi rozlega się głos lektora, mówiącego o strefie skażenia - do nikogo. W nocy rozkoszuję się dźwiękami, których normalnie nie słychać - śpiew wiosennych ptaków, echem odbijający się od budynków po drugiej stronie. Szelest wiatru w gałęziach drzew na trawniku albo brzęk końcówki suwaka o metalowy nit.



Za płotem Łazienek, które są teraz zamknięte, słychać szelest jeży i okrzyki sów - puszczyków.
Rozwinęły się pączki wonnych, białych kwiatuszków mirabelek, których nie ma kto podziwiać, ale mirabelkom wszystko jedno.


Światło i cień, dzień i noc.


Przyjaciel i wróg - czy rzeczywiście?



A może nie walczą, nie przyjaźnią się, tylko beznamiętnie uzupełniają.



To jest mój osobisty wynalazek na własny użytek. Sylwetka bez zakłócania nieobecności. Dzięki temu udaje mi się łączyć niepołączalne i pokazać mój świat, do którego mogę przenieść się patrząc na obraz - i mam nadzieję, że Wy też odkryjecie połączenie tam prowadzące.



Oczywiście wszystkiemu towarzyszy i wszystko przenika zapach. Ostatnio upajam się Unnamed Byredo, delikatnym, ale wyrazistym i niepokojąco tajemniczym.

2 komentarze:

  1. W snach wzbijam się w powietrze w sytuacji zagrożenia - spowodowanej najczęściej przez niepokojące "byty". Wcześniej tego nie umiałem, aż pewnego razu samo wyszło i działa (ale najczęściej kończy się wybudzeniem; zresztą dziwne to - temu mojemu wzlotowi towarzyszy zawsze przenikliwy hałas, coś jakby wicher o sile huraganu, który mnie "budzi"). Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może jesteś Jamesem Bondem z napędem odrzutowym? Sytuacja zagrożenia nie dotyczy więc Ciebie, lecz tych, których masz uratować. Tak to widzę.

      Usuń