WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

wtorek, 14 stycznia 2020

Kulisy czarnego ekranu - nowość

W ramach wykorzystywania wszystkiego, co się da, po namalowaniu obrazu doskonałego, o którym wspomniałam w poprzednim odcinku, na rozruszanie się (mimo tego, że dochodziła druga i nie mam na myśli czternastej) wzięłam podkładzik obity płótnem.


Właśnie mi się przypomniało, że ktoś mówił, że piszę zbyt długie zdania, na dodatek wielokrotnie złożone, czemu nie chcę dać wiary, oczywiście, bo ten ktoś prawdopodobnie wszystkie zdania, poza równoważnikami, uważa za zbyt długie, czemu nie dziwię się, bo nasza "kultura" jest niestety obrazkowa i to się niestety - dla piszącego - nasila.
To był żarcik, na życzenie mogę go wytłumaczyć.
Jako ilustracja nieczytelne fragmenty obrazu, które też mogę wytłumaczyć.



No, w każdym razie, kiedy wszyscy moi bliscy śpią, co czasem oznacza ciszę (kiedy nie chrapią), często mnie bierze, żeby może ot, tak, jeszcze coś zmalować.
Może pejzaż?





Ale portretu dawno nie było!

Z płótna, jak w wywoływaczu, zaczęła się ukazywać twarz. Wojtek o moich portretach mawia, że wyglądają, jak konkretne osoby. I Ona też została powołana do życia przeze mnie, jako ktoś istniejący. Jakaś Ania.



Postawiłam ją sobie "na oczach", żeby od razu spojrzeć, po obudzeniu. Miałam tak męczące koszmary (coś sprzątałam, w zapętleniu - tzw mop świstaka), że mściwie pogroziłam palcem Jakiejś Ani. Podjęłam decyzję, by osłabić jej działanie.
Bo, wiecie, jak to jest, kiedy czujecie, że ktoś na was patrzy? Z obrazami też tak bywa i wówczas je trochę odrealniam.




Wzięłam rozmach i nagle... patrzę... jest.



Ooo, tego nie oddam nikomu.
Uczucie jakby uskrzydlenia ("dla takich chwil warto żyć").

Oko na ekranie jeszcze zbyt czytelne, ale zostawię je na razie. W końcu to pamiątka po Jakiejś Ani.


(chociaż Gucio powiedział, że widzi bardzo wyraźnie głowę lwa - dwoje oczu, uszy i grzywa)

2 komentarze: