Bez sensu.
Nie będę kończyć.
Od paru dni chodzę zła jak osa i schodzę innym z drogi, bo mnie wszystko drażni.
Najprawdopodobniej ma to związek z planowaną na czwartek wizytą w Centrum Onko i badaniami.
Maluję w nadziei, że to mi pomoże, ale niestety. Mam zaczęte 3 obrazy, a ten oto Słup najprawdopodobniej pójdzie do radykalnej przeróbki.
Na razie jednak moja wewnętrzna sroka nasyca się tymi kolorami.
Potrzebuję spokoju i samotności.
Niewykonalne.
Rozumiem, dlaczego artyści byli nieznośni dla najbliższych. Ci bardziej świadomi w ogóle nie zakładali rodziny.
Zapewne w niedługim czasie powstanie seria "wesołych" obrazów, bo kiedy jest mi źle, używam nasyconych i jaskrawych barw. Jakby to mogło w czymś pomóc, cholera jasna.
Tzn gdybym teraz była zmuszona do precyzyjnego cyzelowania linii, skończyłoby się połamaniem dykty.
Człowieczka na słupie nawet lubię. Desperat jakiś.
Na początku Nowego Roku ukręciłam zapach, nazwałam go Charismatique (bo Charisma i Charismatic okazały się nazwami istniejących perfum).
Zapach to proch strzelniczy i owoce.
Ciąg dalszy nastąpi wkrótce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz