Więc... a propos szydełka. Mrozy już nie idą, mrozy już przyszły, a ponieważ nie wierzę w przypadki, kiedy parę dni temu niespodziewanie natknęłam się na spory kłębek włóczki w szmaragdowym kolorze, pomyślałam : "Trzeba coś z tym zrobić! TERAZ".
Wspominałam, że co wyszydełkowałam, to sprułam - podobny proces tworzenia / niszczenia miał miejsce przy malowaniu.
Wczoraj, jak zwykle, cały dzień myślałam. I myślałam. I myślałam! Jak zacząć?
I dziergałam. I dziergałam. I dziergałam.
W przerwach gapiąc się w biały obraz jak szpak w pięć złotych.
Nie rozumiem, naprawdę, dlaczego zamiast zgrabnej czapeczki w moich rękach powstał... berecik. Żeby tylko! Berecisko o kopule rekordowo wielkiego grzyba, jakiejś monstrualnej kani. Z antenką.
Czapka dla Golema.
Przyznając się do klęski - prułam, prułam i prułam, prawie dwie godziny. Obraz wciąż biały jak śnieg. A przecież nie uprawiam sztuki konceptualnej typu Biały Kwadrat na Białym Tle.
(włóczka cudowna, mięciuteńka, głęboka zieleń i do tego cieniowana)
Co by było, gdyby tak zacząć inaczej? Tzn nie we właściwy mi sposób, czyli narobić bałaganu i natłoku na obrazie i potem gwałtowna, brutalna eliminacja (wdech wydech), tylko od jednego elementu zacząć i dodawać, zmieniać bez radykalizmu.
W zasadzie, jeśli chce się zacząć robić coś naprawdę nowego, nie byłoby takie głupie zmienić tryb, sposób pracy. Przynajmniej spróbować nie zaszkodzi. Może dla odmiany nie sponiewierać się, nie likwidować tła i obiektu w pocie i łzach, tylko jakoś tak... kurczę... na spokojnie?
(wydaje mi się, podświadomie, że tego nie potrafię, może dlatego tak strasznie kusi).
W każdym razie czapka się robi, rozmiar ma normalny, antenki brak. Obraz / y już nie białe są
Nie wykluczam, że wezmie mnie cholera w pewnym momencie, ale na razie dobrze cieszyć się czymś, w czym pułapki sa jeszcze niesprawdzone.
Więc... ten tego... może faktycznie szydełko relaksuje - pożegnam się życzeniem : aby do wiosny!
Każdy z nas znajdzie w końcu sposób na wyjscie z punktu zero :) miło taką znów Cie czytać. PS. Czapka <3
OdpowiedzUsuńTak myślę, kochana moja i dziękuję. Pisałam oczywiście żartobliwie, bo jeśli jest się wściekłym, żadne szydełko nie pomoże. Kiedyś (jeszcze na ASP) paliłam przy malowaniu - w ramach przerwy w malowaniu. Czapka lepsza. Pod każdym względem. Jak nie wyjdzie, przerobię ją na kubraczek dla Pepy.
OdpowiedzUsuń