Szanowni Państwo.
Dzisiejszej nocy nie spałam. Dlaczego? Z dwóch powodów : pierwszy, typowy to bombardujące mnie pomysły na nowe obrazy, drugi, jeszcze bardziej typowy : złość, że nie mogę zasnąć. Wreszcie, koło 5 rano, zobaczyłam siebie ze stertą obrazów, które nikogo nie obchodzą.
W każdym razie rano, wyczerpana, na swojej stronie na facebooku "Brulion Malarski - ulubione kawałki", mając dość siebie i wszystkiego, napisałam "Który to raz mam zamiar skończyć z blogiem? Pomyślmy... trzeci?" (czy jakoś tak).
I to jest prawda.
A więc dlaczego?
Jak wiecie, a jak nie, to powiem, postanowiłam zgromadzić obrazy na wystawę. W zeszłym roku, biorąc udział w aukcjach i malując na zlecenie, praktycznie każdej swojej pracy od razu się pozbywałam, tymczasem realnie zarysowała się szansa na wystawę (polską i zagraniczną).
W związku z tym postanowiłam zacząć realizować, jak to się mówi, swój projekt, o umownej nazwie "Rzeczywistość Równoległa".
Wspaniała sprawa, lecz również wyczerpująca, obciążająca przede wszystkim psychicznie. Jak przy każdym działaniu, w którym stawia się na maksymalną szczerość i na dodatek rzuca się na głęboką wodę, nie ma co liczyć na to, że wszystko pójdzie jak z płatka.
Towarzyszy mi zwątpienie, niezadowolenie z jednej strony - z drugiej wiara, że mam coś do powiedzenia... a raczej namalowania.
"Porozumiewać się możemy tylko przez obrazy" powiedział o malarzach Van Gogh.
A ja, jak raz, porywam się na pisanie. Mało tego, na pokazywanie prac nie ukończonych, żeby kronika moich twórczych poszukiwań była pełna. Bo Brulion to taka osobista kronika.
Zadałam sobie (znowu) pytanie : czy to ma sens? Czy może lepiej schować to, co się robi, póki jeszcze nie ma konkretnego, satysfakcjonującego mnie kształtu i pokazać swoją pracę wtedy, gdy będzie ukończona?
I takie pytanie zadałam na swojej stronie, widocznej dla nielicznych - tylko dla tych, którzy ją polubili. Potem pomyślałam, że ja na to pytanie odpowiem sobie sama - i swój post zlikwidowałam. Cóż złego w wahaniu? Tym bardziej wahaniu malarki? Nic, wg mnie.
Ale oto, pod wczorajszym odcinkiem w Brulionie, pojawił się następujący ANONIMOWY komentarz:
"Dlaczego myślisz, że nie warto już prowadzić bloga? Dlatego, że komentujących mało? Komentarze niezbyt przychylne? Dlatego?
Skutek wynika z przyczyny.
Ucieczka nie zawsze jest dobrym wyjściem. A obrażanie się w ogóle.
Nieprzychylne komentarze usuwasz, albo grozisz usunięciem.
Pomyśl.
Może komentarzy jest mniej, bo komentujący już mają dość udawania, że
wszystko jest piękne. Może wolą zachować dobre relacje z tobą i dlatego
milczą?"
Pomyślcie, Drodzy Czytelnicy, ten Ktoś, ukrywając się pod maską, udziela mi rad. Gra nie fair - wie, kim jestem, ja - nie wiem, kim on jest. Najpierw, zgodnie ze sprawdzoną zasadą likwidowania anonimów, miałam zamiar skasować ten komentarz. Przyznaję się, anonimy mnie drażnią i nic na to nie poradzę. Ale potem pomyślałam "A może odpowiem?".
No to odpowiadam.
Pamiętacie pewnie, jak parę lat temu (a Brulionowi już idzie szósty rok), każdy zaczynał pisać bloga. Ile z nich przetrwało? Część z nich pewnie umarła, bo autorzy nie mieli pomysłu, jak dłużej ciągnąć temat. Ale jestem pewna, że umarło też bardzo wiele cennych inicjatyw, bo odzew nie był satysfakcjonujący, albo nie było go w ogóle.
Pisanie bloga wymaga wytrwałości, pomysłowości i odwagi, by zmierzyć się z każdym zdaniem pod spodem. To naprawdę nie jest fajne, kiedy autor się odkrywa i dostaje komentarz (oczywiście na 99 procent anonimowy) "To, co robisz, trąci fałszem. Przykre". Jasne, powinnam być silniejsza i olać sprawę - nie dlatego, że komentarz jest nieprzychylny, ale dlatego, że kompletnie nic, poza złośliwością, nie wnosi.
W takich chwilach myślę sobie "czy to jest, cholera, jakaś kara, prowadzenie bloga?"
Zupełnie co innego, gdyby komentujący raczył sprecyzować, co mu się nie podoba? Dlaczego ma takie zdanie?
Nigdy nie zlikwidowałam komentarza merytorycznego, niezależnie od tego, czy był przychylny, czy nie. Powtórzę za Klaudią Heintze "Dzięki komentarzom blog żyje".
Z drugiej strony, może faktycznie cytowany Anonimowy ma rację : "Może komentarzy jest mniej, bo komentujący już mają dość udawania, że
wszystko jest piękne. Może wolą zachować dobre relacje z tobą i dlatego
milczą". To możliwe.
Więc w tym miejscu, tu i teraz, kiedy jestem już wypoczęta, gorąco apeluję : jeśli chcecie, Drodzy Czytelnicy, napisać, że obrazy są do bani, a ja powinnam raczej wziąć się za robótki szydełkowe - proszę bardzo. Oczywiście mile widziane są argumenty i niemile złośliwości, bo to nigdy nie jest dobry język. Czy jestem obrażalska? Owszem! Ale też szybko mi mija.
Jest też dodatkowy problem z blogiem w postaci pamiętnika. Mianowicie, nie jestem sama na świecie. Konkretnie chodzi o Gustawa. Uważam, że, jako matka, nie mam prawa posunąć się do takiej szczerości, jak w moim pamiętniku, który dostał nagrodę w Dziennikach Polek - konkursie Twojego Stylu. Mówić mają obrazy - takie, żeby można było z nich wyczytać, kim i jaka jestem. Inaczej nie mają sensu. Oczywiście z mojego punktu widzenia.
Żeby nie był to blog zdjęciowy, zawsze mam w zanadrzu parę anegdotek, których rzeczywistość (na czele z moim mężem), hojnie mi dostarcza.
Najprawdopodobniej będę prowadzić Brulion. Mimo wszystko. Chociaż, gdybym przestała, nie uważam tego za ucieczkę, raczej za powiedzenie sobie prosto w oczy "to strata czasu".
Na razie tak nie uważam.