WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

piątek, 25 października 2019

Wpis lużny o Krakowie, absurdzie i Nokii z klawiszami

Czasem, kiedy opowiadam ludziom nie związanym z perfumami o zlotach, widzę, że patrzą na mnie jak na kogoś innego gatunku. Mam wrażenie, że niekoniecznie potrafią sobie wyobrazić, jak takie pachnące zgromadzenie wygląda. Bajka o żelaznym wilku.
Tak było tydzień temu







Mam ogromne szczęście znać to całe towarzystwo i jeszcze większe szczęście, że spotkania odbywają się regularnie i często - jutro następny zlot, z motywem przewodnim (zapachowym) MIÓD.

Tuż po powrocie ze zlotu, pachnąc WSZYSTKIM, wyruszyłam do Krakowa, biorąc ze sobą świeżo nabyty telefonik.
Niebieski <3
Ma grę w węża <3
Kapitalne sygnały <3
Klawisze! (tu przyda się mały trening, co chwila pukam w szybkę i nic - ekran nie dotykowy).
Robi zdjęcia - trochę jak w mętnej wodzie. Ale po co mi zdjęcia telefoniczne, skoro mam dobry aparat foto?
Najważniejsze : koniec wożenia ze sobą power banku, ładowarki, koniec skomlącego o prąd ajfona


Nadmieniam, iż wieczne pióro tzw. wieczne pióro chińskie również nabyłam parę dni temu.
Jeszcze co do telefonu... wchodzę do autobusu / metra / kawiarni - wszyscy nosy w telefonach, okropne! Ale chwileczka, a ja co robiłam? To samo!
Chyba ta potrzeba ciągłego doładowywania przeważyła.
Konsekwencje są takie, że noszę ze sobą książkę i aparat foto, zdjęcia mogę wrzucać wieczorem, a nie NATYCHMIAST.

Kraków. Miasto, które powoli poznaję. Bo wydaje się, że o Krakowie każdy wie co trzeba, ale dla mnie ważna jest nieuchwytna atmosfeira, tam, gdzie tłumy się nie przewalają.


I tu wchodzimy w Krainę Absurdu.


Całymi godzinami chodziłam po Kazimierzu, a ponieważ uliczki często przecinają się po kątem i zakręcają, więc mając pełne przeświadczenie, że idę śmiało w kierunku domu, oddalałam się coraz bardziej, na dodatek kręcąc się w kółko - i trafiając (co za złośliwość losu!) na Skwer Kółeczko, mający kształt trójkąta zresztą.


Na ulicy Józefa, poza tym bliskim mi miejscem :



jest tam też i Kolanko moje ulubione


oraz miejsce, gdzie kupiłam sobie oczy!



Musiałam na nie chwilę poczekać, gdyż


Wspomniałam o mieszkaniu - w kamienicy z XIX wieku, IV piętro bez windy. Kolosalna wysokość kondygnacji, więc szukając kluczy (zawsze szukam cholera jasna, niezależnie od wielkości torebki) dyszałam próbując wymotać się z szalika.
Ale w środku - och.
Jakie kolory.




Że ściany turkusowe, ok, ale do tego fuksjowy sufit!
Czułam się tam wspaniale


Z  perfumami!



Była taka pogoda, rety, 20 stopni więcej niż teraz. Teraz...


A teraz co - jesienna manipulacja czasem i malowanie po nocy, która zaczyna się o 16.


No i tak.
W robocie 5 obrazów. Mam teraz.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz