WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

sobota, 12 października 2019

Krytyczna Niedziela - Nikita Tsoy powraca

Dwa lata temu miałam wielką przyjemność uczestniczyć w wystawie wówczas dwudziestopięcioletniego Nikity Tsoy'a, który wystawił się w Pragalerii. NIKITA 2017
 Obrazy oszołomiły mnie i spowodowały tzw ferment twórczy - może dzięki nim zachciałam malować nie na zlecenie, ale dla siebie.
Dlatego też bardzo wyczekiwałam na okazję obejrzenia, co Nikita robi teraz, w którą poszedł stronę.
(N. po lewej, po prawej pan Marcin Krajewski, kurator)


Nie zawiodłam się.


Powiem Wam, że jestem w stanie ZROZUMIEĆ masochizm, bo czym wytłumaczyć, że prace tak ekstremalnie ekspresyjne i - co tu dużo mówić - jak ze świata horroru, pełnego deformacji, w tym zdeformowanych twarzy, co u Nikity powtarza się ze szczególnym upodobaniem, więc czym wytłumaczyć, że chłonę tę nikitową rzeczywistość, nie mogąc się oderwać?




Wchodzę do Pragalerii, zanurzając się po uszy w obcej dla mnie, lecz pociągającej malarskiej materii. Niezwykle cenię sobie twórców, którzy komunikują się z widzem w taki sposób, że pokazują mu swoją prawdę, poruszają. Zostawiają ślad w pamięci.

W muzeach, szczególnie ze sztuką współczesną, pełno jest walających się przedmiotów, które same w sobie nic nie znaczą (skarpety, kamienie, śmiecie nawet) - trzeba przeczytać historyjkę, o co chodzi. Niekiedy dowcipną. Dla mnie to może być materiał na reportaż, czasem kabaret, ale nie do oglądania.
Jestem przeciwna dziełom sztuki, potrzebujących instrukcji obsługi.
U Nikity niepotrzebne są tłumaczenia.
Tak więc piszę o swoich odczuciach.


Zawsze zastanawiało mnie, jaki jest człowiek - twórca, nie tylko malarz, ale też reżyser, pisarz, perfumiarz, który porusza innych.
Dlatego też nie omieszkałam porozmawiać z Nikitą.


Po pierwsze - swoboda i brak jakiejkolwiek pozy. Opowiada o malowaniu, jak o naturalnej czynności, zwyczajnej. Niewątpliwie pomaga mu poczucie humoru - śmieje się z pytań dziennikarzy, którzy chcą koniecznie dotrzeć do jakichś jego życiowych traum, wiją się, by go zdefiniować a w cichości podejrzewają, że jest (tak!) chory psychicznie. Odpowiada, że nie jest, jak każdy wariat {śmiech}.
"Dlaczego TAKIE obrazy? Skąd?" - z głowy! Ot, tak! "A gdybyś musiał namalować kwiaty?"
"Namalowałem!" - i wskazał na to :


Żadnych żył na skroniach, wypruwania flaków - a przecież widzimy prawdziwe "mięcho".
 Mój mąż ma określenie "zwierzę sceniczne" - Nikita jest zwierzęciem malarskim.


Jeżeli przyjrzeć się, zostawiając warstwę znaczeniową tych obrazów, zobaczy się niezwykłe, stłumione światło. Mnie przypomina to podwodny świat, o ile to jest woda. Mimo intensywności barw, uderzające dla mnie jest specyficzne przytłumienie, tajemniczość.



A!  No i, co za ulga, brak publicystyki, czyli odniesień do polityki, imigrantów, pedofilii, kościoła itp itd. To nie są obrazy, które się zestarzeją. Ponadczasowość, czy nie o to chodzi?



 Akurat tak się składa, że trwają wielkie Targi Sztuki w królewskich Arkadach Kubickiego, chodzę, patrzę. Nie ma tam takich obrazów. Bo nie ma drugiego Nikity.


3 komentarze:

  1. Chłopak ma fantastyczny talent .

    OdpowiedzUsuń
  2. Talent talentem, ale nie chciałabym takigo obrazu na ścianie, brrr
    Tru

    OdpowiedzUsuń