25 lat.
Miejsce zamieszkania Kijów.
Jako osoba malująca, mam szczególny stosunek do obrazów.
Z niektórymi odczuwam wręcz jakieś powinowactwo, a ich twórcy wydają mi się bliscy. Chwytam w lot, co chcieli powiedzieć. Taka sympatyczna przewidywalność.
Ale nie u Tsoy'a.
Weszłam do Pragalerii i kolana się pode mną ugięły.
JA bym tak nigdy nie namalowała, nie pomyślała. Obce mi są środki, którymi posługuje się T.
Deformacje - odrażające.
A jednak.
Na wystawie byłam dwa razy i mam zamiar zobaczyć ją po raz trzeci. Mimo, że nie jestem masochistką (choć ci, którzy mnie znają, miewają inne zdanie).
Soma - to ciało z medycznego punktu widzenia. Tkanka. Mięso.
Obrazy na mnie osobiście sprawiają wrażenie, jakby Autor uchwycił na nich energię cierpienia. Energię - bo cierpienie pokazał nie tylko w zniekształceniach (każde zniekształcenie ciała boli, prawda?)...
...ale przede wszystkim tę "somatyczną" rzeczywistość przepełnia światło, linie i plamy rozdmuchane, rozdęte
Zupełnie, jakby Tsoy widział promieniowanie na niezauważalnej dla innych częstotliwości. Jak pszczoły ultrafiolet.
Oczywiście to mój bardzo subiektywny odbiór - w dużej mierze spowodowany skojarzeniami.
A ja, ilekroć przechodzę obok szpitala, czuję niemal gęsty kokon energetycznych linii, interferencji.
Sieć cierpienia.
Zawsze przyśpieszam tam kroku, staram się "ogłuchnąć".
Obrazy jednak chłonę - są interesującą opowieścią. Nie staram się ich odczytać, bo wiem, że znaczeń może być bardzo wiele, a sam Artysta wybierać każdy kolejny krok w pracy impulsywnie (Autor w bluzie z nożyczkami)
Sama pamiętam, jak starałam się nie parsknąć ze śmiechu, kiedy słyszałam, jak są interpretowane moje obrazy. Zresztą nigdy nie zaprzeczałam. Więc ten tego...no. Stawiam na intuicję.
Wyobrazcie sobie, że stoicie pomiędzy takimi dwoma obrazami
...zawieszonymi na przeciwległych ścianach. Czy nie czulibyście się jakoś dziwnie?
Bo ja tak.
I o to właśnie chodzi.
Strefa oddziaływania.
Dlatego zawsze będę się obruszać, kiedy mówi się "ja nie rozumiem sztuki". Chodzi tylko i wyłącznie o wrażliwość. O, to, żeby pozwolić sobie popłynąć - emocjonalnie.
Dajmy się zwariować, choć na krótki czas.