Ten obraz powinien nazywać się Huśtawka, z racji przeżywanych przy pracy nad nim emocji.
Ach, jakie budził nadzieje.
Złości (wkurzał mnie i to jest aktualne)
Ja go nawet dość szanuję, ale... go nie chcę. Nie jest mój.
Twarz stopniowo odrealniałam, założyłam światło z jednej strony, ale i tak nie uzyskałam chcianego efektu.
Parę dni wydawało mi się, że jest blisko do... do prawdy...?
Ale nie.
Właściwie doszłam do momentu, kiedy złości mnie w nim już wszystko - i ta wydłużona szyja, i upozowanie. Teatralność tej całej scenki.
Wbrew pozorom to bardzo "panienkowy" obraz.
Chciałam mu nadać tytuł "Spotkanie z cieniem", ale "Spotkanie" dopiero zrobię.
Nie mam natomiast żadnych zastrzeżeń do tej kulki szarego światła w lewym górnym rogu.
Więc jeśli ktoś chce stać się posiadaczem tej Pani o Łabędziej Szyi, proszę bardzo - parę dni mogę poczekać, a potem czeka ją przerobienie na Czarny Kwadrat na Czarnym Tle.
Czy mi żal? Nie, nigdy nie żałowałam zamalowanych prac. Zawsze oznaczało to wyczerpanie pewnej reguły i zrobienia miejsca na nowe. Bardzo oczyszczający proces.
Nowe nawet już istnieje - jestem zapózniona w relacjach.
Więc - jakby co, do niedzieli mogę wytrzymać z tym obrazem, więc proszę się częstować i brać.
PS. Pani o Łabędziej Szyi ocalała i wkrótce leci do nowej Właścicielki nad morze, ale fajnie.
Gratuluję szczęśliwej nabywczyni :)
OdpowiedzUsuńTru
Dobrze, dobrze
Usuńsię stało