Do morza mam stosunek specyficzny.
Poznałam je bardzo pózno, już jako dorosła osoba i zapałałam nagłą miłością.
Mój śp. Tato przez długie lata pływał na statkach i kutrach, po skończeniu Szkoły Morskiej w Gdyni. Okrążył, niejeden raz zresztą, cały świat - potem osiadł już na stałe w rodzinnej Warszawie.
Kiedy zobaczyłam morze pierwszy raz, zaparło mi dech.
Ale po śmierci Taty, ja, leśny człowiek, do morza jakoś straciłam serce - aż do teraz.
Dwa tygodnie w Kołobrzegu! Strasznie długo, tak mi się wydawało... tymczasem w czasie tego pobytu zaszła we mnie zmiana. O morzu znowu myślę... wiecie...jak o bliskiej istocie. Bo ono żyje, jego szum jest jak oddech.
Styczeń, wydawałoby się, nie sprzyja nizinnym wyjazdom, ale ja w tym spokoju i lekkim zamgleniu się odnalazłam. W gamie szarości i popieli.
Sam Kołobrzeg dzieli się na dwie wyrazne części - brzeg i molo, latarnia, nadmorski, stary park (z "naszym" liskiem)
Do parku przylega promenada z sanatoriami
Są też uzdrowiska w dawnym stylu, z początku XXgo wieku
Niestety, niektóre czeka zagłada - w miejscu pięknej Zorzy, coraz bardziej niszczejącej, w tym roku napotkaliśmy taki oto obrazek :
Z tyłu już wypatroszony w środku budynek z roku 1907.
Idąc codziennie na basen, wyobrażałam sobie, ilu ludzi widziały te ściany, ile dzieci biegało korytarzami, ile zdarzeń... 101 lat!
Potem, równolegle do brzegu, ciągnie się ulica Zdrojowa i kuriozalna RURA.
I tory - jako miłośniczka pociągów, przystawałam na kładce i obserwowałam życie kolei.
Tłumek wypełzający z pociągów
Za torami - Kołobrzeg właściwy. Miasto prawie doszczętnie zniszczone w czasie II. wojny. Pozostałości kontrastujące ze współczesnością
Lubię ten nieco senny, poza - sezonowy klimat
"Sklep Artystyczny Suwenirek"
"Moja" perfumeria na Walki Młodych z panią, znajomą od lat
Wiecznie wyprzedający się sklep ze wszystkim
Okazały budynek poczty - ocalałej jakimś cudem
Ogromny gmach katedry
My mieszkaliśmy w części przedtorowej, bliższej morzu, z tyłu dworca
W nocy słychać było nocne życie kolei, przestawiane składy, leniwe turkotanie kół i niewyrazne zapowiedzi przyjazdów i odjazdów.
Głośniejszy jednak - przynajmniej do 22giej, był dancing, umieszczony w budynku w parku
Solista smętnym, choć donośnym głosem organisty, wyśpiewywał dawne, sentymentalne przeboje - "A na imię miałaś właśnie Beata", "Już nie ma dzikich plaż", "Kawiarenki", czasem nagle przestawał, kiedy odbierał telefon, ale muzyka leciała dalej.
Z okiem kawiarni Marylin Monroue (pisownia oryginalna) w rytmie old disco brzmiał dziarski tenor.
Aż nie chcę wiedzieć, co tam się dzieje w sezonie.
Gucio bawił się doskonale
A ja dzięki internetowi pociągałam (wieczorami) za sznurki w Warszawie, prowadząc ożywioną korespondencję z galeriami.
Brzemienną w skutki.
Ale o tym - za parę dni, wcześniej, póki jeszcze nie skończył się Pierwszy Miesiąc 2018go roku, przedstawię obrazy, które w nim powstały. W następnym odcinku.
W takim razie czekam na kolejny wpis :) Ja mieszkam nad morzem, więc nie mogę go nie lubić - latem jest uciążliwa liczba turystów, ale właśnie jesienią czy zimą jest tam fantastycznie :)
OdpowiedzUsuńo tak. Chciałabym jeszcze jesienią zobaczyć morze. Bardzo mi miło i zapraszam dziś / jutro.
Usuń