Ten obraz skończyłam w pewien wiosenny piątek, rok temu. Nazwałam go Wartownik.
Dzień później, w sobotę, wyczułam zgrubienie pod pachą.
Zgrubienie na węźle chłonnym, który nazywa się inaczej... no, zgadnijcie. Tak, wartownik, to prawidłowa odpowiedź.
Kiedy latem przestałam malować (i zaczęłam myśleć), sądziłam, że obrazów z "tamtego czasu" nie zniosę, pozbędę się ich z mieszkania.
Ale nie, okazuje się. Lubię Wartownika.
Pamiętam, że wtedy uświadomiłam sobie, że nie wiem, ile mam czasu na życie. Na malowanie.
I aż zawrzało. Bo większości swoich obrazów nie lubiłam.
W tych szarościach i fakturach kryją się tajemnice, jak na wydrukach z USG. Nie każdy potrafi to odczytać.
Wiecie, mam takie wrażenie, kiedy patrzę na ten obraz, że żołnierz został uratowany. Do pomocy dostał drugiego - chociaż daleko, ale widzą się.
Niby chyli się na nogach, ale stoi.
Plątanina linii, jak faktura skóry, podtrzymuje postaci, które nie dają się porwać powiewom wiatru.
Zapach do tego obrazu. Szkoda, że go nie znacie. Moja robota, z własnych składników, nazwałam go NeyOne. Jest industrialny, techniczny niemal, lecz z ciepłem i miękkością. Dlatego nie sądzę, że zrobię jeszcze własny zapach z autorskich komponentów. Nic lepszego mi się nie uda. Tak myślę.
Co jeszcze lubię w zapachach - konieczność bezpośredniości. Wszystko prawie można przez internet. Ale do powąchania (przy oglądaniu) mojej wystawy trzeba na nią przyjść!
CDN
To miejsce jest kluczowe. Wkrótce powiem, dlaczego.
To będzie świetna wystawa. Pełna emocji i w dodatku pachnąca.
OdpowiedzUsuńJakie miłe słowa. Przyjdź koniecznie!
UsuńOj pamietam go ... jak coś z podświadomości, niewyraźne a jednak obecne.
OdpowiedzUsuńPola