WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

czwartek, 27 czerwca 2013

Krytyczny Czwartek nr 2 - druga wizyta w CSW

Nie będę już pisać wstępów - zainteresowanych odsyłam do poprzedniego Krytycznego Czwartku.
Tak więc doszłam do wniosku, że "sztukę" (trzeba znaleźć na to zjawisko jakąś inną, adekwatną nazwę) bieżącą w CSW (lub z Zuju - od Zamek Ujazdowski) można podzielić na 3 kategorie :
- przepływowo - refleksyjna
- dowcipna
- zaangażowana

Jeśli założyć, zgodnie z prawdą, że jestem odbiorcą wnikliwym i starającym się, to z mojego punktu widzenia kat. 1 jest najmniej wkurzająca.
Co nie znaczy, że wartościowa. Po prostu dwie pozostałe są dużo gorsze. I przykre.

A więc - znowu na pierwszym piętrze przywitał mnie szum (morza) i stukanie (skorupki) - czyli Kobieta Zbierająca Małże (swoją drogą, ciekawe, czy autorka słyszała o sztuce Stara Kobieta Wysiaduje?).
W salce filmikowej naprawiono, niestety, projektor i zamiast wytchnienia w wielkim błękicie, oznaczającym awarię, starsza pani ze śladami dawno zgasłej urody ćwiczyła ni to tai chi ni to coś.

Drugi odłam na drugim piętrze to sztuka dowcipna.
Niejaki C (litera wybrana losowo) prezentuje nam kilkanaście "projektów", które są kompletnie niezrozumiałe bez kogoś, kto o nich opowie. Czasem jednak po wyjaśnieniach wie się jeszcze mniej.



Zdjęcie na górze to części męskiej garderoby w gablotkach.
Czy budzą jakieś uczucia, jeśli się nie jest molem?
ALE po objaśnieniu specjalnie przeszkolonej pani przewodniczki dowiadujemy się, że mamy do czynienia z dowcipem, i to gorzkim - obnażającym mechanizmy rządzące rynkiem sztuki - ciuchy należą do licytatora, który sprzedawał je zdejmując z siebie - i podobno niesamowita jest możliwość obserwacji momentu, kiedy rzecz "nasza" taką być przestaje i byle przedmiot staje się dziełem sztuki. Bla bla bla.
Krytyk (zapewne pani kurator Ewa Gorządek) objaśnia :
"Poprzez zakwestionowanie mechanizmów funkcjonowania świata sztuki (Ce) zwraca uwagę na kwestię kreowania symbolicznej wartości oraz zależności między sztuką a ekonomią".

Czyli Ce mówi :
"Patrzcie, głąby, w te gablotki, bo nawet, jak wam wytłumaczę, czemu tu są skarpety, to i tak zapłacicie, żeby je oglądać, bo mi dali na to dwie sale" - to moja subiektywna interpretacja.

Wszak około stu lat temu taki sam chwyt zastosował Duchamp, pokazując w galerii muszlę klozetową.
Ani to śmieszne, ani odkrywcze. Rozbierany poker jest 1000 razy fajniejszy, niż licytator, którego bielizna nie podlega licytacji - czyli rozbiorowi.
Do działań Ce jak ulał pasuje pytanie : "To żart czy wysiłek?"

Ce ma jednak dużo więcej do zaproponowania - oto w wielkiej sali wiszą kolosalne obrazy.




Ale nie on je namalował, tylko chińscy kopiści, którym dał zdjęcia gołych ścian w rusztowaniach z budowy nowego muzeum i kazał dodać to, co by chcieli w tym muzeum zobaczyć.
Oczywiście i tu spotykamy się ze szczegółowym wytłumaczeniem owych pseudointelektualnych wygibasów, ale już ich nie zapamiętałam.

Co on tam jeszcze wymyślił :
w proporcjach 1:1 wyrzeźbił ludzi udających nieruchome posągi ("zmieszał fikcję z rzeczywistością" - jak pisze krytyk, ale po co już nie pisze).
Wynajął ciężarowców, żeby podnosili pomniki, kreci z tego film opatrzony relacją przypominającą słowotok dziennikarzy sportowych (zdjęcia - cała ściana w wielkiej sali, projektor i siedziska - połowa pomieszczenia, druga połowa - sztangi leżące na ziemi). Krytyk : "Premierowa praca, łącząca w oryginalny sposób sport, sztukę i historię. Podjęcie kwestii funkcjonowania naznaczonej historią przestrzenie publicznej". PO CO?

Ce to prawdziwy kpiarz, mądraliński, pozujący na stańczyka, "bawi się" naszym kosztem - tak! - organizując następujące performanse :
- przez tydzień strzela z łuku do produktów w supermarkecie, odżywiąjąc się tylko nimi (krytyk : "Ten niecodzienny obraz (!) porusza bardziej generalną kwestię naszych zachowań w społeczeństwie konsumenckim")
- na targach sztuki w Kolonii zatrudnia osoby pracujące w telezakupach, by sprzedawały w ten sposób dzieła sztuki
- zdobywa pieniądze od biznesmenów, aby zrobić okładkę nr 23 do magazynu o sztuce, w zamian za umieszczenie na owej okładce znaków firm. Idzie do kasyna, stawia wszystko na 23, pieniądze przegrywa i wobec tego nie zatrudnia grafika, ale pieczętuje pismo za pomocą stempla z kartofla. Ha ha ha. 
- nie mając pomysłu na wykonanie prac na Biennale w Wenecji (!), dzwoni do włoskich jasnowidzów, by mu powiedzieli, czy zaistnieje na biennale. Dostaje twierdzące odpowiedzi, które nagrywa i puszcza jako swój udział w Wenecji - i osiąga wielki sukces (niestety - nie  żartuję)
- prosi krytyków, by napisali recenzje jego nieistniejącej wystawy, umieszcza je w butelkach, a na ścianie wiesza zdjęcia flaszek z nazwiskami



Czy naprawdę NIKT się nie miał skojarzeń z nabijaniem w butelkę??? (krytyk - na poważnie : "Sztuka recenzencka została włączona do wystawy i unieśmiertelniona, ale też pozbawiona siły, która ujawnia się w otwartym dyskursie").

Wszystkie te działania może byłyby śmieszne (choć przydługie), ale jako anegdotki, a nie dzieła, pokazywane na całym świecie - i, co tu dużo mówić, zabierające miejsce prawdziwej sztuce.

Co jeszcze proponuje Ce? Zamieszcza fotografie dzieci z obrazami obok. Dzieci miały swoimi słowami opowiedzieć to, co przedtem wyłuszczał twórca dzieł na ich temat. Tylko, ja się pytam - czemu zdjęcia? Przecież to bzdura - najciekawsze byłoby usłyszeć, CO mówiły dzieciaki. Przecież to pomysł na przerywnik w Telewizji Śniadaniowej, a nie sztuka! Nawiasem mówiąc, działanie nazywa "Projektem Matrix".

Przecież Ce robi eksperyment - na ile można sobie pozwolić, drwiąc z krytyków i publiczności?
Otóż NIE MA takiej granicy.
W kolejnym "projekcie" Ce zostaje rzekomo zamieniony w gołębia ( przez tydzień nikt go nie widzi), dyrektora muzeum pyta, kim chciałby być i zamienia go "po magicznym zabiegu" w pudla, a widzów przedstawia jako Stado - tak, proszę Państwa - stado BARANÓW



Czy nadal uważacie, że na sztuce trzeba się znać? Chcecie być baranami?
Zastanówmy się, jakimi umiejętnościami musiał się wykazać taki Ce, żeby zaistnieć na międzynarodowym "rynku sztuki"?
Przecież, żeby zdobyć najgłupszą pracę, musimy dwoić się i troić i udowadniać, że się nadajemy.

Podoba Wam się, że CSW robi Was w ZUJA?
Bo mnie nie.

O sztuce zaangażowanej, czyli filmie (45 min), gdzie rżną się analnie czarni z białymi lub odwrotnie (mężczyźni - kobiety, mężczyźni - mężczyźni), co ma być protestem przeciwko rasizmowi oraz innych "pionierach analizy form partycypacji poprzez sztukę abstrakcyjną" opowiem kiedy indziej.
Teraz nie mam siły.

Ale gwarantuję, że za tydzień do Zachęty pójdę wypoczęta.

19 komentarzy:

  1. Tak. Król jest nagi. Saga

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Rozumiem, Kasiu, że się zgadzasz, wyrażając swoją aprobatę zlepkiem liter, gdzie wiodącą rolę pełni "H", wyznaczając kierunki swoimi bezwzględnymi pionami i poziomami, a głucha bezdźwięczność "hawgh" podkreśla bezsilną samotność, zaznaczoną dodatkowo brakiem obecności znaczeniowej w naszym języku

      Usuń
  3. Pamiętam, jak kiedyś w szkole na jakimś zblokowanym przedmiocie artystycznym usiłowałam wytłumaczyć pani, ze czerwona kropka na białym tle to nie jest sztuka. Że jeśli następuje jakiekolwiek przeżycie w tym kontekście, to sztuka jest w głowie odbiorcy - a kropka jest co najwyżej inspiracją.

    A potem było już tylko gorzej. Ostatecznie wykrzyknęłam, że jeśli uznamy, że sztuka, która podoba się wszystkim jest automatycznie niegodna szacunku, a sztuka wysoka z zasady podoba się nielicznym, to najwyższą sztuką będzie badziew, który nie podoba się zupełnie nikomu.

    Pani się obraziła. A ja przecież jeszcze nie powiedziałam, że nie życzę sobie, żeby skorumpowani urzędnicy i właściciele państwowych galerii rozdawali moje pieniądze swoim pozbawionym talentu ziomalom tworzącym paskudztwa, których nikt nie chce ani kupować, ani nawet oglądać.

    Może dlatego, ze wtedy jeszcze nie miałam swoich pieniędzy, bo byłam na utrzymaniu rodziców? W każdym razie bez względu na pieniądze, jakie moi rodzice wydawali na sztukę i na mnie, pani nie chciała mnie już oglądać i zostałam wyrzucona za drzwi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudny zawód nauczyciela, kiedy trafi się jednostka niepokorna i niezbaraniała. Wyobrażam sobie tę pianę (toczoną z ust pani). Ciekawa jestem, co na to reszta uczniów? Miałaś jakieś "informacje zwrotne"?
      Teraz paskudztw już w zasadzie nie widać - nic nie widać, bo chodzi tylko i wyłącznie o opis, "działanie", reszta jest pretekstem, żeby móc co pokazać. Tak przynajmniej wynika z widzianych przeze mnie ... wystaw...?
      Czy faktycznie to się nie podoba nikomu? Mam wrażenie, że artystyczny matrix funkcjonuje jak nowotwór - ma się dobrze, żywiąc się zdrowym rozsądkiem i wrażliwością oraz odwagą. Wszak odbywają się biennale, targi sztuki, w każdym większym mieście znaleźć możemy coś w rodzaju ceeswusiku.
      W każdym razie gratuluję wyrzucenia. Niepokorna natura nie leży w naturze baranów.

      Usuń
    2. Dziękuję za gratulacje. Ale swoim nauczycielom w sumie współczuję.
      Byłam utrapieniem dla tych ludzi od pierwszej klasy podstawówki. Choć byli i tacy, którzy uważali inaczej. I to dopiero było COŚ.

      Usuń
    3. Nie ma co współczuć - jeśli odbierali MYŚLENIE więc KOJARZENIE w kategorii zagrożenia.
      To uważający inaczej powinni być normą. Nie znaczy to, że nie widzę, "jaki jest ten świat", ale choć widzę, nie uznam większości za normę.

      Usuń
  4. Ju, po przeczytaniu wpisu skrystalizowało mi się pytanie: jaka jest Twoja osobista definicja sztuki?

    kamena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sztuka jest...wynikiem twórczości.
      Sztuka - rzecz tworzona przez artystę.
      Artysta - człowiek obdarzony talentem, wyobraźnią i pasją - potrzebą ujawniania jedynych w swoim rodzaju, przejawów ww cech (w różnych przejawach). Nieodzowna jest oryginalność - inaczej nie możemy mówić o twórczości (twórczy - odtwórczy).
      A więc podziwianie sztuki powinno nieść refleksję, że mamy do czynienia z czymś, czego nigdy wcześniej nie było, na co nikt inny nie wpadł. PODZIWIANIE - "ja bym tak nie umiał".
      Sztuka to również dialog - z odbiorcą.
      Pewnie jutro napisałabym mądrzej, ale dręczyłoby mnie to całą noc.

      Usuń
    2. Dziękuję za odpowiedź. Ja swojej definicji sztuki nie mam, jest to dla mnie pojęcie dość płynne. Ciekawe jest wg mnie prześledzenie jak definicja sztuki zmieniała się przez lata, od starożytności do teraz. I ciągle ewoluuje.

      kamena

      Usuń
  5. A może pozwólmy człowiekowi dokonywać wyborów i funkcjonować, również w sferze sztuki, na
    zasadzie, że nie to ładne, co ładne, tylko, co się komu podoba, bo tak naprawdę: de gustibus non est disputandum? W.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ oczywiście.
      Ale...czy CSW daje nam wybór? Przecież prezentowane tam "nie wiem cosie" są tak oryginalne, jak hipsterzy. Bardzo niekomercyjna komercja. Lans.
      Reakcja "ja się na tym nie znam" jest w gruncie rzeczy smutnym świadectwem braku kontaktu z "dziełem".
      Ja nie dyskutuję o gustach, lecz o koncepcji. Podawanej jako jedyna słuszna.
      W zasadzie takie CSW (nie wykluczam, że mnie jeszcze pozytywnie zaskoczy) mogłoby sobie być, byle nie używało słowa "sztuka". Np nazywałoby się: Centrum Sztuczek Wymyślanych (dla krytyków). A prawdziwe "Centrum" pokazywałoby wystawy różnorodne, na których, jak wspomniał Pies "Nad" Przewodnik, sztuka tłumaczyłaby się sama.

      Usuń
  6. Psie, jestem pod ogromnym wrażeniem twojego komentarza. To ogromnie ważne, że zgromadziłeś w jednej wypowiedzi kwestie tak znaczące - zobrazowałeś je i postawiłeś pytania, czyli, krótko mówiąc, uporządkowałeś.
    Zgadzam się z każdym zdaniem.
    Nie obraziłabym się, gdybyśmy nawiązali bliższą współpracę.
    Padam do twoich łap z szacunkiem

    OdpowiedzUsuń
  7. No wiedziałam , wiedziałam ! Wielkie nadęte NIC które udaje że jest czymś i usiłuje o tym przekonać epatując dziwacznością/idiotyzmem/bezsensem/brzydotą/czy tam czymś innym równie nieznośnym . Bo nie ma nic sensownego do powiedzenia/pokazania .
    Mnie się zdaje , że reakcja "ja się na tym nie znam" jest skutkiem absolutnej miernoty i nieprzystawalności "dzieua" do rzeczywistości - wstyd powiedzieć "król jest nagi" , więc uznajmy to "coś" za sztukę tak hermetyczną i wysoką ,że nikt poza tfurcą nie jest w stanie jej zrozumieć . Jeżeli dzieło zawiera w sobie jakikolwiek element oddziałujący na emocje czy odczucia estetyczne widza , w jakikolwiek sposób wchodzący w relacje z jego potrzebą podziwania czegoś - widz będzie umiał się do niego odnieść , wygłosić ocenę tego co widzi/słyszy . Tak jak piszesz w swojej definicji sztuki . Niestety to co proponuje ZUJ i inne tego typu instytucje nijak takich elementów nie zawiera...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Parabelko, liczyłam na twoją wypowiedź. Wiem, że nie należy generalizować - nie mam ku temu podstaw. Mam nadzieję, że uda mi się zobaczyć coś wartościowego, a nie hohsztaplerkę.
      I wejść w relację.
      Może Zuj zaproponuje coś jeszcze? Kiedyś? Tyle, ze jeżeli Ce wzbudza zachwyt na biennale w Wenecji... musiałby nastąpić przewrót.

      Usuń
  8. Oby... Na razie mam wizję duchów naszych praszczurów w deliach i z czaplimi piórami na czapkach , wyjących ze zgrozy , kiedy zaplątawszy się w czasoprzestrzeni trafiają niechcący z "Odprawy posłów..." na aktualne wystawy i wpadną na gablotę ze skarpetą albo inny seks rutynowy czy coś podobnego hy hy . Kochanowski się przewraca ze zgrozy o butelki w szołrumie... Podpytaj przy okazji pani Moniki czy nie ma tam jakichś podejrzanych zjawisk po nocy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo ciekawe - co powiedziałby, powiedzmy, zahibernowany człowiek sprzed 200stu lat, gdyby tam trafił? Można nakręcić taki film i walić na Biennale. Nie trzeba pytać jasnowidzów, co się stanie.

      Usuń