WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

czwartek, 27 lutego 2014

Ogłoszenie wyjazdowe oraz Pepa złapana na gorącym uczynku

Szanowni Państwo.
Chciałam z bólem zapowiedzieć, że znikam na 10 dni. Kierunek - Kołobrzeg.
Ale dopiero w przyszłym tygodniu - od 5go do 15go marca. Zabieram ze sobą szkicownik - to na pewno - z wyposażenia artystycznego.
Co więcej - nie wiem, zależy to od ciężaru ogólnego bagaży, który ma duże znaczenie, gdyż środkiem lokomocji jest pociąg.
Sypialny!
Ja po raz drugi w życiu doświadczę takiej podróży, dla Gucia to będzie premiera.
Kiedy usłyszał o pociągu ze spaniem, śmiał się i skakał z radości - i od dwóch tygodni wszystkim (również paniom w sklepie) opowiada z dumą, jakie ma plany.


Ale zanim to wszystko nastąpi, mamy niespodziewanie Tłusty Czwartek.
Ja osobiście nie jestem pączkowa - za to faworki owszem, owszem.

Okazuje się, że nasz pies również jest bardzo cięty. Na dodatek okazał się przestępcą.

Oto zapis dokumentalny albo reportaż :

 
Już zrobiła się czujna, kiedy "pan" przyszedł z zakupami.

Kiedy faworki powędrowały na stół...


Wyglądała niewinnie, ale z kuchni zobaczyłam, jak próbowała zlizać cukier i wyciągnąć chociaż kawałek

Wydalam straszny okrzyk "Nie wolno!!!"
Nawet nie musiałam mówić "Zły pies"


A wszystko przez to, że nikt Pepy nie pilnował - ja czyściłam pędzle w kuchni, a W. prowadził rozmowę telefoniczną w pokoju obok - na tyle głośno, że usłyszałam:

"Nie, proszę pani, nie rozmawia pani z panem Cygan, tylko z panem Cyganem. Nie wiem, czemu u was panuje zwyczaj, żeby nie używać deklinacji w nazwiskach.
Nie wie pani, o co chodzi?
Już tłumaczę - czy wydaje się pani, że rozmawiając z panem Baranem czy Bałwanem i nie odmieniając jego nazwiska - czyli zwracając się do niego w mianowniku - "Czy mam przyjemność z panem Baran - czy mam przyjemność z panem Bałwan", spowoduje pani, że będzie im milej lub mniej przykro?
Każdy normalny człowiek, proszę pani, jest przyzwyczajony do swojego nazwiska.
To o czym pani chciała ze mną rozmawiać? Spokojnie, ja poczekam, proszę sobie przypomnieć".

I tą pouczającą historyjką się pożegnam - gdyż zdążam do malowania, a raczej zakończenia dzisiejszej pracy - z której relacja wkrótce.

14 komentarzy:

  1. I Pepa nie dostała ani Okrucha????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okruch to dostała :) Ale ma SWOJE smakołyki - przy stole niczego nie wyżebrze...no...jeśli komuś coś przypadkiem spadnie, to już trudno...
      Oczywiście Gucio jest przez nią okrążany w trybie ciągłym, kiedy ten je.

      Usuń
  2. Miłego wyjazdu :). Też zawsze byłam faworkowa, pączki mnie nie interesują. Nie są smaczne. Piękny jest ten Wasz Gucio. Mam tylko szczerą nadzieję że wagon sypialny to jakiś wyższy komfort niż kuszetki, których nie znoszę bardzej niż pączków. Jeśli tak jest, to nigdy nie miałam przyjemności i chyba zazdroszczę Wam i Guciowi. Uwielbiam jazdę pociągiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam nadzieję na coś w rodzaju komfortu.
      Pączki - jeśli już, to takie oponki karbowane. Te są ok. U mnie w sklepie nazywają je rzymskimi, ale bez przekonania.
      Ogólnie jazdę też uwielbiam, natomiast muszę poradzić sobie z lekiem przy wsiadaniu. Te metalowe schodki są dla mnie traumatyczne.

      Usuń
  3. Pamiętam, że Myszek też strasznie przeżywał pierwszą podróż sypialnym. On w ogóle strasznie się jarał na myśl o podróży pociągiem. :)

    Co do Pepy, nie dokarmiam psów przy stole, ale zawsze czuję się straszną świnią, kiedy zwierzak prosi, a ja nie daję. Wiem, że to dla jego dobra i zdrowia, a jednak...

    Szczęśliwej podróży. Szkoda, że nie do Katowic. Będzie ósmego solidny zjazd pachniuchów. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nawet jak tylko jestem na dworcu, to zawsze czuję coś w rodzaju mrowienia, niewytłumaczalnej pokusy, żeby wsiąść do pociągu byle jakiego - chciałabym zobaczyć Małkinię, nic się o nie wcześniej nie dowiadując. I Tłuszcz.
      No więc u mnie psy nigdy nie jadły przy stole, ale nie uważałam się z tego powodu za straszną panią - aż do wczoraj, kiedy na fb niby w żartach dano mi do zrozumienia, że nie mam serca :) Z psami i dziećmi oraz ze sobą staram się być konsekwentna.
      Bardzo żałuję Katowic... Myślę, że gdyby nie bilety we wczesnej przedsprzedaży i sytuacja rodzinna, zmieniłabym termin.

      Usuń
    2. Ale ja nie sugeruję, ze jak ktoś dokarmia, to źle. Wręcz przeciwnie - mam głębokie przekonanie, że to jedyna słuszna droga. nie tylko ze względu na komfort domowników i gości, ale też ze względu na zdrowie psa, który nie powinien jeść ludzkich pokarmów, a faworków w szczególności. ;)
      Ja po prostu w ogóle mam kłopot z odmawianiem. :(
      Co do warsztatów, na pewno będą kolejne. :)

      Usuń
    3. Świetna wiadomość - już nie pozwolę uciec takiej okazji!

      Usuń
  4. Faworki vel chrusty lubię ale tylko wtedy, kiedy to nie ja muszę je robić. ;) Tymczasem u mnie na wsi kupnych nie dostaniesz. Dlatego wczoraj jadłam pączki i oponki, też pychota!
    Wczoraj mój pies dostał kawałek pączka - ale tylko dlatego, że wcisnęłam weń tabletki. :) Zazwyczaj także nie dostaje nic ze stołu ale to spojrzenie pt. "umieram z głodu i pragnienia, o nieee, zaraz umrę ty podły człowieku, co psa głodzisz!" znam równie dobrze. :> Ale niech się pocałuje w nos; ma swoje ciasteczka, jak słusznie zauważyłaś w jednym z komentarzy.

    Podróże pociągami to w ogóle ekscytująca przygoda. Uwielbiałam jako dziecko, teraz także - a jeżdżę dosyć często, więc teoretycznie miały okazję się znudzić. Zazdroszczę Wam takiej dłuższej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niestety jeszcze nie jadłam domowych pączków, a faworki tak dawno, że nie pamiętam nic poza tym, że Babcia była z nich dumna.
      Co do pociągów - dla mnie mają jeden bardzo istotny minus - panicznie się boję tych metalowych schodków, wyobraźnia mi pracuje...ta przestrzeń pomiędzy peronem a pociągiem...niebezpieczeństwo wpadnięcia... nie mogę nad tym zapanować

      Usuń
  5. Jak można pączków nie lubić? No jak? ;) U nas wczoraj i kupne były, i domowe (tych jeszcze trochę zostało, zaraz idę do kuchni...). Kołobrzegu zazdroszczę, byłem raz tylko, 14 lat temu, ale wspomnienia pozostały. I jazdę pociągiem też lubię (pewnie dlatego, że rzadko jest mi to dane). Zdjęcie Gucia cudne! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie, i u Was były domowe? To ja zazdroszczę...
      W Kołobrzegu mam zamiar solidnie odpocząć - przeszkodą jest basen, ale jak sobie pomyślę, że Gucio uwielbia moczyć się w wodzie, to mi lżej

      Usuń
  6. Ten wzrok Pepy... to nie jest Zly pies, tylko BIEDNY pies...
    Za to mina Gucia - Wniebowzięcie :D
    Saga

    OdpowiedzUsuń
  7. Oczywiście - to ja mówiłam ZŁY, żeby ją zawstydzić, a potem ukradkiem parskałam ze śmiechu. Pepa ma bardzo żywą mimikę

    OdpowiedzUsuń