WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

sobota, 8 września 2012

Katty- reaktywacja

Mam w planach nowy obrazek- do pary z Latarniami, ale nie, najpierw- zaległości.

Nie jest łatwo- na moim stanowisku pracy pachnie najbardziej przeze mnie nielubianą, zatęchłą wanilią- i nie wiem, co. Na szyi- mam wytrawny zapach, ale może łapy wytarłam po jakimś syfie- w spodnie? Czy do buta mi coś naleciało? Do obwąchiwania zatrudniłam też Wojtka, ale On sam pachnie cebulą i suszonymi pomidorami.
MAM! To zasłonka- na której sprawdzałam, czy zachować perfumy, czy wystawić. I nie pamiętam teraz, jakie. Ale nie mam ich- chyba Nuits Scherrera.

Do rzeczy- kiedy już znalazłam obrazek, ukryty na czas wymiany CO i spojrzalam na szkic Katty- przyszła refleksja. Największą ochotę mam na mnóstwo linii - a to jest akurat najtrudniejsze, gdyż zachowując szlachetną jednorodność środków, używam tylko pędzla i farb.
Z drugiej strony- dzięki serdecznej znajomej z Gdańska, mam najlepsze na świecie pędzelki, dzięki którym Latarnie gładko mi poszły.

Poza tym rezygnowanie podyktowane lenistwem nie jest w moim stylu. Dotyczy tylko malowania.

Dlatego Katty będzie miała tyle linii, ile mi się zamarzy. Najwyżej zmienię okulary na mocniejsze.

Na roboczej wersji poniżej widać tylko część kresek.


Będą skały pełne szczelin, gałęziaste drzewa.
Przynajmniej taki jest plan. Na dziś.

I nareszcie znalazłam zapach, który budzi entuzjazm i mój, i Wojtka- Pamplelune Guerlaina. Kiedyś czułam w nim zasikane piwniczne okienko u rodziców (zasikane przez koty), a teraz- zachwyca mnie cudowny grejfrut z paczulą.
Jakże pięknie komponuje się z przedjesiennym powietrzem. Poszliśmy z Gustawem nawdychać się go w Łazienkach. Gucio był zamyślony. Na placu zabaw siadł koło mnie na ławeczce.
"Kochanie, patrz- zjeżdżalnia, karuzela, huśtawki. Idź do zabawy!"
"Nieee, jest za duży hałas" (było mnóstwo dzieci).
"I co, nie ruszysz się?"
"Nie, będę sobie siedział. Poczekam na jesień".



4 komentarze:

  1. Jak na teraz to linie ok, ale nie przedobrz.Zapowiada się bardzo ciekawie, a postać ma wiele wdzięku :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem, nie ma co się rozpędzać. Szczególnie, że kiedy dojdzie kolor, sytuacja się zmieni.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz co, sama mam podobne nastawienie w rzeźbie, tzn "najpierw zaległości". I dopiero czytając Ciebie przyszło mi do głowy, że to wcale nie jest dobrze, trzeba iść za weną i robić to co aktualnie w głowie i sercu, a zaległości, skoro są zaległe, niech zalegają dalej... , będą akurat na czas nicości w głowie;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Po pierwsze- dla mnie taka systematyczność jest dobra.
    Raz- dlatego, ze nie traktuję jej zbyt rygorystycznie - więc jeśli mam duży mus, to maluję- tak, jak z latarniami. Po drugie- zaległości to zlecenia, czyli terminy. Wreszcie ochota na namalowanie czegoś poza harmonogramem zleceń nie znika, ale wręcz rośnie- tak, jak chleb z masłem zyskuje rangę najcudowniejszego posiłku, im dłużej trwa marszruta w górach.
    Jest też inna przeszkoda- nie miewam nicości w głowie, zawsze mam więcej pomysłów niż realizacji, wręcz mnie bombardują - a jak przyjemnie im ulec, kiedy wiem, ze nic nade mną "nie wisi" (nie znoszę takiej sytuacji).
    Oczywiście- drugie tyle, albo i więcej, argumentów przeciwnych może mieć inny artysta- bo reguł nie ma. Każdy twórca odkrywa swoją drogę.

    OdpowiedzUsuń