WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

wtorek, 18 marca 2014

Uzdrowiskowy wpis humorystyczny

Uzdrowiska mają swoją specyfikę, za którą, powiem szczerze, nie przepadam - przede wszystkim w większości przyjeżdżają tam osoby z pokolenia moich rodziców.


Na szczęście Mama posiada młodzieńcze usposobienie i temperament - szczególnie ostatnia cecha wprawiała mnie czasem w zakłopotanie.

Wyobraźcie sobie Państwo taki obrazek : nadmorski pas drzew, ławeczki. Spokój, szum fal.
Idziemy sobie - ja z Guciem, obok Babcia.
Nagle rozlega się przenikliwy, wysoki jazgot, jednocześnie chrapliwy i piskliwy, a spod nóg dwóch osób siedzących na ławce wystrzeliwuje (bo inaczej nie da się tego określić) pudel średniej wielkości w kolorze, który znawcy tej rasy określają jako morelowy, z rdzawymi zaciekami od kącików oczu i przy pysku.
Nie miał agresywnych zamiarów - po prostu z nudów chyba chciał sobie pohałasować. Przyskakiwał i odskakiwał od Mamy, bez przerwy ujadając.

Ta stanęła jak wryta, z pociemniałymi nagle oczami, nozdrza rozdęły się - o, dobrze to znam.

"Zrobiłam ci coś?" - nachyliła się w kierunku psa, który mimo jej dudniącego altu nie stracił rezonu.
"Cóż za głos wspaniały! Pewnie dla niego właśnie trzymacie tego pitipuńcia." - rzuciła pogardliwe spojrzenie zwierzęciu - "Bo przecież nie dla urody"

W tym momencie miałam wrażenie, że ubyło mi parę centymetrów, być może z powodu zapadania się pod ziemię. Po złapaniu oddechu oddaliłam się szybkim krokiem, nie chcąc być wiązana z całym zdarzeniem.
Mama tymczasem nic sobie z tego nie robiła, a nawet dostrzegłam cień zadowolenia na jej twarzy.

I to jest różnica między nami - nigdy nie jestem zaczepna, bo myślę o przykrych konsekwencjach. A Mama nie.
Gustaw z kolei sprawia czasem wrażenie, jakby się niczym nie przejmował, ale kto by tam zważał na cokolwiek, w perspektywie mając takie spędzanie czasu :


Usiłowałam to wyplenić, ale lubił sobie czasem krzyknąć "Z drogi, śledzie, bo Gustaw jedzie!" - na Niemców ze szczególnym upodobaniem. Swoją drogą, Niemców wielu - gazety w obu językach.

Kołobrzeg dzieli się na część uzdrowiskową i miejską. Czyli po prawej bądź lewej stronie torów - albo rury, która jak gigantyczna gąsienica wlecze się wzdłuż nich.



Oczywiście im bliżej morza, tym zdrowiej - i tam kłębi się tłum żądnych wrażeń postaci w wieku emerytalnym. Nie ma jednak mowy o żadnych snujących się powoli kuracjuszach - panuje styl, który określiłabym jako sportowo - kościelny (pod względem wystrojenia). Szczególnie u pań.
Czyli obowiązkowo spodnie i kijki, kurtka powiedzmy terenowa, ale za to buty często na obcasach, bardzo ozdobny szal (mile widziane przetykanie złotą/srebrną nitką), czapka pozornie narciarska - ale z figlem w postaci futrzanego pomponika i/lub jakiejś broszeczki wbitej w nakrycie głowy.
Fryzury - wykończone na sztywno (w każdym najmarniejszym kiosku i spożywczym, na honorowym miejscu zestawy do farbowania, wałki itp.).
A jakby kobieta chciała oddać się w ręce stylisty - proszę bardzo :


Kolor ubioru najczęściej spotykany - oczywiście beż.
Co dziwne - zapachowo wyróżniali się tylko panowie.
Krok raczej energiczny, często widoczne erotyczne napięcie pomiędzy płciami - powłóczyste spojrzenia, niby mimowolny dotyk, przesadnie głośny śmiech - czyli w starym piecu diabeł pali.
Być może ów mariaż stylistyczny wynikał stąd, że kuracjusze prosto z plaży maszerowali na dancing.
Najwięcej Kołobrzeg oferował tzw. fajfów (tak, tak, od five o'clock) - bynajmniej nie o 17stej.



Sanatoria wprost prześcigały się w wymyślaniu atrakcji i zachęcających nazw


 Coś dla romantyków i miłośników dobrej muzyki


Tymczasem...po drugiej stronie rury panuje senna atmosfera - jeszcze sezon się nie zaczął...


...nawet strefa wirtualna działa usługowo nie za długo...


...ale człowiek ambitny, chcący się doskonalić, znajdzie coś dla siebie - w klubie Future Body (zauważyliście, że napinanie mięśni odbija się na mimice?)



Dla psów i kotów, które potrafią same zadbać o higienę :


Perfumeria - jest. Jedna. Znalazłam.


Obsługiwana przez panią o makijażu scenicznym. Oferta seforowa.

Nie napisałam jeszcze nic o zakwaterowaniu - niedaleko zarówno dworca, jak i morza. O ile morza słychać nie było, o tyle pociągi - owszem, co bardzo nam odpowiadało. Turkot kół, tęskne sygnały lokomotyw, przypominające miłosne okrzyki wielorybów, dzwonek rozlegający się przy opuszczaniu szlabanów, kobaltowe światełka...
Dla Gucia atrakcja niemal równa morzu - kiedy przez miasto pociąg Szczecin - Kołobrzeg, jadąc wolniuteńko, mijał synka, ten machał do motorniczego - prawie zawsze spotykając się z odzewem.
Dzwonek dzwonił, ostrzegawcze światło migało jak na dyskotece - i przyznaję się, machałam i ja.

A wszystko to w drodze do jadłodajni Syrena, w której danie dnia kosztowało 10 zł.

No i tak.
To już koniec.

I początek warszawskiej krzątaniny, która trwa już na całego - mam dwa nowe zlecenia i sprzedałam obrazek. W pracowni - całkowite przemeblowywanie - włącznie z odkręcaniem półek, wierceniem w ścianach i stawianiem w pionie poziomych mebli.

Oczywiście intensywnie myślę nad zleconymi Panienkami - one w najbliższym czasie.
Dieta i ruch nadal obowiązują.

Jeszcze tylko wspomnę, że nie widziałam nigdy tak skocznego psa, jak Pepa, ciesząca się z mojego powrotu. I przysięgam - ona się uśmiechała.

13 komentarzy:

  1. Ależ ten czas szybko zleciał! Kurorty po sezonie mają jakiś swój melancholijny urok, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością - po sezonie.
      Ale PRZED sezonem to zupełnie inna para kaloszy

      Usuń
    2. O! A ja myślałem, że to żadna różnica ;)

      Usuń
    3. Przed widać przygotowania, coś wisi w powietrzu - jak zapowiedź wiosny

      Usuń
  2. ciekawie się czytało . pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Idziesz na A. Gierymskiego do Narodowego (wiem i to czuję, że właśnie rymuję...)?

    OdpowiedzUsuń
  4. Znalazłam porównanie - uzdrowisko przed sezonem jest jak balonik jeszcze nie nadmuchany. Po sezonie - jak balonik, z którego spuszczono powietrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie miałam napisać coś w tym stylu. :)

      Niemców w Kołobrzegu sporo no ale trudno się dziwić. To było kiedyś ich miasto a teraz mogą uświadczyć w nim usług na poziomie, do którego są przyzwyczajeni (oczywiście nie wszędzie ale w hotelach, które zamieszkują na przykład) za nieco mniejsze pieniądze.
      A Gustaw miał super zabawę, jak widać. :)

      Usuń
    2. Na szczęście był łaskawy, więc nie musiałam za nim pędzić z wywieszonym ozorem - wyścigiwał mnie i czekał, aż dojdę.
      Że Niemcy - też się nie dziwię.

      Usuń
    3. Serdecznie się uśmiałam :-) wypisz wymaluj typowy Kolobrzeg, Gucio wspaniały!

      Usuń