WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

środa, 14 listopada 2012

Sucha łódka

Jeszcze czuję zmęczenie po wyprawie (już ostatniej w tym roku) na łódkę.
Tym razem nie trzeba mnie było wcale namawiać, bo wiedziałam, ze obiekt stoi już na specjalnym parkingu, na stelażu. Co za ulga! Nie muszę się martwić, że nie uda mi się na nią wejść i wyjść suchą nogą, nic się nie buja.
Od razu okoliczności wydały mi się bardziej przyjazne, wręcz zachęcające i zdałam sobie sprawę z tego, że w przedsięwzięciu pod tytułem łódka najbardziej przeszkadza mi woda - a więc konieczność przemieszczania się, niestabilność oraz przymus uruchomienia jakiegoś napędu, wiatrowego lub elektrycznego (właśnie Wojtek popukał się w czoło "Jaki elektryczny? Jamaha na benzynę to silnik elektryczny???").
O ryzyku nie wspomnę, bo to nie fakt, lecz imaginacja.
Właściwie moja rola sprowadzała się do poszukiwania prądu oraz podawania Wojtkowi różnych narzędzi, znajdowaniu szmat itd.
Były przerwy, w czasie których zaprzyjaźniłam się z parkingowym psem, tak grubym, że jego plecy przypominały stolik. Niestety, poczęstowałam go kiełbaską i potem odpierałam przymilne żebractwo o więcej smakołyków. Coś miał takiego w spojrzeniu, że nie można było stać do niego tyłem, kiedy patrzył hipnotyzującym wzrokiem.
Wreszcie, po usłyszeniu chyba ze stu "NIE. Dosyć! Idź sobie!", usłyszałam z oddali nawoływanie pana parkingowego :"Szkuner! Do mnie! nie męcz ludzi!" i Szkuner zajął pozycję za żaglówką o parę metrów od naszej, o nazwie Dar Teściowej, co chwila wychylając poczciwy łeb ("a może jednak coś jeszcze mi dadzą?").
Zrobiłam też - przed myciem naszej żaglówki, zdjęcie fragmentu steru.
Faktura ułożyła się w fenomenalny pejzaż.
Całkowicie gotowy.


Po powrocie należało położyć Gucia spać. On zawsze dużo gada i pyta "dlaczego?", czasem prosi o bajkę - i to mnie zawsze usypia. Bardziej, niż Jego. Przypadek identyczny, jak przy masażu odchudzającym, który jest niezwykle skuteczny - dla masażysty.
Ostatnio Gucio przechwala się znajomością figur geometrycznych - a więc zna "kwadrat, krójkąt, tromb i koło", na to ostatnie czasem mówi "etytu" (nie wykryliśmy, czemu).
Zapomniałam - jeszcze byl "ośniobok".

Na senność teoretycznie dobrze mi robi spacer z psami.
Zawsze obawiam się spotkań z ludźmi, którzy na tych nocnych wyprawach czegoś ode mnie chcą. Z głową w chmurach szłam sobie, jak zwykle, wolniuteńko, nagle poczułam (jak u Szkunera) wzrok na plecach i niemalże zapach lęku.
Obejrzałam się - w nienaturalnej, katatonicznej pozie stał młody mężczyzna i patrzył na Maxa odległego o dobre 10 metrów. Pies też znieruchomiał - chyba ze zdziwienia. Aza, prawie ślepa i przygłucha (ma niemal 20 lat) przylgnęła do mnie.
"Halo! Proszę pana! Wezmę na smycz psy"
"O, będę bardzo wdzięczny, kiedyś mnie pogryzły, byłem u lekarza i bardzo się boję."
Zawołalam Maxa - ale gość nie drgnął. Czekał, aż Aza też będzie przypięta. Wtedy zwiotczał, jak gdyby wyjęto mu kręgosłup i drobiąc jak najdalej od nas, tuż przy murku, szeptał "Bardzo przepraszam i dziękuję", wciąż oglądając się za siebie.

Następny spacer - i znów spotkanie.Z daleka było widać - gość, mocno starszy, zawiany, starał się iść prosto, ale tyle go to kosztowało, że wciąż się zatrzymywał. Wreszcie, już blisko mnie, chrapliwym glosem zagadnął:
"Dzień dobry! (było ciut po pierwszej w nocy) Pani sama?"
"Nie, nie sama"
"Męża pani ma?"
"Ano mam. I synka."dodałam asekuracyjnie, podkreślając matczyność.
"O, to ja bardzo prze...przepraszam...pewnie, piękna kobieta, jak sama..."
Zachowałam pokerową twarz. W zaprószonym łbie coś się starszemu panu poplątało.
"Ja nigdy, nigdy nie zaczepiam kobiet. Pierwszy raz na 70 lat. Bo ja mam już 70 lat, uwierzy pani?"
Nic nie odpowiedziałam. Wyglądał na 80. A ja nie kłamię...raczej.
Ale dostrzegłam w jego oczach tę iskrę, charakterystyczną dla bawidamków.
Pewnie pomyślał, że jestem głucha jak mój pies a może i trochę ślepa, bo tylko coś wymamrotał do siebie, usiłując zapalić papierosa, który spadł. Na mokre liście.
"Jeszcze raz mi to zrobisz, to cię za...bię, sk...synu!!!" warknął, a zorientowawszy się, że jestem niedaleko, popatrzył na mnie, starając się wykonać ukłon:
"Do widzenia miłej pani".

Ech. Mialam dziś zacząć nowy obrazek - panienkę.
Ale przy przycinaniu dykta się rozwarstwiła na rogu.
Pech.
Dłużej pośpię za to.

5 komentarzy:

  1. Mój Ojciec zawsze zasypiał podczas czytania mi bajek na dobranoc. Nienawidziłam tego.

    Dar Teściowej to absolutnie fenomenalne imię dla łódki. Kiedyś widziałam nieco sfatygowaną łajbę nazwaną Playboy. Albo jeszcze jedną, tym razem całkiem niezłą: Dziurawa Burta się zwała.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, ze kiedy to napisałaś, postanowiłam nie zasypiać. Chyba zmienię bajki.
    A na pomysł pt Dar Teściowej podobno wpadło więcej osób (Wojtek powiedział, że każdej z nich wydaje się, ze ta nazwa jest super oryginalna).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dar Teściowej powinien iść na dno zaraz po odbiciu od brzegu ;P
      Guciowa geomteria boska :)))
      A jakbyś rozwarstwioną dyktę potraktowała Kropelką ? Przeżyje prysznic bez kłopotu .

      Usuń
    2. Prysznic przeżyje, ale chodzi o to, żeby ładnie wyglądała. Poza tym chyba ta panienka będzie potraktowana co najwyżej gąbką.

      Usuń
    3. Chyba Twój Małżonek ma rację. A wiesz, chyba dziś Go widziałam.
      Jako mnicha. Możliwe li to?

      Usuń