WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

piątek, 14 grudnia 2012

Zmierzch. Gniot przed świtem.

Położyliśmy podłogę w kuchni. Aluminiową. Wspaniały efekt. Maksio jeszcze się trochę boi na nią wchodzić (Maksio to pies, którego nie ma na zdjęciu - to jest Aza).


Wróciłam do swojego koloru włosów. I do siebie tym samym.
Wymyśliłam nowy obrazek.

Krótko mówiąc - nagroda się należy. Czyli kino.
A przedtem perfumeria w celu testowym.
Tyle, że czasu zrobiło się mało do seansu, a perfumy i kino na dwóch końcach Warszawy  Zrezygnować nie chciałam ani z wypachnienia się Black Orchid Forda, ani z zobaczenia Patinsona.

I zdążyłam, prawie dymiąc zapachem (tak go odbierałam na początku) - wskakiwałam z jednego do drugiego autobusu (cztery ich było).


Zdążyłam nawet zaopatrzyć się w bufecie kinowym, wybierając łopatką z przegródek dowolne obiekty typu żelkowego.

Bardzo zadowolona z siebie zasiadłam na widowni - właśnie się zaczynało. Poza mną była jeszcze zakutana babina w dziwnym nakryciu głowy.

I tak, jak nie dowierzałam w to, co wącham (Black Orchid stawał się Big Melonem w sosie grzybowym), tak i to, co widzę, przekraczało moje wszelkie obawy.
Na Zmierzch poszłam z dwóch powodów - dla Patinsona (niestety, ciągnie mnie do tego typu typków) oraz słyszałam, że film jest autoparodią zrobioną z dystansem i poczuciem humoru.

No więc nie.

Było poważnie, i to bardzo. Poważne miny, poważna muzyka (gotyk symfoniczny z chórem) a najgorsze - precyzyjnie dozowane sztywne dowcipy ("widzicie, że potrafimy się śmiać").
Nawet poruszanie się postaci było groteskowe. Załóżmy, Patison sobie idzie, aż tu nagle, bez dania racji, zamienia się w smugę i jak gdyby nigdy nic, jest już po drugiej stronie lasu (większość akcji rozgrywa się w romantycznych okolicach puszczańskich).

Być może z powodu wad zgryzu, aktorzy nie uśmiechali się - u Patinsona widziałam czasem osobliwy grymas. Bella - zawsze z tym samym wyrazem twarzy i nieładnie ułożonymi wargami, jakby w wyrazie obrzydzenia (zresztą w ogóle wyglądała na "przymuloną", jak się kiedyś mówiło).


 Poza tym fatalna charakteryzacja.  
Wampiry od ludzi różnią się, na pierwszy rzut oka tym, ze używają bardzo kiepskiego, za jasnego podkładu i mają "coś z oczami" (prawdopodobnie chodziło o efekt wilczych oczu, ale nie wyszło). I fryzury - nawet, jeśli włosy naturalne, wyglądały na źle dobrane peruki.


Poza tym dobrali dziwne typy (bo czy to aktorzy, to nie wiem), klucza nie odgadłam, ale amatorszczyzną wieje na kilometr.



Toż Boy George wyglądał bardziej profesjonalnie.
Szkoda mi siebie.
Patison, jakby nie było, "działał" na mnie - i pewnie dalej by to trwało, gdyby nie ów megaknot.


Na szczęście, zajmowałam się, po zjedzeniu żelków, robieniem zdjęć komórką i wysyłaniem przyjaciółce mmsów opatrzonych szyderczymi komentarzami ( i niecierpliwe czekanie na odpowiedzi), inaczej umarłabym z nudów.

Po zapaleniu się światła po filmie, okazało się, że jedyna, poza mną, osoba, ma na głowie własnoręcznie chyba udziergany beret wielkości wagnerowskiej, ale z daszkiem i w kolorze rzygliwego beżu. Gdyby zmierzch był jaśniejszy, możnaby przypuszczać, że zrobiła go podczas seansu. To by jakoś tłumaczyło jej obecność.

Podobnie, jak po Paranormal Activity, nie mogłam opanować głupkowatego chichotu przez pół godziny, choć Black Orchid, po którym tyle sobie obiecywałam, zalatywał grzybowym Gorącym Kubkiem.
A przecież miało być tak pięknie - ja, Czarna Orchidea i Patinson.

P.S. Wojtek powiedział, że Zmierzch jest tak żałosny, że nie ma sensu poświęcać mu recenzji. Kiedy zaznaczyłam, że to recenzja negatywna, dodał  "Tym bardziej nie należy pisać - jakbyś się nabijała z kaleki"

15 komentarzy:

  1. Nie chcę Cię zniechęcać , ale ponoć Edward Warzywko jest wrogiem mycia się i śmierdzi na kilometr, bynajmniej nie perfumami :>

    Black Orchid na mnie to wierna kopia So Elixir YR - tak samo dusi i mdli , a o ileż taniej :P

    OdpowiedzUsuń
  2. To tak czasami jest, że po wielkich nadziejach zostaje tylko niesmak ;) Dobrze, że znalazłaś sobie ciekawe zajęcie :)

    Całe szczęście pozostałam przy książkowej wersji ;) A zapachu a'la gorący kubek bym nie zdzierżyła ;)

    Wygłaskaj Maksia ode mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No więc właśnie. Z kolei na Bonda poszła, bo spóźniłam się na inny seans i świetnie się bawiłam.
      Przy okazji moich opinii o zapachach, musisz pamiętać, że mnie się często zapachy kojarzą spożywczo (zaskakująco spożywczo). Przez to, niestety, znacznie mniej mi się podoba.

      Usuń
  3. Ech, nie zniechęcisz mnie - to już się stało bezzapachowo. gościu wygląda mi na egzemplarz pozbawiony humoru, a tego nikomu, kto miałby być dla mnie atrakcyjny (choćby i towarzysko) nie wybaczam. Smród bym chyba zniosła - wzmocniłabym swoje perfumowanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ponoć wali od niego na kilometr ,aż ekipa się skarży :> ale to tylko zasłyszane opowieści ,więc licho wie jak jest naprawdę . Mnie on generalnie mało inteligentnie wygląda :P

    OdpowiedzUsuń
  5. To chyba jednak niemożliwe, może tylko niepokojąco podśmiardują mu nogi, jakby śmierdział na całego, chyba jednak nie byłby celebrytą... chociaż...może stąd wyraz twarzy jego wybranki, panny Stewart

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponoć coraz więcej gwiazd śmierdzi , bo ekologicznie oszczędzają wodę i nie używają chemii kosmetycznej , pamiętam wzmianki na ten temat przy okazji Julii Roberts reklamującej La Vie Est Belle , że śmierdzi niemożliwie , bo się nie myje i nie używa dezodorantów , bo jest ekologiczna :>
      A wiesz , panienki dużo zniosą , żeby sie z celebrytą pokazać i wskoczyć w wielki świat .

      Usuń
    2. a, owszem, słyszałam, że Kate Hudson zęby, kiedy mają szorstki osad, wyciera w sweterek - pewnie golfik.
      Skoro jest trend na śmierdzenie, to perfumy powinny być mocniejsze.
      precz z delikatnymi swieżakami!

      Usuń
  6. "To je amelinium. Tego nie pomalujesz. Musisz mieć amelininową farbę"

    Przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wojtek usiłuje sobie przypomnieć, jak znajomy wojskowy opisywał panel, za którym skrywały się żarówki - ale na razie siedzi od kwadransa ze zmarszczonymi brwiami - zostawiam Go bez presji. Amelinium świetne!

    OdpowiedzUsuń
  8. Nigdy nie starczyło mi odwagi by obejrzeć albo przeczytać coś "zmierzchowego". Patison (cóż za smakowite nazwisko!) czy śmierdzi nie wiem ale wygląda jakoś tak jakby nieustannie cierpiał na rozstrój żołądka i zastanawiał się czy do toalety udać się już teraz czy odczekać jeszcze minutę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja próbowałam - wymiękłam po trzech zdaniach . To się po prostu nie daje czytać , żadną miarą .

      Usuń
    2. I tak długo dawałam Patinsonowi kredyt, biorąc jego minę - zagadkową - za przejaw wielkiej indywidualności czy czegoś w tym duchu.
      Też nie próbowałam.
      ale że czemu się nie daje czytać? takie śmieszne? zgadłam!

      Usuń
    3. Nie śmieszne - żałosno-straszne , napisane żenującym językiem półgłówka :(

      Usuń
  9. O, nie lubię Black Orchid, takie duszące kwiatki sratki.
    a Zmierzch obejrzałam w internecie, mając tę błogosławioną możliwość przewijania nudnych scen do przodu :d


    winterka

    OdpowiedzUsuń