WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

czwartek, 6 grudnia 2012

Kota w Krainie Czarów. Premiera. Albo...?

Nie chcę pisać, że skończyłam, bo zostawiam sobie maleńką furteczkę, żeby ew. coś zmienić, ale ...

Nie, no jak mogę się bać TERAZ, po tym, co przeszła Kota i ja.
Tak więc - Kota skończona.

Obrazek jest bardzo, bardzo mi bliski - raz, że przyszłą właścicielkę znam i przepadam za Nią, dwa, że atmosfera "portretu" ma w sobie zarówno pogodę, jak i pewną, jakby baśniową tajemnicę.

Zacznę od końca.
Tak mi strasznie było żal subtelności pierwszej wersji, że dziś ponownie (choć miałam gęsią skórkę) postanowiłam dodać trochę linii w żywopłocie.

Jak na złość, Gucio akurat się rozgadał. Ciągle czegoś chciał. Prawił mi komplementy - że mam piękne włosy, że mnie lubi "w tym futerku" (zjeżona czarna kamizela).

Jednym półgębkiem Mu odpowiadałam, drugim oblizywałam pędzelek z żółtawej zieleni.
Wreszcie linie były zrobione - a ja niezadowolona, czyli norma przy tym obrazku.
Obawiałam się, ze dykta od kolejnej wizyty pod prysznicem może wreszcie stracić cierpliwość i się rozwarstwić. Zresztą i tak miałam dodać jeszcze - w środku zielonej linii, linię niebieską.
Nie wierzę, ze to zrobiłam.
Strasznie trudne. Kreska o szerokości igły, uzyskana pędzelkiem!
Ale to był strzał w dziesiątkę.
Tu w prawie dwukrotnym (!) powiększeniu.


Przy tym inny jest lewy żywopłot, inny prawy - bo zróżnicowałam, żeby podkreślić oświetlenie.


A pomiędzy żywopłotem - niebo. Ono też przeszło kryzys, zwany "łososiowym", kiedy postanowiłam je potraktować odrobiną różu - starłam od razu, rękawem, dla szybkości.


Wreszcie i ono "złapało" subtelności, bez kiczu (tego brzydkiego, a nie uroczego).
A na niebie - ptaszek (może jego jeszcze zmienię ewentualnie).
Przpomina mi się baśń filmowa, jaką widziałam w kinie, kiedy bylam dzieckiem. Z rodzicami na wakacjach zimowych. Opowieść nazywała się "Niebieski Ptak" i występowała w niej młodziutka Liz Taylor (nie, nie jesteśmy równolatkami).
Co tam się bliżej działo, nie pamiętam, ale niebieski ptak oczywiście zaklęty, występował też Duch Cukru i Duch Kiełbasy (ale co do ostatniego, nie mam pewności - były to czasy kryzysu).

Wracając do obrazka - nagle wszystko zaczęło się układać. Alejka miedzy żywopłotem nagle zyskała interesującą powierzchnię.



I w ogóle zrobił się nastrój. Myślę, że Kocie, jako postaci, też byłoby tam dobrze.



Nie ma co już odwlekać momentu pokazania postaci w całości. Oto, proszę Państwa, Ona.


Suknia błękitna - o, to mało powiedziane. Wybrałam kolory, jakbym osobiście tkała materiał, z którego jest zrobiona. Nawiasem mówiąc, już parę razy spotkałam się z przypadkiem, ze mężczyźni, pytani przez wybrankę o dawne spotkanie,  mówią "Ależ tak, miałaś na sobie te niebieską sukienkę!"
Zależało mi szczególnie na efekcie świecenia niebieskości.
Nie powiem, jestem zadowolona.

Szpileczki przemalowałam - teraz są od Laboutina.


Głowę - Kotową - ufryzowałam w stylu retro (nie mogłam się powstrzymać).


I wreszcie całość - Kota w Krainie Czarów (z trzema ptaszkami).


W dziennym świetle obraz jest nieco cieplejszy.
Gucio bardzo się ucieszył.
"Wiesz co, Mamusiu? Ja myślałem, ze Ty już nigdy nie namalujesz tego obrazka."

Ja też tak myślałam. Ze dwa razy.

Nie pachnę niczym, na razie. Muszę się przyzwyczaić, że na dykcie nie ma wersji do zamalowania.
Żebym tylko nie powiedziała tego w złą godzinę!

A, kałuże nawet były i wyschły - odciągały uwagę od głównej postaci. Jakby ktoś pytał (widać celowo zostawione slady).
W ogóle obrazek jest z tajemnicą - tylko ja wiem do końca, ile się działo pod spodem.
Nie mówiąc o tym, że wygląda, jak pastel, a nie akryl, choć jest bardzo malarski.

Już dawno nie miałam takiej satysfakcji z malowania i pokonywania siebie.

Suplement:
proszę się nie śmiać, jest koło południa następnego dnia.
Obudziłam się niespokojna - poszłam do Koty w pokoju obok.
Nie jest skończona.
Nie mam pojęcia, co tam jeszcze będzie, ale boleśnie czegoś brakuje.

Koto, przepraszam. nie mogę tak zostawić twojego obrazka.

6 komentarzy:

  1. Justynko... dzięki.
    Bardzo.
    Jaka różnica w porównaniu z poprzednimi wersjami.
    Dziekuję.
    Kota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, dałaś mi do wiwatu! I bardzo dobrze.
      Ale...chyba...jednak...nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa!

      Usuń
  2. No Kota Kociasta jak nic :) wersja retro - strzał w dziesiątkę!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też się podoba ten zabieg stylistyczny i bardzo mi do Koty pasuje!

      Usuń
  3. Ach jaka piękna Kota :D Wersja retro super.

    Choć wydaje mi się, że Kota jest tu troszkę za mało drapieżna ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ju , zgadza się , to nie jest skończone , czoś jest nie tak i czegoś brakuje . To nie jest taki Twój obrazek , w sensie że widać Twoją rękę i serce weń włożone .Jest jakiś suchy - Kota piękna , a zwłaszcza rzeczywiście pastelowa sukienka , ale reszta jakaś nie taka :(

    OdpowiedzUsuń