WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

środa, 24 października 2012

Łódka i Boża Wola

Od końca lata jesteśmy posiadaczami łódki z żaglem.
I nigdy nie ma czasu na to, żebyśmy razem na niej popływali. Udało się tylko raz, bez Gucia.
Brak mi jakichkolwiek doświadczeń żeglarskich,  ale jako osoba leniwa obawiałam się, że przy żeglowaniu należy się zwijać jak mrówa, coś wylewać, coś ciągnąć i uważać, żeby taki obiekt latający z boku na bok nie przetrącił karku.
Nie mogę więc powiedzieć, żebym była neutralnie nastawiona.
No ale dobra. Dla rodziny mozna się poświęcić. A nuż mi się spodoba?

Nie.
Nie spodobało się.
Żeby jeszcze był jakiś kontakt bliższy, ja wiem, z pędem, żywiołem.
Wyobrażam sobie, że np. narty wodne  - to może być radocha. Ale łódka?
Różnica jak pomiędzy jadą na koniu a w autobusie.

Tym bardziej obco czułam się przy Wojtku i naszej znajomej, którym iskry sypały się z oczu, a z ust nie schodził uśmiech. Mimo ich sporego wysiłku fizycznego.

Na szczęście nastał wrzesień, kiedy Gustaw chodzi do przedszkola, więc nie bardzo jest jak zabrać się nad Zalew Zegrzyński i wrócić do popołudnia (minimum godzina jazdy w jedną stronę) a w weekendy korki nas przerażały.

I w ten sposób zrobił się 19sty października, kiedy Gustaw nie widział łódki, więc ponieważ Wojtek kupił silnik i postanowił go zamontować, powstał plan, byśmy razem się zabrali i przynajmniej zakończyli sezon.

Tylko, że do zamontowania silnika trzeba było wejść do wody, która nie miała nawet 10ciu stopni.


Gucio aż się wyrywał na żaglówkę. Co prawda przycumowanej, ale pokład to pokład.


Okazało się, że silnika z różnych względów nie można zamontować, tak więc szczęśliwie moja aktywność ograniczyła się do stania na brzegu i rozważania, czy kiedy patrzę na męża, który po raz kolejny się zanurza,  jest mi zimniej, czy cieplej.

Robilismy zakłady, czy Wojtek się rozchoruje i co Mu wysiądzie - krzyż czy gardło.
Tymczasem obudził się zdrów, a więc mogliśmy pójść na planowane spotkanie w "pałacu" znanego małżeństwa jubilerów, którzy co 2-3 miesiące organizują party w Bożej Woli.


Budynek w stylu klasycystycznym z roku 1863go w dość tajemniczym, bo ciemnym i jakby zaniedbanym (pozornie) ogrodzie, mnóstwo ludzi - zdaje się, że prawie sami przedstawiciele wolnych zawodów.
Mój Tato na znajome Mamy, fachu artystycznego (szczególnie te zajmujące się tkaniną ) mówił "pudła w szmatach" - z racji wieku i ubioru.
Było ich trochę we dworku.

Grał Buena Vista Social Club, niektórzy puścili się w tany (mające w sobie jakąś smutną desperację), a ja przechadzałam się wolno, nie mogąc się nadziwić nagromadzeniu kolekcjonerskich, artystycznych przedmiotów. Wszędzie coś stało, wisiało, leżało, nie można było napić się wody z przeciętnej szklanki, bo wszystkie były "jakieś", z historią.
Na początku mnie to zachwyciło, potem wydało się przytłaczające, wręcz smutne, pałacyk skojarzył mi się z więzieniem.
A przecież taki piękny, z cudownym tarasem.


Gustaw też nagle stracił rezon.


Nie zdziwiło mnie wcale, że gospodarze planują sprzedać budynek, kupić sobie camper i wyruszyć w podróż dookoła świata.

Kurtka jeszcze dziś pachnie mi Dark Aoudem Montala, wybrałanym na przyjęcie.
Nie wiedziałam, że w głównej sali będzie kominek, który aromatycznie dymił w sposób bardzo podobny do moich perfum - nawet Wojtek się nie domyślił, że włożyłam coś na siebie specjalnie - w domu powiedział mi, że ciągle czuje dym z Bożej Woli.

11 komentarzy:

  1. Niegdyś, dawno, dawno temu większość wakacji spędzałam na żaglach, najpierw na jeziorach później na morzu Wasz nabytek wzbudził we mnie rozrzewnienie a Twoja niechęć do pływania szeroki uśmiech. Podobnie niegdyś poświęcała się Mama- później zaś złapała "bakcyla" i wciąż bywa na żaglach.
    Jazdę konną też lubię. Choć koń, kiedy mnie widzi o mało nie dostaje zawału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że pójdę za przykładem twojej Mamy. W sumie nie jest tak źle, bo ze sportów wodnych lubię łowienie. A z łódki to już w ogóle.
      Konno jechałam dwa razy- za pierwszym koń trafił się tak szeroki, że każda chwila naznaczona była bólem mięśni rozciągniętych do szpagatu (oczywiście umownego), za drugim razem za to jechało się całkiem przyjemnie, ale rumak był niewiele większy od osła

      Usuń
  2. Wolę jazdę konną, niż żeglowania, ale i z tą drugą rozrywką mam doświadczenia. Niektóre traumatyczne. :)

    Choć jeśli chodzi o sporty wodne, to wielbię wszystkie. Od nart wodnych i skuterów począwszy, przez normalne pływanie 'piechotą', na nurkowaniu skończywszy. to ostatnie wielbię nad... Nad większość rozrywek tego świata. nie wiem, czy nie nade wszystkie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie - trauma przy żeglowaniu. Śliski pokład, bom, no i szanty.
      Nurkować nie próbowałam, ale bardziej ciągnie mnie do nart. Żeby tylko były szerokie. Albo poduszkowiec.

      Usuń
  3. A ja nienawidzę wody pod żadną postacią. Gdybym nie musiała, nie myłabym się
    i nie piła. O, gdybyż wynaleziono mycie na sucho!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wynaleziono. Beduini podczas podróży przez pustynię obmywają się piaskiem. I daje to zadziwiająco dobre rezultaty.

      Usuń
    2. Pod warunkiem , że piasek da się odkleić od skóry :P jakoś nie wyobrażam sobie mycia piachem , chyba że uznamy to za czynność symboliczną i wedle mnie tak to należy traktować .

      Usuń
  4. A ja sobie wyobrażam i to nie symbolicznie. Myślę, że mnie by się nie przyklejał, no przecież sucho tam jest Wszystko wysycha, a butaprenu nie używają

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A , że tak powiem , pot i łój ze skóry ? Pot może i wyschnie , ale łój raczej niekoniecznie . Zwłaszcza po namaszczeniu się wonnym olejkiem dajmy na to Rasasi Krowi Oud :)))

      Usuń
  5. No, cóż, Dziewczyny, bardzo to pouczające!
    Zastanawiam się nad piaskownicą w łazience.:)))

    OdpowiedzUsuń