WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

środa, 18 lutego 2015

Lou Lou kontynuacja, czyli bez kija nie podchodź

Przetarłszy rano oczęta, pomyślałam sobie "Dziś będę malować cudowny obraz" - i uśmiechnęłam się do tego pomysłu, tyle, że...
Ilekroć patrzyłam na czerwień Lou Lou, czułam, że jeszcze nie jestem gotowa dotknąć jej pędzlem.

Posprzątałam pracownię - potem szuflady (co mnie wkurzyło), potem kawa, posiłek i coraz dotkliwsze uczucie, że TRZEBA się wziąć WRESZCIE. Dzień tymczasem zaczął gasnąć, a razem z nim moje perfumy.
No to poprawię - i zaaplikowałam sobie solidną dawkę Cacharela.
A w środku - rozedrganie.
Czy ja się, do cholery, boję malować? Czy jak? - przyszło mi do głowy.
Odpowiedź - twierdząca.

Wreszcie wycisnęłam kolor na spodeczek, co jest moim sposobem, by zacząć (przecież nie zostawię, żeby wyschło).
Włączyłam sobie relaksacyjnego Vangelisa, wzięłam pędzel - i klęska. W konsekwencji nie rozpacz, ale wkurw. Wszystko nie tak, nie tak! I w ogóle dlaczego jest tak ciemno??? (choć nie było).
Póki jeszcze obraz nie wysechł, trzeba zatrzeć nieudane ruchy.
Niestety. Trochę zbyt gwałtownie - ukazała się dykta spod spodu. Vangelis i jego elektroniczne chuchanie rozsierdziły mnie do granic.


Tymczasem Gucio przyniósł ze szkoły nadzwyczajny, wg mnie, portret pani od angielskiego.


Fryzura taka jakby trochę moja dziś (próbowałam wystylizować loki za pomocą papilotów).

Chodziłam po całym mieszkaniu, szukając jedynego odpowiedniego pędzla do delikatnych pociągnięć. Nie ma. Wcięło. Zaangażowała się cała rodzina, włącznie z Pepą, której udzielił się niepokój. Na dodatek Wojtek burknął "Ale smród za sobą ciągniesz"
"Perfumy?" - zapytałam opryskliwym tonem.
"A niby co?" - ale pędzel znalazł, leżący na kaloryferze po myciu.

Gustaw patrzył na mnie z troską "Mamusiu, jakbym mógł ci pomóc?" - wzięłam go na kolana, przytuliłam, wycałowałam. "Mamo, dlaczego ty wciąż malujesz i malujesz? I wcale nie odpoczywasz?"
"Jak to nie odpoczywam?"
"Na przykład w soboty i niedziele?"
"Bo ja to kocham!" - wycedziłam wściekle, patrząc na dziury w powierzchni farby.

Ale może naprawdę trzeba odpocząć? Przerwę sobie zrobić? Tylko jak? Przecież wciąż będę myśleć, jak naprawić to, co zepsułam... "Wóz albo przewóz!" - rzekłam na głos, położyłam obraz na stole.
Jeden ruch pędzla, drugi - nieudany, wdech - wydech.
I nagle - cud. Zaczęło się wyłaniać coś nadzwyczajnego. Poczułam wzbierającą radość i takie uczucie wdzięczności, jak kiedy patrzę na gotowy, piękny obraz. Wdzięczność tak namacalną, jakbym NAPRAWDĘ skończyła Lou Lou.

I powiem Wam - jest dobrze. Lepiej, niż dobrze. Praca nabrała tempa, ja - rumieńców.
Popatrzcie - światło sztuczne, proszę wziąć poprawkę, ale...


Jednym ruchem, bez żalu, zlikwidowałam idiotyczny fotelik (w dole obrazu). Może umieszczę go w innym miejscu?
I śmiem twierdzić, że jutro, przy sprzyjających okolicznościach, jest możliwe, że ogłoszę finał.
No i jak nie kochać malowania?

5 komentarzy:

  1. Genialnie się czyta Twoje historie, anegdoty. I mimo, że trudne dla Ciebie, współczuję tego stanu ( skądś go znam :(, acz nie w artystycznym wydaniu) to czyta się jak najlepszą literaturę ! :)

    Pani od angielskiego rozbrajająca. :)))))) Musiała być przemęczona. ;)

    Kurcze robi się ciekawie. Pędzę niuchnąć LouLou - wczoraj nie miałam odwagi, dziś czasu ale muszę mieć "świeży" punkt odniesienia do obrazu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo dziękuję - chociaż nie byłam w sosie przy wczorajszym wpisie, jednak zawsze zabarwienie uczuciowe ma znaczenie...
      Pani od angielskiego rzeczywiście chyba źle się czuła - odwołała następne zajęcia

      Wg mnie - uparcie powtarzam - Lou Lou Cię nie weźmie. Ale może choć trochę zaciekawi? Pomyśl o mnie, kiedy będziesz miała chęć wieszać na niej psy

      Usuń
    2. Gustaw ma talent! Dzieci to najlepsi obserwatorzy. :)

      Zapewne wiele dzieł sztuki powstało w takim właśnie "niesosie". Przelewanie emocji na twórczosć, wszelaką, jest i potrzebne i czasem wartościowe.

      Oczywiście, że myślałam o Tobie, nie mogło być inaczej, gdyż próbkę LouLou właśnie od Ciebie mam :) )))

      Wow! Moc!!! Rozumiem już czemu ją możesz lubić. Czy ja dobrze wyczuwam opary "malarskie" "lakiernicze" jakiś klej/rozpuszczalnik etc ? Nie mam odwagi skropić jej na skórę ;) Ale przynajmniej mam wyobrażenie zapachu. :)

      Z zapachów, które mnie dzięki Tobie wzięły, a sama bym siebie nigdy nie podejrzewała, że tak będzie, najlepiej wspominam Blonde Versace. :)
      Od tamtej próbki, dowiedziałam się, że ja akurat lubię tuberozę :)

      Usuń
    3. A i owszem, jest i klej, i rozpuszczalnik, i brudek jakiś - moc również.
      Jeśli Blonde Ci się podoba - tak, pamiętam teraz - to Truth or Dare Madonny też ma szansę. Na pewno stanę się jego posiadaczką. I ilustratorką.

      Usuń
    4. O rany julek ale bomba!!! (nie, nie mam 6 lat ;) ) Się podjarałam, zapomniałam napisac na Wizażu, że już jestem jego właścicielką i nosicielką! Hahaha. I tak, podoba mi się, ale skupiłam się na tym czego wciąż szukam. No ale nie tutaj o tym. ;)

      Tymbardziej nie mogę doczekać się ilustracji!!! Moim zdaniem on pulsuje, jakby wybijał rytm ?

      Usuń